R6006-367 Relacje pastora Russella z Pielgrzymami

Zmień język 

::R6006 : strona 367::

Relacje pastora Russella z pielgrzymami

PAUL S.L. JOHNSON – COLUMBUS

Stoję teraz przy trumnie tego, którego od czasów Apostoła Pawła, Bóg bardziej używał w Jego służbie, niż jakąkolwiek inną osobę. Stoję przy trumnie tego, który był dla mnie bratem i przyjacielem, który uczynił dla mnie więcej dobra, niż wszyscy inni ludzie, którzy mieli ze mną kontakt. Stoję przy trumnie tego, którego miłowałem bardziej, niż jakąkolwiek inną osobę. Stoję przy trumnie jednego z tych, o którym mam pewność wiary, że jest teraz w chwale z naszym czcigodnym Panem i Zbawicielem Jezusem Chrystusem. Można więc zrozumieć, jak trudno jest panować nad uczuciami w takich okolicznościach.

Zostałem poproszony, abym powiedział o relacjach Pastora Russella z Pielgrzymami. Miał on podwójny stosunek wobec nich – oficjalny i osobisty. Jego oficjalny stosunek wobec Pielgrzymów można zrozumieć, gdy uznamy urząd, do którego Pan go powołał, to znaczy, że był specjalnym przewodem do podawania „pokarmu na słuszny czas”, a także był powołany do organizowania i kierowania pracą

::R6007 : strona 367::

Domowników Wiary. Dlatego Pielgrzymi byli związani z nim jako współsłudzy tego samego Boga. Dlatego jako przedstawiciele Boga, a także w pewnym sensie jako przedstawiciele Brata Russella, podróżowali po całym świecie, głosząc „Radosną Nowinę”. Tak jak Mojżeszowi zostało danych Siedemdziesięciu współpracowników, którym Bóg dał Ducha, tego samego, jakiego włożył na Mojżesza, ponieważ dzieło było zbyt wielkie, aby Mojżesz mógł wykonać je sam, tak więc naszemu Niebiańskiemu Ojcu upodobało się dać współpracowników także temu oddanemu słudze, aby pomagali mu w pracy przy rozdawaniu pokarmu całemu Kościołowi. To dzieło było zbyt wielkie, aby mógł je wykonać sam. Dlatego Pielgrzymi mieli dźwigać część ciężaru i trudu, które były jego. Dlatego oni w pewnym sensie reprezentowali go. Pisząc do nich, czasami przypominał im, że lubi myśleć i mówić o nich, jako o swoich przedstawicielach, choć uznawał ich przede wszystkim jako przedstawicieli Pana.

To właśnie ten urząd dał mu bliskie i kierownicze relacje z Pielgrzymami. Został znakomicie dopasowany przez naturę, przez wdzięk i doświadczenie, aby wypełniać wszystkie wymagania tego urzędu. Posiadał olbrzymi intelekt z cudownymi zdolnościami percepcji, niezwykłą pamięcią i jasnymi, głębokimi oraz prawdziwymi zdolnościami rozumowania, które były połączone z wyjątkową znajomością ludzkiej natury i taktowną agresywnością. Dało mu to wielką zdolność działania, która oczywiście znakomicie przystosowała go do kierowania pracą Pielgrzymów. Nasz Niebiański Ojciec obdarzył go naturalnym usposobieniem, szczególnie w jego religijnych zdolnościach, które posiada bardzo niewielu z upadłej rasy ludzkiej. Pod starannym pielęgnowaniem Ducha Świętego, te naturalne zdolności zostały rozwinięte do najwyższego poziomu w charakter, który posiadał i łączył w sobie wszystkie cechy konieczne do wypełniania obowiązków, odpowiedzialności i przywilejów związanych z jego oficjalnymi relacjami z Pielgrzymami.

Jego doświadczenie jako Pielgrzyma przystosowało go do tego, by lepiej i sprawniej wykonywał tę część jego urzędu. Dlatego jego oficjalny stosunek względem Pielgrzymów polegał na kierowaniu ich pracą. Bożą wolą było, aby był On ludzkim przedstawicielem, którego Bóg użył do wyboru Pielgrzymów. Przy wyborze tych sług nie stosowano arbitralności ani stronniczości. W odniesieniu do tego, jak należy dokonać tego wyboru, jego wola była w pełni poddana woli Ojca. Poddawał Pielgrzymów trzem testom wymaganym przez Słowo Boże, które były właściwe, aby zostać ustanowionymi jako publiczni słudzy Boga. Przede wszystkim wymagał od nich, aby oprócz pełnego poświęcenia, mieli wysoki stopień miłującej gorliwości, głęboką pokorę, przykładną łagodność i dokładną znajomość Słowa Bożego. Ponadto wymagał, aby w znacznym stopniu posiadali talenty niezbędne do nauczania i głoszenia Słowa Bożego w sposób jasny, przekonujący i ujmujący wobec reagujących serc. W końcu wymagał on, aby ich opatrznościowa sytuacja życiowa była taka, by umożliwić im w harmonii ze Słowem Bożym przyjęcie obowiązków, odpowiedzialności i przywilejów służby Pielgrzyma. Kiedy te trzy rzeczy łączyły się w danej osobie, Brat Russell był bardzo zadowolony z zorganizowania jego działu w służbie Pielgrzymów. Jego metody wybierania takich, były dość wyjątkowe; np. niezauważony słuchał Brata, którego nie znał, jak tłumaczył wykres kilku przyjaciołom. Gdy objaśnienia były bardzo jasne, pytał on, kim jest ten Brat. Poznawszy jego nazwisko, nawiązywał z nim korespondencję, zapraszając go do służby Pielgrzyma. Ci, którzy mieli otrzymać przywilej tego urzędu, byli poddawani przez niego pewnym testom, które miały wskazać na posiadanie lub brak cichości, pokory, gorliwości, jasności w przedstawianiu Prawdy i wielkiej miary miłości oraz samokontroli.

Jego instrukcje dla Pielgrzymów były bardzo proste. Uważał, że kilka instrukcji jest lepszych niż wiele. Pewien Pielgrzym rozpoczynający służbę zapytał go: „Bracie, czy masz jakąś instrukcję, zachętę lub ostrzeżenie, które mi dasz, a które może okazać się pomocą dla mnie w służbie?”. On odpowiedział: „Nie, bracie”. Kiedy jednak zastanowił się chwilę, powiedział: „Tak; Bracie, mam. Bądź pełen miłującej gorliwości i głębokiej pokory, a wszystko będzie dobrze”. Miał zwyczaj mówić: „Jeśli masz jakieś trudności lub jeśli masz problem, którego nie możesz rozwiązać, pamiętaj, że zawsze masz tu otwarte ucho i chętną rękę”.

Dawał Pielgrzymom tak wiele wolności, jak wymagało tego dobro Dzieła i ich samych. Pozwalał im samym wybierać swoje tematy wykładów i stosować swoje sposoby przedstawiania poselstwa, nie chcąc ingerować w ich indywidualność, wierząc, że Pan pokieruje każdym z nich. Wprowadził jedynie takie ograniczenia, jakie były konieczne dla dobra Dzieła i jego uczestników. Kiedykolwiek konieczna była korekta, podawał ją w wyjątkowo miłej formie. Jeden z Pielgrzymów prosił o zbyt częste wakacje, twierdząc, że potrzebuje więcej czasu na studiowanie. Brat Russell, odczuwając, że ten Brat powinien mieć więcej gorliwości, zasugerował, by Brat odsunął się na rok od służby Pielgrzyma, aby studiować. Ten Brat zrozumiał myśl Pastora i natychmiast oświadczył: „Bracie, to byłaby strata zbyt długiego czasu. Zaraz biorę się do pracy”.

Zawsze był w gotowości, by zachęcać innych. Żaden Pielgrzym nie odszedł od niego bez otrzymania zachęty, jeśli tylko był w sprzyjającym ku temu stanie serca i umysłu. Kiedy potrzebna była korekta, była ona udzielana z największym taktem i łagodnością, uwzględniając obecność dobrych intencji. Kiedykolwiek miał wprowadzić jakiekolwiek zmiany, awanse lub degradacje w służbie, one były przeprowadzane nie z osobistych powodów, ale zawsze z powodu zasad zawartych w Słowie Niebiańskiego Ojca. Jego postępowanie było całkowitym utopieniem swojej własnej woli w woli Pańskiej i szukaniem, jaka jest ta wola w stosunku do każdego Pielgrzyma, aby mógł mu lepiej pomóc w dobrym dziele. Ilekroć była rozwiązywana współpraca, robił to w taktowny i łagodny sposób, tak, że inni nie musieli rozumieć powodu, a Pielgrzym nie doświadczał niepotrzebnego bólu. Był on w

::R6007 : strona 368::

bardzo łagodny i pełen miłości sposób zapraszany, aby wejść na inne pole działania dla chwały Boga i własnego pożytku.

Jego stosunek do pracy Pielgrzyma był jedną wielką zachętą dla Pielgrzymów. Jedną z jego najwspanialszych usług dla nich, był jego osobisty przykład wiernej służby. Wpływał na nich na wiele sposobów, nawet brzmieniem głosu i gestami. Niewątpliwie Pielgrzymi będą z radością pamiętać tę myśl, że jego pierwszą pracą Żniwa była służba Pielgrzyma, tak jak jego ostatnią pracą Żniwa była także służba Pielgrzyma.

Jednak nie powinniśmy myśleć, że jego oficjalny stosunek do Pielgrzymów był wszystkim, co było w jego relacji do nich. On nigdy nie był oficjalny ani takim, do którego nikt nie mógł się zbliżyć. Był najbardziej miłującą i uprzejmą osobą i zawsze wzbudzał zaufanie. W dodatku do jego oficjalnych relacji on utrzymywał również wielostronne osobiste relacje z Pielgrzymami. Przede wszystkim był dla nich jak wierny ojciec. Nie mając swoich naturalnych dzieci, został pobłogosławiony przez Pana w spłodzeniu Prawdą wielu duchowych dzieci; tak jak Apostoł Paweł powiedział, że spłodził wielu w podobny sposób. Brat Russell wprowadził wiele osób do rodziny Pańskiej, a wśród nich było niemało Pielgrzymów. Pewien Pielgrzym ostatnio zauważył: „Nigdy świadomie nie miałem ojca, dopóki nie rozpocząłem służby Pielgrzyma i nie wszedłem w bezpośredni kontakt z Bratem Russellem”.

Był nie tylko ojcem, ale także starszym Bratem dla Pielgrzymów, zawsze gotowym stać ramię w ramię z nimi. Dlatego nie był on traktowany wyłącznie z takim uczuciem, jakie ludzie powinni mieć dla ojca. Jako starszy Brat, inspirował Pielgrzymów zaufaniem i szacunkiem dla siebie. Ponadto był on prawdziwym przyjacielem. Nie przyjmował on kapryśnie kogoś jednego dnia, aby następnego dnia go wyrzucać. Dzięki lojalności opartej na dobrym Słowie Bożym był wierny wobec swoich przyjaciół. Każdy Pielgrzym zdawał sobie sprawę, że mógł polegać na przyjaźni tego umiłowanego sługi. Był czułym towarzyszem.

Nasz drogi Brat Sturgeon opowiedział nam przed chwilą, jak okazywał on swoje braterstwo aż do końca. Był także najbardziej sympatycznym pocieszycielem. Każdy, kto cierpiał, a szczególnie cierpiał duchowo, szukając pocieszenia, znajdywał w nim uważnego słuchacza, współczujące serce, pocieszające słowo i zachęcającą myśl. Z natury był obdarzony głębokim uczuciem współczucia, a dzięki łasce była ona bardziej rozwiniętą niż większość jego innych cech. Umożliwiało to mu współodczuwać z wieloma, którzy przychodzili do niego ze sprawami, które ich boleśnie przygniatały. Sprawiało to, że był współczującym pocieszycielem.

Co więcej, ten dobry sługa Boży był życzliwym optymistą. Zawsze przyjmował najlepszą interpretację wszystkiego. Każdemu dawał kredyt z powodu dobrych intencji. Jego pragnieniem i oczekiwaniem było, aby ci umiłowani współpracownicy mogli mieć chwalebne wejście do błogosławionego Królestwa, do którego mamy pewność, że on wszedł, gdy Pan nazwał go nie tylko „roztropnym”, ale także „wiernym”. Był radosnym pomocnikiem. Nic go bardziej nie cieszyło niż służenie innym. Nieustannie myślał i planował, w jaki sposób mógłby pomóc przez udzielenie porady, przez przykład i przez uczynki. Każda właściwie usposobiona osoba, która weszła w kontakt z nim, została pokrzepiona i zachęcona. On zawsze myślał nie o sobie, ale o innych. Dlatego jego śmierć była tak pełna chwały. Prawdopodobnie myślał, że umrze jako męczennik. Pod wieloma względami jego śmierć była bardziej chwalebna niż śmierć męczeńska; gdyż otrzymał przywilej, by nie pozwolono, aby znaczną część jego życia odebrano mu przemocą, ale, aby mógł wykorzystać każdą uncję swoich sił w służbie, gdyż umarł przy pracy. Taka śmierć była dla niego najlepsza. Bóg zadecyduje, jaki rodzaju śmierć jest najlepszy dla każdego.

[Zwracając się do cielesnych szczątków, mówca powiedział: O sługo Pana, w proroczym typie Bóg nazwał cię Eldadem, umiłowanym

::R6008 : strona 368::

Boga. Byłeś umiłowanym Boga, będąc w ciele, a teraz jesteś w duchu i na całą wieczność tam będziesz. Byłeś także umiłowanym ludu Bożego, jesteś teraz i na zawsze nim pozostaniesz. Dlatego nazywamy Cię Ameldadem, Umiłowanym ludu Bożego].

Nie możemy już dłużej modlić się za naszym Bratem, tak jak modliliśmy się dzień po dniu: „Boże błogosław naszego umiłowanego Pastora”. Jednak, Umiłowani, możemy modlić się przez wzgląd na niego, aby Bóg błogosławił pamięć o nim. On już jest poza potrzebą naszych modlitw; ale och, Umiłowani, nie pozostawiajmy pustki w naszych modlitwach, gdzie mieliśmy zwyczaj modlić się: „Boże błogosław naszego umiłowanego Pastora”. W miejscu tym módlmy się: „Boże błogosław pamięć naszego umiłowanego Brata Russella”. Kto z nas dołączy się do mówcy i postanowi, aby codziennie modlić się względem niego, aby Bóg błogosławił pamięć naszego umiłowanego Brata? O, niech Izrael Boga wszędzie codziennie modli się: BOŻE BŁOGOSŁAW JEGO PAMIĘĆ!

====================

— 1 grudnia 1916 r. —