::R5919 : strona 201::
Św. Paweł w Koryncie
– 23 LIPCA – DZ. AP. 18:1-11 –
LEKCJE Z DOŚWIADCZEŃ ŚW. PAWŁA – KORYNT LEPSZYM POLEM DLA EWANGELII NIŻ ATENY – JAK ZWYKLE POSELSTWU SPRZECIWIALI SIĘ I BLUŹNILI CI, KTÓRZY WOLELI „TRADYCJE STARSZYCH” – PRZYBYCIE SYLASA I TYMOTEUSZA – ŚW. PAWEŁ ZACHĘCONY I POCIESZONY.
„[…] Nie bój się, ale mów, a nie milcz” – Dz. Ap. 18:9
ATENY nie okazały się zbyt udanym polem dla wysiłków Apostoła Pawła. Szybko dostrzegł on, że chociaż ich obywatele głównie zajmują się słuchaniem nowin i rozprawianiem na każdy temat, to jednak skłonność ku fałszywej nauce i filozofii zajmowała ich uwagę i zaspakajała ich umysły w takim stopniu, że nie byli tak gotowi na przyjęcie Prawdy, jak inni, gorzej wykształceni i o mniej filozoficznej postawie. Doświadczenia Apostoła pod tym względem pokrywają się z doświadczeniami wszystkich tych, którzy w szczerości głoszą Ewangelię Chrystusową pozbawioną wszelkich ludzkich wymysłów i filozofii. Są one potwierdzeniem jego słów, że Bóg nie wybiera wielu mądrych lub wielkich czy uczonych według kryteriów tego świata, lecz głównie ubogich tego świata – ubogich społecznie, filozoficznie i finansowo – żeby byli dziedzicami Królestwa. Klasa ta jest bowiem bardziej skłonna przyjąć wiarę i obfitować w niej.
Opuściwszy Ateny, Św. Paweł przebył około czterdziestu mil do Koryntu, znaczącego miasta handlowego Grecji, słynącego ze swoich wyrobów, architektury, obrazów, odlewów w brązie itd. Korynt znajdował się na znacznie niższym poziomie moralnym niż Ateny, był znacznie mniej rozwinięty, stanowił jednak lepsze pole dla Ewangelii. Tam, gdzie powszechne stają się religijne formy i ceremonie, ludzie przykładają do nich odpowiednio mniej wagi i znaczenia. Jednak tam, gdzie powszechny jest grzech, niemoralność i niereligijność, ludzie o skłonnościach religijnych zazwyczaj przejawiają większą wolność i są bardziej otwarci na Prawdę. Nie zadowalając się formalizmem, wyraźniej rozpoznają sprawiedliwość z powodu ostrego kontrastu, w jakim jawi się ona na tle obfitującego grzechu.
Podobnie i dzisiaj, Prawda spotyka się raczej z chłodniejszym przyjęciem pośród tych, których uczucia religijne są w pewnej mierze zaspokojone formami i ceremoniami. Serce gotowe na przyjęcie Prawdy to serce, które nie jest przesycone i odurzone religijnym formalizmem, lecz w pewnej mierze jest świadome niezmiernej grzeszności grzechu oraz łaknące sprawiedliwości, która jest z Boga. Tak jak Apostoł, mamy dostrzegać najbardziej owocne pola i na nich zużywać nasze siły, pozostawiając inne pola na bardziej dogodny czas, który nadejdzie czy to w obecnym wieku, czy też podczas Tysiąclecia.
Lekcje z doświadczeń św. Pawła
Najwyraźniej Apostoł był w owym czasie nieco zawiedziony. Jego pierwszy list do Kościoła Korynckiego, napisany w późniejszym czasie, wyraźnie wskazuje na jego zniechęcenie i możliwą chorobę. Pisze on bowiem: „I byłem ja u was w słabości i w bojaźni, i w strachu wielkim”. Jego ciężkie przeżycia w Filippi, niewielki sukces w Atenach, skromne zasoby finansowe i potrzeba społeczności – wszystko to przyczyniło się do jego przygnębienia; a on sam mówi nam, że Pan pocieszył go widzeniem.
Wkrótce po przybyciu do Koryntu Św. Paweł spotkał Akwilę i jego żonę Pryscyllę. Byli oni wytwórcami namiotów, a ponieważ był to także zawód Apostoła, pozostał on z nimi i pracował. W owych czasach panował taki zwyczaj, że synowie ludzi z wyższych sfer uczyli się zawodu bez względu na to, jak dobrze byli wykształceni. Zawód Św. Pawła stawiał go w korzystnej sytuacji, umożliwiał mu bowiem zaspakajanie własnych potrzeb podczas głoszenia Ewangelii Chrystusa. Z jego własnych wyjaśnień w tej sprawie dowiadujemy się, że nawet po tym, jak znaczna liczba wierzących zaczęła zgromadzać się w Kościele w Koryncie, Apostoł utrzymywał się ze swojego zawodu. Powodem, dla którego tak czynił, nie było przekonanie, że byłoby grzechem z jego strony przyjmowanie pieniędzy i wsparcia od tamtejszych wierzących, ale nadzieja, iż Ewangelia zyska większe uznanie w oczach wielu, kiedy zobaczą, że jej główny głosiciel nie robi tego dla pokarmu, który ginie, ani dla bogactwa, lecz że głosi Ewangelię bez zapłaty – kładąc swoje życie dla braci.
O tym okresie Apostoł napisał do Tesaloniczan, „Dlatego pocieszeni jesteśmy, bracia! z was w każdym utrapieniu i potrzebie naszej przez wiarę waszę” (1 Tes. 3:7). Później o swoich doświadczeniach napisał do Koryntian następująco: „Jeszcze aż do tej godziny i łakniemy, i pragniemy, i nadzy jesteśmy, i bywamy policzkowani, i tułamy się, I pracujemy, robiąc własnemi rękami; gdy nas hańbią, dobrorzeczemy, gdy nas prześladują,
::R5919 : strona 202::
znosimy; Gdy nam złorzeczą, modlimy się za nich: staliśmy się jak śmieci tego świata i jako omieciny u wszystkich, aż dotąd” – 1 Kor. 4:11-13.
Wielu z nas może wyciągnąć lekcję z doświadczeń Św. Pawła. Jeśli Bóg dozwolił, by on cierpiał niedostatek, był zniesławiany, oczerniany i ciemiężony – jeśli on potrzebował takich doświadczeń po to, by wydobyć z niego to, co było w nim najlepsze, i by jego listy były tym bardziej użyteczne dla Kościoła – możliwe, że czasami Pańskie postępowanie z nami może mieć taki sam cel – przygotowanie nas do większej użyteczności w Jego służbie.
Św. Paweł „ściśniony w duchu”
Pomimo całego swojego zniechęcenia oraz faktu, że praca przy wyrabianiu namiotów ledwo wystarczała na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, Apostoł nigdy nie zapomniał, że jego główną misją w życiu jest głoszenie Ewangelii. O ile zarabianie na codzienny chleb utrudniało mu głoszenie w dni powszednie, to kiedykolwiek mógł dotrzeć do zgromadzenia Żydów, przeznaczał przynajmniej dni Szabatu na tę ważniejszą pracę. Czytamy, że rozprawiał z nimi w synagodze w każdy dzień Szabatu. Jednak najwyraźniej odczuwał pewną miarę skrępowania i nie przemawiał z typową dla siebie śmiałością i stanowczością, być może dlatego, że brakowało mu moralnego wsparcia, które jest ważną rzeczą dla wszystkich, a dla wielu niezbędną.
W końcu przybyli Sylas i Tymoteusz, przynosząc ze sobą nie tylko pokrzepiającą społeczność i zachęcające wiadomości z Berei, Tesaloniki i Filippi, lecz również dar, jak sam Apostoł nam o tym mówi – całkiem prawdopodobne, że pochodził on od Lidii, sprzedawczyni purpury, która była dobrze sytuowana. Wynik tych zachęcających zdarzeń jest podany do naszej wiadomości. Św. Paweł, który „ściśniony był w duchu” – poczuł przypływ świeżych sił, które zachęcały go do gorliwszego opowiadania Poselstwa i skupienia się na sprawach w synagodze.
Po złożeniu świadectwa z wielką śmiałością i stwierdzeniu, że to Poselstwo zostało odrzucone przez większość w synagodze, Apostoł sam doprowadził do przełomu, otrząsając swoje szaty, jak gdyby nie chciał wziąć od nich nawet prochu i oświadczając tym, którzy sprzeciwiali się i bluźnili, „Krew wasza na głowę waszą, jam jest czysty, od tego czasu pójdę do Pogan”.
Są takie chwile, kiedy stanowczość jest absolutnie konieczna, mimo że może doprowadzić do podziału pośród tych, którzy utrzymują, że służą temu samemu Bogu. W takich chwilach dużo więcej dobra można osiągnąć takim sposobem niż przez trwanie w niesprzyjających warunkach. Oliwa i woda nigdy się nie zmieszają, a czas poświęcony na ich łączenie jest całkowicie stracony. W sytuacji, gdy manifestowana jest niezaprzeczalna zawziętość i nienawiść, tak jak miało to miejsce w rozważanym przez nas przypadku, lepiej jest się wycofać.
Jednakże ani Apostoł, ani my nie uznawalibyśmy za stosowne, czy też w ogóle dopuszczalne, by lud Pana sprzeczał się i obrażał jeden na drugiego w kwestii błahostek niegodnych rozważenia. Otrząśnięcie prochu z szat nie tylko było zalecone przez naszego Pana (Mat. 10:14), lecz stanowiło także zwyczaj w owych czasach – jak gdyby ostrzeżenie, że w swoim odczuciu Apostoł wypełnił całkowicie swój obowiązek i pozostawiał odpowiedzialność na ich barkach.
Skutek był dobry z dwóch względów: (1) Pomogło to zająć zdecydowane stanowisko przełożonemu synagogi Kryspusowi; którego duchowy rozwój w przeciwnym wypadku mógłby zostać zahamowany. Kryspus opowiedział się za Panem Jezusem i stanął po stronie Apostoła wraz z kilkoma innymi osobami. (2) To, że Żydzi odrzucili Apostoła i jego Poselstwo, musiało w sposób bardziej szczególny zwrócić uwagę Pogan na Ewangelię. Niektórzy z tych Pogan już uwierzyli. Nowe spotkania odbywały się w domu Justusa, pobożnego człowieka, który mieszkał obok synagogi. Dzięki temu Żydom uczęszczającym na nabożeństwa w synagodze było ustawicznie przypominane Poselstwo Św. Pawła wygłoszone w synagodze, co było dla nich zachętą, by wejść do domu Justusa i usłyszeć więcej na temat wypełnienia się proroctw w Jezusie.
Św. Paweł zostaje zachęcony
W rezultacie znaczna liczba Koryntian uwierzyła i została ochrzczona, wyrażając tym sposobem swoje poświęcenie dla czynienia woli Pana. Z tego wynika, że przeciwności niekoniecznie są czymś szkodliwym dla Sprawy Pana. Wprost przeciwnie, bezpiecznie można powiedzieć, że najbardziej niebezpieczną rzeczą jest stagnacja.
Najwyraźniej Pan widział, że Jego sługa Paweł potrzebuje w owym czasie jakiejś szczególnej zachęty. Dlatego Apostoł otrzymał kolejne widzenie, w którym zostało mu powiedziane, „Nie bój się, ale mów, a nie milcz. Bom Ja jest z tobą, a żaden się na cię nie targnie, abyć miał co złego uczynić; albowiem ja wielki lud mam w tem mieście”.
Jakiż wgląd daje nam to zdarzenie w sposób, w jaki Bóg sprawuje nadzór nad Poselstwem Ewangelii i jej sługami! Jak bardzo słowa te przypominają nam o obietnicy, że Pan nie pozwoli, byśmy byli kuszeni ponad to, co jesteśmy w stanie znieść, ale z każdym pokuszeniem da i wyjście! (1 Kor. 10:13) Możemy być pewni, że to widzenie oraz jego przesłanie nie były wyłącznie dla Apostoła, ale dla wszystkich z ludu Pana od tamtych czasów aż do dziś. Ten sam Bóg jest równie szczodry dla wszystkich, którzy Go wzywają i może zarówno ochronić, jak i wybawić swoich sług. Dlatego też pozwoli tylko na takie doświadczenia, jakie Jego nieskończona mądrość uzna za korzystne dla Jego sprawy oraz na takie, które przyniosą Jego sługom znacznie większą i wieczną obfitość chwały.
Słowa Pana o tym, że ma wiele ludu w Koryncie, również są dla nas pewną lekcją. Pokazują, że Pan zna serca wszystkich i sprawuje pieczę nie tylko nad swoimi świętymi, ale również nad tymi, którzy jeszcze nie słyszeli Jego poselstwa, lecz których serca cechują się sprzyjającą postawą uczciwości i szczerości. W związku z tym otrzymujemy dalszą lekcję: pamiętajmy, że Pan sam nadzoruje swoje misje i potrafi kierować swoimi poświęconymi sługami nie tylko co do kierunku i miejsca wykonywania służby, lecz również co do czasu, jaki mają pozostać w danym miejscu, wykonując Jego wolę, oraz w odniesieniu do charakteru doświadczeń potrzebnych im do jak najlepszego osiągnięcia Jego celów.
Im mocniej potrafimy naszą wiarą uchwycić tę sytuację, tym bardziej będziemy umieli polegać na Panu i korzystać z Jego mądrości zamiast naszej własnej, tym donioślejsze sukcesy będziemy mogli odnosić jako Jego słudzy i tym większe szczęście i zadowolenie będziemy odczuwać. Musimy mieć bowiem świadomość, że wszystkie rzeczy współdziałają dla dobra tych, którzy są Jego i poddali się Jego kierownictwu i opiece.
Osiemnaście miesięcy nauczania
Korynt był nazywany Targowiskiem Próżności Świata; był ośrodkiem rozpusty, miejscem szukania uciech itd. Mówi się, że był jednym z najbardziej rozwiązłych i rozrzutnych miast swoich czasów. Na początku może nas dziwić, że to najnikczemniejsze z wielkich miast mogło wydać większy duchowy plon niż jakiekolwiek inne, plon tak wielki, że sam Pan oświadczył, że ma tam „wiele ludu” i opatrznościowo zatrzymał tam swojego ambasadora na półtora roku, podczas gdy w innych miejscach dane mu było pozostać tylko kilka dni lub tygodni.
Wydaje się, że zasada w tej sprawie jest następująca: zewnętrzna moralność często prowadzi do powstania faryzejskiego poczucia własnej sprawiedliwości, co jest najbardziej zgubnym i śmiertelnym wrogiem prawdziwej sprawiedliwości. Z drugiej strony tam, gdzie grzech jest rażąco oczywisty, jest przez to odpychający dla czystych w sercu, dla wszystkich, którzy miłują sprawiedliwość; a poczucie wstrętu
::R5919 : strona 203::
wobec grzechu wydaje się lepiej przygotowywać takie serca do szczerego poświęcenia się Panu i umożliwia im przyjęcie Jego Poselstwa. Teoria ta sprawdziła się przynajmniej w pracy misyjnej w Koryncie, w przeciwieństwie do innych miejsc o znacznie lepszej reputacji.
Lekcją dla nas w związku z tym jest to, że zawsze powinniśmy się strzec w naszych sercach przed takim duchem własnej sprawiedliwości, wynikającym z zewnętrznych praktyk religijnych, któremu brak prawdziwej świętości, prawdziwego uświęcenia. To właśnie pod tym względem Pan znalazł winę w jednym z siedmiu Kościołów, do którego powiedział, „A tak, ponieważeś letni, a ani zimny, ani gorący, wyrzucę cię z ust moich. Albowiem mówisz: Jestem bogaty i zbogaciłem się, a niczego nie potrzebuję; a nie wiesz, żeś ty biedny i mizerny, i ubogi, i ślepy, i nagi” (Obj. 3:16,17). Taki jest zarzut naszego Pana co do obecnego stanu nominalnego kościoła – tak bogatego w ziemskie korzyści oraz tak bardzo zadowolonego z siebie. Strzeżmy się, aby w żaden sposób i w żadnej mierze taka letniość nie ogarnęła nas i byśmy nie stracili Bożej łaski.
====================
— 1 lipca 1916 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: