::R5724 : strona 211::
MIŁOŚĆ OJCA I SYNA NASZYM WZOREM
(Wykład wygłoszony przez Brata Russella na niedawnej Konwencji w Oakland, Kalifornia)
MAMY zapewnienie, że nawet przy końcu swej ziemskiej misji Mistrz wciąż bardzo miłował swych uczniów. Czytamy: „Jezus […] umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca”. Biblia wyznacza ostrą granicę, pomiędzy miłością Boga do całej ludzkości a Jego miłością, okazaną Kościołowi. W ogólnym sensie Biblia zapewnia, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”. Jednak w upadłym człowieku nie było niczego, co Bóg mógłby tak pokochać, że pragnąłby z nim społeczności. Rzeczywiście, w człowieku nie było nic, co mogłoby przyciągnąć do niego miłość Boga – wszystko było przeciwne tej miłości. Z tego powodu Bóg wydał wyrok na człowieka natychmiast po jego upadku, potwierdzając tym samym, że Ojciec Adam nie zasługiwał na to, aby nadal cieszyć się Jego miłością i łaską; dlatego skazał go na śmierć – 1 Moj. 3:17-19.
Nie mamy rozumieć, że Bóg po pewnym czasie zmienił zdanie i doszedł do wniosku, że jednak nadal miłował Adama i żałował, że skazał go na śmierć. Powinniśmy raczej rozumieć, że miłość, jaką Bóg okazywał światu, jest miłością współczującą. I wy i ja możemy mieć pewien rodzaj współczującej miłości do jakiegoś biednego psiaka. Gdyby skaleczył łapę, chcielibyśmy mu tę łapę opatrzyć. Okazalibyśmy miłość, która wynika ze współczucia. Nie znaczy to, że rzeczywiście kochamy takiego psa, lecz że odczuwamy dla niego współczucie. Podobnie Bóg okazuje współczucie światu. I pragnie, aby Jego lud przejawiał uprzejme i życzliwe współczucie wobec wszystkich ludzi, a nawet wobec zwierząt. Zgodnie z tym Apostoł wskazuje, że przy każdej nadarzającej się sposobności mamy wyświadczać dobro wszystkim ludziom, a szczególnie domownikom wiary – Gal. 6:10.
Pan ustanawia wiążącą regułę. Nie powinniśmy traktować domowników wiary na równi ze światem. Nie mamy myśleć, że powinniśmy okazywać światu takie samo oddanie, miłość lub zainteresowanie, jak domownikom wiary. Bóg też tak nie postępuje.
Miłość, jaką Bóg ma dla świata, jest zupełnie inna niż ta, o której wspomina Zbawiciel, gdy mówi: „sam Ojciec miłuje was”. Moim zdaniem jest to jeden z najwspanialszych tekstów Biblii – nasz wielki Bóg może miłować nas – tak małych, tak niegodnych Jego miłości lub uwagi! To samo uczucie
::R5725 : strona 211::
Niebiańskiego Ojca jest pokazane w słowach naszego tekstu: „Jezus […] umiłowawszy swoich, […], umiłował ich aż do końca”. Nie ma co do tego wątpliwości. Nie myślmy, że ci, którzy stali się Jego szczególną własnością, którzy przyszli do Niego i stali się Jego naśladowcami, byli najbardziej utalentowanymi ludźmi w narodzie żydowskim; tak samo jest dzisiaj z Jego uczniami. Czy stali się Jego własnością, ponieważ byli tak dobrze wykształceni? Czy dlatego, że byli tak wytworni? Nie. Czy dlatego, że świat ich poważał i chciał ich sobie podporządkować albo dlatego, że mieli być wywyższeni i zająć odpowiedzialne, w oczach świata, stanowiska? Nie.
DLACZEGO JEZUS MIŁUJE SWOICH
Dlaczego Jezus miał dla nich tak wyjątkową miłość? – „umiłowawszy swoich, […] umiłował ich aż do końca”. To jest bardzo ważne. I wy i ja pragniemy wiedzieć, czy Zbawca nas kocha. Jego miłość nie jest przypadkowa. Jest w tym pewna reguła. Umiłował ich, ponieważ byli Jego własnością, ale nie w takim samolubnym znaczeniu, w jakim ktoś mógłby kochać swój dom, psa lub kota, ponieważ do niego należą, ponieważ jest ich właścicielem. Jezus nazywał ich swoimi nie w takim znaczeniu własności. Jego miłość była niesamolubna. Zamierzał coś dla nich zrobić.
Co było przyczyną, dla której Jezus umiłował i nazywał uczniów swoimi? Myślę, że się ze mną zgodzicie, iż powód był jeden. Umiłował ich dlatego, że mieli takie zalety serca, które z Jego punktu widzenia zasługiwały na Jego miłość. Sądzę, że wy i ja też je mamy. Tak myśląc, wy i ja możemy widzieć i wiedzieć. Cieszę się, że Biblia mówi, iż Jezus umiłował swoich. Cieszę się, że jestem jednym z nich i dlatego mogę wierzyć, że Jezus miłuje mnie, nie tylko współczując mi tak, jak współczuje niewierzącemu światu, ale darzy mnie szczególnym rodzajem miłości, wskazanym w naszym tekście.
Wierzę, że zaletą, która sprawiła, że Jezus ich umiłował, była przede wszystkim ich uczciwość. Sądzę, że nie ma żadnej innej cechy, która cieszyłaby się większym uznaniem w oczach Boga, niż uczciwość. Czyż każdy człowiek nie powinien być uczciwy? Moja odpowiedź brzmi: tak. Ale czy każdy jest uczciwy? Bez wątpienia nie. Uczciwość, jaką okazali ci uczniowie, przejawiła się w tym, iż byli gotowi wyznać, że są niczym. Nie byli w stanie przestrzegać Bożego Prawa. Nie mogli uważać się za kogoś, kim nie byli. Wiedzieli, tak jak wiedzieli lub powinni wiedzieć wszyscy Żydzi, iż Bóg dał im
::R5725 : strona 212::
Prawo Zakonu jako normę postępowania. Nie byli w stanie przestrzegać tego Prawa. Byli na tyle uczciwi, by to przyznać. Dlatego ich serca były gotowe, aby szukać tego, co Bóg miał do zaoferowania i co było lepsze, niż Przymierze Zakonu – Rzym. 7:1-25; Rzym. 8:1-4.
OBŁUDA WIELKIM GRZECHEM
Zauważmy tych poważanych, świętych, religijnych z narodu żydowskiego – uczonych w Piśmie, faryzeuszy i kapłanów. Twierdzili, że przestrzegają Prawo Zakonu, ale go nie zachowywali, co Jezus im wykazał. Oznaczało to, że oszukiwali. Fałszywie utrzymywali, że zachowują Prawo. Ich filakterie były coraz większe. Odmawiali długie modlitwy, aby wywrzeć wrażenie na ludziach. Jezus nieustannie ich napominał. Z pewnością w Palestynie było wielu morderców, rabusiów i włóczęgów, jednak zauważamy, że Jezus pomijał wszystkie ich przestępstwa jako mało znaczące w porównaniu z obłudą. Wobec wspomnianej klasy Mistrz wysuwał najpoważniejsze oskarżenia. Im dalej, wy i ja, jesteśmy od religijnych obłudników, tym lepiej. Gdyby cała społeczność religijna, która wyznaje Chrystusa, potrafiła wyzbyć się obłudy, wywołałoby to wielkie poruszenie na świecie. Przywiązuje się wagę do nazw, określających pewne czynności związane z religią, ale w tym przypadku nazwy zupełnie nie przystają do rzeczywistości.
Uczniowie byli uczciwi, wyznając, że nic nie znaczą i że nie potrafią postępować sprawiedliwie, nie są w stanie zachowywać Bożego Prawa. Tym samym uwierzyli w Boże Poselstwo o pokoju z Bogiem i o tym, że dzięki Jezusowi mogą otrzymać przebaczenie grzechów. Jezus przyjął ich za swych uczniów, ponieważ okazali taką postawę umysłu, a oni z radością uwierzyli w Poselstwo, które im przekazał – że wybiera klasę Królestwa, która zostanie nadzwyczajnie wywyższona, aby błogosławić ludzkość. Uczniowie pozostawili wszystko, aby pójść za Nim. On też obrał taką drogę. Zrzekł się wszystkiego, aby czynić wolę Ojca. Zrezygnował z chwały, którą miał u Ojca przed stworzeniem świata. Jako istota ludzka poświęcił się podczas chrztu, aby dobrowolnie i z radością czynić wolę Ojca. Także kilku Jego drogich uczniów, rozpoznawszy Jego czystość i przyjąwszy Jego Poselstwo, z radością zdecydowało się pójść w Jego ślady, aby podobnie jak On, czynić wolę Ojca. Jezus oświadczył, że każdy z nich był dla Niego matką, siostrą i bratem. Na tym polegała tajemnica.
NIKT NIE JEST TAK CENNY, JAK CI, KTÓRZY SĄ PAŃSKĄ WŁASNOŚCIĄ
Nasz Pan przyjął uczniów jako bardzo blisko z Nim spokrewnionych. Byli dla Niego najdrożsi na całym świecie. Nie byli Jego rodzonymi braćmi i siostrami, ale ponieważ mieli Ducha Ojca, ponieważ mieli Jego własnego Ducha, byli bardzo umiłowani. Umiłowawszy swoich, umiłował ich aż do końca.
Jak pamiętacie Jezus przy końcu swej ziemskiej pielgrzymki, gdy myślał o nich i o tym, że ich opuści, modlił się za nimi do Ojca. Powiedział: „nie za światem proszę”. Wkrótce miał umrzeć za świat, jednak nie prosił za światem, ponieważ w Bożym Planie nie nadszedł jeszcze właściwy czas na zbawienie świata. Modlił się za tymi, którzy się chętnie poświęcili, aby stać się Jego uczniami i pójść w Jego ślady. Modlił się, aby wszyscy mogli stać się jednym – nie, aby wszyscy mogli stać się jedną osobą – na zawsze bowiem pozostaną różnymi osobami – ale, aby wszyscy mogli mieć jednego ducha, jeden umysł, jedno serce, jedno usposobienie, aby wszyscy byli prawdziwymi uczniami i stanowili jedność z Ojcem.
To była Jego modlitwa za nimi. Jezus powiedział, że Jego naśladowcy powinni się wzajemnie tak miłować, jak On ich umiłował. Te słowa zobowiązują i was i mnie. Jedną rzeczą jest uświadomienie sobie miłości, jaką Pan Jezus ma dla nas, a inną zrozumienie, że sam Ojciec nas miłuje, ponieważ opuściliśmy świat i odwróciliśmy się od grzechu. Możliwe, że nigdy, aż do śmierci, nie będziecie w stanie zupełnie pokonać wszystkich słabości, które ma każdy z was. Pan osądza serce, wolę. Wie, czy zupełnie odwróciliście się od grzechu, czy zupełnie oddaliście swe serca, aby czynić Jego wolę, aby pokornie postępować śladami Jezusa.
„Sam Ojciec miłuje was”! Ile byś zażądał, mój drogi bracie, za to, czego tekst ten uczy o Miłości Boga wobec nas jako Jego dzieci? Bóg ma miłość dla świata. Jako Bóg, jako Stwórca sprawuje nadzór nad wszystkimi swoimi stworzeniami. Bóg zadbał o wszystkie swoje stworzenia, nawet o wróbla. Jednak dla wszystkich, którzy osiągnęli wierną postawę umysłu, Bóg ma miłość – współczucie, a nawet więcej, szacunek!
„SAMYCH SIEBIE W MIŁOŚCI BOŻEJ ZACHOWAJCIE”
Jeżeli wiemy, że zaskarbiliśmy sobie miłość Boga, to zgodnie ze słowami Apostoła Jana pamiętajmy, abyśmy samych siebie zachowali w miłości Bożej. Zapytacie: „Czy jesteśmy w stanie to zrobić? Czy Św. Jan się nie pomylił?” Nie, mój drogi bracie, wcale się nie pomylił. Musimy samych siebie zachować w miłości Bożej. „Ale przecież nie jesteśmy w stanie zachować samych siebie, prawda?” Tak, staranie się o zachowanie zależy od was. Bóg nigdy nie będzie was do tego przymuszał. Bóg obecnie nie poszukuje takich, których trzeba by do tego zmuszać. W przyszłości, w następnym Wieku, w Tysiącleciu, Bóg będzie zajmował się tymi, których trzeba będzie zmusić. Zajmie się nimi, aby mogli porównać dobro i jego skutki ze złem i jego skutkami. Obecnie Ojciec poszukuje takich, którzy oddają Mu cześć w duchu, przychodząc do Niego i miłując Go.
To nie my umiłowaliśmy Go jako pierwsi, ale to On umiłował nas – miłością, wyrażoną w Jego wspaniałym Planie, którego celem jest podźwignięcie naszej rasy. Wszystko to ukazuje nam, jak wspaniałego mamy Boga. Gdy weszliśmy do Jego rodziny, poddając Mu naszą wolę, a On nas spłodził swoim Świętym Duchem, weszliśmy w drogocenne pokrewieństwo. Nie istnieje nic podobnego we Wszechświecie. Święci aniołowie rzeczywiście cieszą się miłością i łaską Bożą, i nigdy nie byli jej pozbawieni. Jednak my, którzy byliśmy niegdyś grzesznikami, a teraz ponownie zostaliśmy przyjęci do rodziny Boga, zostaliśmy spłodzeni z Ducha Świętego do natury najwyższej ze wszystkich natur. O, jak to cudownie, drogi bracie! Myślę, podobnie jak ty, że Bóg bardzo, bardzo nas miłuje, w przeciwnym razie nigdy nie przygotowałby tak wspaniałego postanowienia, pełnego bogactwa Jego łaski i życzliwej miłości wobec nas, którzy jesteśmy w Jezusie Chrystusie. Te postanowienia Bożej łaski nie należą jedynie do przyszłości i odnoszą się nie tylko do ostatecznej przemiany i przeobrażenia nas – którzy teraz jesteśmy gotowi okazać pragnienie Jego woli i postępowania zgodnie z Jego dobrym upodobaniem – przez Boga w przyszłości, ale już dzisiaj jesteśmy rzeczywiście przemienieni przez tę miłość Ojca.
Wierzę, że każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca i roku, gdy o tym rozmyślamy, gdy zastanawiamy się, badamy i rozumiemy tę wielką miłość Boga, wyrażoną w Jego cudownym Planie, uświadamiamy sobie, jak bardzo „sam Ojciec miłuje” nas. I chociaż nie potrafimy tego w pełni zrozumieć, potrafimy zrozumieć to, że uczynienie wspaniałych rzeczy przez jakiegoś ojca dla jakiegoś dziecka, świadczy o wielkiej miłości.
Bóg miał miłość dla aniołów, gdy ich stworzył. Miłował cherubinów i serafinów, gdy ich stworzył. Oni zawsze będą wspaniałymi istotami i dlatego są godni miłości Boga. Jednak teraz zwróćmy uwagę na najwspanialsze objawienie Bożej miłości, które możemy przyjąć przez wiarę – że Bóg miałby taką miłość
::R5726 : strona 213::
wobec nas, którzy jesteśmy w zamęcie pod każdym względem. Ojciec spojrzał w dół i wśród takich ludzi dojrzał pewne drogie klejnoty, podniósł je i zmył z nich grzech, dzięki zasłudze Zbawcy, a następnie w wyniku ich poświęcenia się, rozpoczął w nich pracę szlifowania i przygotowania do obsadzenia w promiennej chwale w Poranku Zmartwychwstania, gdy oprawi te drogie klejnoty w złoto Boskiej natury. Z pewnością sam Ojciec nas umiłuje!
„CÓŻ ODDAM PANU?”
Skoro Ojciec nas miłuje, skoro mamy też słowo zapewnienia, że Zbawca nas miłuje, co mamy teraz zrobić w zamian? Cóż oddam Panu Bogu memu za wszelkie dobrodziejstwa, jakich doznałem? Możemy powiedzieć, że jest tego niewiele. Gdyby zaopiekował się wami jakiś bogaty i wpływowy człowiek, znalazłszy was w świecie samych i w poniewierce, gdyby wziął was do swego domu i przyjął do swojej rodziny, to z pewnością powiedzielibyście: „Cóż to za dobroczyńca!”. Gdybyście mieli wdzięczność w sercu, to zapewne powiedzielibyście: „Oddam temu dobroczyńcy cały mój czas i wpływ, aby mu pokazać, jak bardzo doceniam jego życzliwość wobec mnie”. Gdyby wasze serce było we właściwym stanie, z pewnością tak właśnie byście czuli.
Co zatem oddamy Panu za wszystkie Jego dobrodziejstwa – za Jego miłość, Jego życzliwość, za wspaniałe odkupienie, które dzielimy ze światem, a ponadto za Wysokie Powołanie, które otrzymaliśmy po to, aby wyjść ze świata i stać się współdziedzicami z Jezusem Chrystusem. Do nas należy Niebiańskie dziedzictwo, nieskażone i nieskalane, które nie przeminie – dziedzictwo zastrzeżone dla nas, zachowanych przez wiarę dzięki mocy Bożej aż do zbawienia, które zostanie objawione w czasie ostatecznym. To wszystko należy do nas. Bóg to przygotował. Nie ma co do tego wątpliwości. To jest Nowe Stworzenie. Aż do Wieku Ewangelii nie było możliwości, jakbyśmy to powiedzieli, istnienia w naturze na Jego poziomie, jednak my nie możemy zgubić obranej drogi, jeśli idziemy śladami naszego Przewodnika. Zatem w miarę, jak i wy i ja docenimy to, co Bóg dla nas robi, z pewnością zapragniemy zrobić coś dla Niego.
Co możemy zrobić? Spójrzcie na siebie, a ja przypatrzę się sobie, a wtedy szczerze i uczciwie powiemy: „Każdy z nas jest jedynie kłębkiem niedoskonałości. Nie mamy nic, co byłoby godne ofiarowania naszemu Panu Bogu”. Wy jednak złożyliście ofiarę i została ona przyjęta. Oddaliście wszystko, co macie i Pan was przyjął – inaczej w ogóle nie należelibyście do tej klasy. Ojciec zatem okazuje miłość jedynie tym, którzy uczynili takie poświęcenie. Jedynie oni stanowią Kościół, a ich imiona są zapisane w Niebie. Wszystko, co mieliście do oddania, to wasza wola. Oddaliście to wasze niewielkie wszystko. Ojciec was przyjął i spłodził swoim Duchem; i to jest powód, dla którego należycie do wybrańców Boga i dlatego też możecie lepiej rozumieć, że „sam Ojciec miłuje was”.
Co oddamy? To, co wy i ja mamy oddać, jest tym samym, co poświęciliśmy Bogu – dokładnie tym samym. To było wasze niewielkie wszystko i moje niewielkie wszystko. Ale w jaki sposób oddamy to nasze wszystko? We wszystkim, a szczególnie w odniesieniu do naszej woli, powinniśmy pragnąć rozpoznania woli Ojca. Czy jemy, czy pijemy, czy też robimy cokolwiek innego, wszystko powinniśmy robić na chwałę Boga. Innymi słowy, moi drodzy bracia, wchodząc do rodziny Bożej i zawierając Przymierze z Panem, związaliśmy się. Nie On nas związał. My sami się związaliśmy, aby w żadnej sprawie nie kierować się własną wolą, lecz aby czynić jedynie Jego wolę.
NIEWOLNICY CHRYSTUSOWI, A JEDNAK WOLNI LUDZIE
Nie możemy się ubierać tak, jak nam się podoba. Nie powinniśmy nawet jeść tego, na co mamy ochotę. Nie możemy chodzić, gdzie nam się podoba. Nie wolno nam nawet myśleć, co nam się podoba. „No cóż,” ktoś powie, „nigdy nie słyszałem o niewoli takiej jak ta”. To prawda, mój drogi bracie. Jesteśmy niewolnikami Pana Jezusa Chrystusa. „I nigdy nie będziemy mogli wyzwolić się z tej niewoli?” Możecie ją zakończyć w każdej chwili. Wszyscy, którzy są niewolnikami Pana Jezusa, stają się Jego niewolnikami dobrowolnie. Przystąpiliście dobrowolnie, zatem możecie równie szybko wydostać się z tej niewoli, jeśli chcecie. Czy pragniecie to zrobić? O nie! Jest to najbardziej błogosławiona niewola, w jakiej kiedykolwiek się znajdowaliście! Za każdym razem, gdy musieliście zrezygnować z własnej woli, odkrywacie, że otrzymaliście w zamian większe błogosławieństwo, coś więcej niż tylko zadośćuczynienie. Przekonaliście się, iż wszystko współdziała dla waszego dobra, dlatego, że wyrzekliście się własnej woli i poszliście w ślady Jezusa. Błogosławiona niewola! Przekonaliście się, ile popełniliście błędów, gdy próbowaliście postępować według własnej woli – ubierać się, jeść i robić wszystko inne. Cieszycie się, że znajdujecie się pod całkowitym kierownictwem Tego, który jest tak mądry. Apostoł mówi o tych, którzy znajdują się pod tym kierownictwem, że mają „[…] Ducha […] zdrowego zmysłu” – 2 Tym. 1:7.
Nasze umysły są niedoskonałe i słabe. Jednak odkąd nasza wola nie jest już naszym przewodnikiem, lecz kieruje nami wola Pańska, wyrażona w Jego Słowie, wówczas nabywamy ducha zdrowego rozsądku. A to przynosi nam wiele, bardzo wiele błogosławieństwa! Jestem pewny, że wyrażam uczucia wszystkich tu obecnych, którzy są poświęconymi dziećmi Bożymi.
Z czasem uczymy się miłować Pańską drogę. Rozwijamy się w łasce i wiedzy, i miłości Bożej, aż zaczynamy nienawidzić tego, co kiedyś kochaliśmy, a kochać to, czym wcześniej pogardzaliśmy. Jak opisuje Apostoł: jesteśmy przemienieni przez odnowienie naszego umysłu – Rzym. 12:2.
Ta niewola jest wolnością w bardzo ważnym znaczeniu (1 Kor. 7:22). Przezwyciężamy zniewolenie grzechem; dzień po dniu odnosimy zwycięstwo nad zniewoleniem słabościami naszego ciała. I to poddanie się woli Pańskiej każdego dnia, przynosi nam błogosławieństwa, a ostatecznie przyniesie nam Pierwsze, Główne Zmartwychwstanie, o którym Jezus mówi: „Błogosławiony i święty, który ma część w pierwszem zmartwychwstaniu; […] będą kapłanami Bożymi i Chrystusowymi, i będą z nim królować tysiąc lat” (Obj. 20:6). To wszystko będzie waszym i moim udziałem, jeżeli okażemy wierność w wypełnianiu Pańskiej woli na miarę naszych możliwości. Bóg nigdy nie oczekuje od nikogo tego, co byłoby ponad jego siły. Mamy zawsze mieć przed oczami wspaniały wzór naszego Pana i starać się, w jakim stopniu nas stać, brać z niego przykład. Pan Jezus niczego więcej nie mógł zrobić, niż to, co zrobił. Był doskonałym człowiekiem, potrafił zatem doskonale postępować. My, niedoskonali, nie możemy nic zrobić doskonale; dlatego krew Jezusa nas oczyszcza, czyni nas czystymi, jeśli staramy się postępować nie według ciała, ale według Ducha.
JAK MOŻEMY SŁUŻYĆ PANU
Przechodzimy teraz do kolejnej kwestii. Pan wiedział, że tak wy, jak i ja, dla Niego nie możemy już nic zrobić. Dlatego wskazał nam, jak pośrednio moglibyśmy Mu służyć. Wiecie, do czego nawiązuję. Pan mówi, że mamy się wzajemnie miłować i że przez okazywanie wzajemnej miłości, będziemy wyrażać miłość, jaką mamy dla Niego. Apostoł Jan, wypowiadając się na ten sam temat, z tej samej perspektywy, oświadcza, że tak, jak Chrystus wydał swoje życie za nas, tak też my powinniśmy kłaść życie za naszych braci. Nie mówi, że mamy wydawać życie za wszystkich – pogan lub ogólnie za świat. Wcale nie. Powinniśmy oddawać życie za braci. Tak właśnie jest napisane. Pan wiedział, jak to należy zapisać. Mamy kłaść swe życie za tych, których Jezus umiłował.
Spotkałem pewne bardzo drogie dzieci Boże, którym,
::R5726 : strona 214::
jak się wydaje, o wiele łatwej jest zrobić coś dla świata niż dla Kościoła. To nie jest właściwa postawa. To Bóg jest pierwszy, następnie Pan Jezus, potem bracia, a dopiero po nich wszyscy ludzie, którym mamy służyć w miarę możliwości. Zwierzęta muszą ustąpić miejsca na rzecz ludzi, tak jak świat musi ustąpić miejsca na rzecz Kościoła. Jeżeli mamy Jego ducha, będziemy miłowali tych, którzy są Jego własnością.
Gdy tak mówię, nie zrozumcie, że popieram stronniczość wśród chrześcijan. Biblia bardzo pogłębia naszą wiedzę i wierzę, że członkowie Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego w coraz większym stopniu zdobywają tę miłość, którą mamy osiągnąć, jak tego pragnie Pan Jezus. Nie chodzi o to, że jeśli są prezbiterianami lub metodystami, lub luteranami to powinniśmy ich kochać jako prezbiterian, lub metodystów, lub luteran. Prezbiterianie kochają prezbiterian, metodyści metodystów, luteranie luteran, mormoni mormonów, spirytualiści spirytualistów, masoni masonów, członkowie Zakonu Odd Fellows należących do Odd Fellows. Ale w Kościele Chrystusowym nie ma takich podziałów. Nieważne, czy ktoś jest, czy nie jest masonem, jest lub nie jest metodystą, ale ważne jest to, czy jest dzieckiem Pana. Mamy kochać tych, którzy należą do Boga. Jeżeli Bóg kogoś miłuje, jeśli Jezus go miłuje, to i my powinniśmy go miłować. Jeżeli ja go nie miłuję, to w mojej postawie jest coś niewłaściwego. Ja mam miłować to, co miłuje Ojciec, to, co miłuje Zbawca.
„ABY TEN, CO MIŁUJE BOGA, MIŁOWAŁ I BRATA SWEGO”
„Bracie Russell, jeżeli miłujesz wszystkich braci, to będziesz zobowiązany miłować niektóre dość nieuprzejme osoby, wielu bardzo nieokrzesanych i takich, którzy nie cieszą się dużym poważaniem wśród ludzi”. Nic na to nie poradzę. Mam zamiar miłować wszystkich, którzy miłują Boga. Pamiętacie, że dwunastu Apostołów, z wyjątkiem Św. Pawła, było bardzo zwyczajnymi ludźmi. Pamiętacie, że gdy Św. Piotr i Św. Jan, dwaj najzdolniejsi z Dwunastu, nauczali w Świątyni, ludzie postrzegali ich jako niewykształconych i prostaków. Pomyślcie tylko! Tak to widział zebrany tam „pospolity lud” („wielki lud” wg BG – przyp. tłum.). Czy to nie tych Apostołów Pan umiłował? Tak. Wyobrażam sobie, że oni wielokrotnie łamali i kaleczyli klasyczny język hebrajski. Nie znaczy to, że bardziej niż innych, mamy miłować tych, którzy łamią i kaleczą język angielski, ale nie powinniśmy pozwolić na to, aby brak wykształcenia stanął pomiędzy jakimś bratem czy jakąś siostrą a naszą miłością. Powinniśmy starać się miłować wszystkich, którzy są w społeczności z naszym Panem.
To jest przyczyna, dla której zalecono nam ich miłować – ponieważ mają Jego ducha i nie ma znaczenia, czy pochodzą z wyższych, czy niższych warstw społecznych. Jeżeli sam Ojciec przyjął ich do swojej rodziny i jeżeli Ojciec ich miłuje, to – tak dla mnie, jak i dla was – jest to wystarczający powód,
::R5727 : strona 214::
żebyśmy ich miłowali. Powinniśmy miłować braci. Jak bardzo? Apostoł każe nam zrobić duży krok – mamy być gotowi kłaść życie za braci. Nasze zadanie nie polega na wygłaszaniu kazań, skierowanych do świata, lecz na głoszeniu jedynie tym, którzy mają „uszy ku słuchaniu” i pragnienie, by znaleźć Boga. Zwracając się do ludzi, powinniśmy być pewni, że prawie zawsze znajdziemy wśród nich takich, którzy są Pańskimi dziećmi i którzy potrzebują wsparcia na dobrej drodze, lub takich, którzy szukają Boga i pragną stać się Jego dziećmi. Nasza misja w żadnym przypadku nie polega na głoszeniu jedynie po to, by wzbudzić zainteresowanie świata. Naszym zadaniem jest zgromadzenie Kościoła, Oblubienicy Chrystusa.
Czyż niektórzy z uznających się za poświęcone Boże dzieci nie są pod każdym względem bardzo, bardzo słabi? No cóż, mój drogi bracie, możliwe, że Pan widzi, iż ty też jesteś słaby i wpadasz w kłopoty. Czy nie wiesz, że Pan znajduje w tobie wiele słabości, na które przymyka oko? Mamy starać się, aby nie być ciężarem dla innych, i mamy znosić ułomności słabszych braci, a nie uszczęśliwiać jedynie siebie. Pozwólcie, że powtórzę. Mamy znosić ich słabości i ułomności, a nie uszczęśliwiać siebie samych. Jak wiele to znaczy! Wierzę, że się tego uczymy. Podkreślam jedynie to, co wszyscy wiecie: że miłość Boża polega na spełnieniu Boskiego wymagania i że ma się ujawnić wobec tych, których Bóg uznaje za swoje dzieci i przyjmuje do swojej rodziny. Gdy widzę, że ktoś cieszy się społecznością z Bogiem, to nie odważę się odmówić mu swojej społeczności.
MUSIMY MIEĆ SPOŁECZNOŚĆ Z TYM, Z KIM BÓG MA SPOŁECZNOŚĆ
Przychodzi mi na myśl historia o pewnym bankierze z Nowego Jorku, która może stanowić ilustrację tego, o czym mówimy. Był prawym człowiekiem. Miał przyjaciela, który mieszkał daleko i który chciał zapewnić swojemu synowi dobry start w życiu. Dał mu więc list polecający do owego bankiera, w którym napisał: „Jeżeli możesz wprowadzić mojego syna w świat biznesu, będzie to dla mnie wielka przysługa”. Ten bogaty człowiek z Wall Street bardzo ufał swojemu przyjacielowi, a gdy spojrzał na młodego człowieka, zauważył, że ma on szlachetny charakter. Zastanowił się, co mógłby zrobić, aby wprowadzić go do biznesu. Nie tracąc czasu, powiedział do młodzieńca: „Chodź, przejdźmy się trochę”. I tak szli ramię w ramię Wall Street, potem Bond Street i New Street i z powrotem do biura. Młodzieniec trwał przez chwilę w nerwowym oczekiwaniu. Następnie, gdy odniósł wrażenie, że bankier najwyraźniej nie zamierza nic więcej dla niego zrobić, zapytał: „Czy może pan coś zrobić, aby mnie zarekomendować? Bankier na to odpowiedział: „Nie ma potrzeby. Samo to, że objąłem cię ramieniem i poprowadziłem tymi ulicami, będzie zupełnie wystarczającą rekomendacją dla przedsiębiorców z tej okolicy”. I wkrótce ów młody człowiek przekonał się, że tak rzeczywiście jest.
Zatem gdy Bóg obejmie nad kimś pieczę i widzimy go w gronie tych, którzy do Niego należą, wówczas wiemy, że Bóg chce go nam przedstawić i będzie go traktować tak jak was i mnie. Staje się on jednym z braci, ponieważ „sam Ojciec miłuje” go. Sam Ojciec uznaje go za należącego do Jego rodziny. Wówczas i wy i ja powinniśmy być gotowi zrobić dla takiego brata wszystko, co w naszej mocy. Wolą Ojca jest, abyśmy współpracowali z Nim, pomagając braciom w każdej sytuacji. I wy i ja wiemy o różnych próbach i trudnościach tych braci. Wszyscy żołnierze krzyża mają przed sobą wąską drogę, toczą walkę ze światem, z ciałem i Przeciwnikiem. Tak wy, jak i ja toczymy bitwy z powodu niedoskonałości naszego ciała. Jakież współczucie powinniśmy odczuwać wobec innych walczących żołnierzy! Wodzów jest tylko dwóch. Wszyscy, którzy są po stronie Pana albo którzy starają się postępować śladami Jezusa, należą do naszej armii. Bez względu na to, czy nasi bracia są wykształceni, czy prości, czarni czy biali, bogaci czy biedni, miłowanie ich jest naszym przywilejem.
MASZ MIŁOŚĆ? TO TERAZ JĄ OKAŻ
Uważam, że jest to najlepsza myśl, jaką możemy się podzielić na zakończenie tej Konwencji. Mistrz powiedział: „[…] A oto Jam jest z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata […]” (Mat. 28:20). Jesteśmy teraz przy końcu obecnego wieku. „Oczekując jedynie, aż świt poranka pojaśnieje”, oczekujemy przejścia za Zasłonę, tego, że połączymy się ze Zbawicielem po drugiej stronie Zasłony. „Tedy sprawiedliwi lśnić się będą jako słońce w królestwie Ojca swego”. Później nie będzie już okazji pomagania braciom! Wówczas już wszyscy bracia otrzymają pomoc, nikt już nie będzie potrzebować
::R5727 : strona 215::
niczyjej pomocy. Teraz jest czas, gdy możemy dodawać sobie otuchy, obdarzać się przyjaznym spojrzeniem lub ciepłym uściskiem dłoni i okazywać naszą społeczność w cierpieniach obecnego czasu.
Mam nadzieję, że wszyscy uczymy się tej lekcji miłości i że nasze serca otwierają się coraz szerzej, gdy dostrzegamy pełen chwały charakter naszego Ojca i naszego Zbawiciela, i stajemy się coraz wyraźniejszym obrazem charakteru Mistrza, odbitym w naszych charakterach. Apostoł oświadcza, że w obecnym życiu, patrząc na Jezusa, zmieniamy się, podlegamy przemianie z chwały w chwałę. Kontynuując po tej stronie Zasłony ten proces przemiany serca, przechodząc z jednego etapu do kolejnego, z jednego poziomu chwały na następny, czyniąc niezbędny postęp, będziemy gotowi na ostatni ważny krok, na ostatnią odsłonę, gdy ujrzymy Go takim, jaki jest i gdy będziemy dzielić Jego chwałę.
Moi drodzy bracia, czy nie wierzymy, że to wszystko jest bardzo blisko, nawet we drzwiach? Mistrz powiedział: „A gdy się to pocznie dziać, spoglądajcież, a podnoście głowy wasze, przeto iż się przybliża odkupienie wasze”. Czy cieszymy się, jak należy? Czy podnosimy nasze głowy i z radością przedstawiamy światu słodką, dobrze znaną opowieść o miłości Zbawiciela i miłości Boga? Nie opowiadajmy mu za wiele o nadchodzącym ucisku. Powiedzmy ludziom, że po każdej burzy zza ciemnego obłoku wychodzi słońce. „Lecz wy, bracia! nie jesteście w ciemności, aby was on dzień jako złodziej zachwycił”.
ŚWIAT SIĘ BUDZI
Pojawiają się obecnie najbardziej zdumiewające pytania, jakich nigdy przedtem nie zadawano. Ludzie zewsząd pytają: „Co znaczą te rzeczy? Wy badacze Biblii mówicie o tym od dawna”. I ludzie zaczynają „zdobywać wiedzę”. Być może nie wszyscy oddadzą teraz swoje serca Panu. Pytającego chcemy pozostawić ze słuszną refleksją, że powinien wejść w przymierze z Panem, zanim będzie mógł otrzymać jakiekolwiek łaski, teraz, albo w przyszłości. Sednem każdej dyskusji i każdego argumentu, przedstawianego temu, kto się jeszcze nie poświęcił, jest to, że czas poświęcenia jest ograniczony i że – jak wskazuje Apostoł – stawienie ciała ofiarą żywą oraz rozumna służba jest jedyną właściwą drogą, którą każdy powinien obrać.
Uważam, że dobrze zrobimy, jeśli zawsze będziemy o tym pamiętać. Nigdy wam się nie uda osiągnąć tego, że ludzie zrozumieją doktryny w każdym szczególe. Pan nigdy nie chciał, aby zrozumiał je ktokolwiek inny niż bracia. „Wam dano wiedzieć tajemnicę królestwa”. Były one przeznaczone dla braci – dla was, którzy przyszliście do rodziny Bożej. To wy macie je zrozumieć. Gdy zauważycie, że ludzie okazują zainteresowanie, połóżcie nacisk na to, że powinni wejść do Arki Bezpieczeństwa, wejść do rodziny Bożej i stać się członkami Ciała Chrystusowego, dziedzicami Bożymi i współdziedzicami z Jezusem.
SŁOWO NA POŻEGNANIE
Opuszczamy dzisiaj to miejsce z myślą, że być może zgromadzimy się ponownie na Konwencji albo może się nie spotkamy. Nie my o tym decydujemy. Biblia wskazuje, że Czasy Pogan się skończyły. Ich królowie mieli swoje pięć minut. Pod wieloma względami ich postępowanie było dobre. Wiele z tych rządów świetnie sobie poradziło. Weźmy za przykład rząd niemiecki. Moim zdaniem, obecny cesarz Niemiec zrobił wiele dobrego dla swojego narodu, który czterdzieści lat temu był narodem bardzo zacofanym. Dzisiaj stanowią go ludzie błyskotliwi, inteligentni, dobrze wykształceni, zaliczani do najbardziej postępowych na całym świecie. Częściowo przyczynił się do tego jego militaryzm. Ucząc się wojskowej dyscypliny, Niemcy brali też lekcje czytania, pisania i arytmetyki. Można by powiedzieć wiele pochlebnych rzeczy na korzyść wszystkich tych pogańskich rządów, ale też i nie mniej przeciwko każdemu z nich. Nawet jeśli zrobiły, co mogły i tak zrobiły bardzo mało. Czy te narody były w stanie podnieść ludzkość do zupełnej doskonałości? Nie. Czy lekarze potrafili wydźwignąć ludzkość? Nie. Czy Stany Zjednoczone mogłyby kiedykolwiek tego dokonać? Nie. Przeciwnie, pomimo rozwoju zdolności umysłowych dostrzegamy kataklizm zbliżającego się rozpadu i anarchii. Lecz cały ten ucisk będzie niczym w porównaniu z błogosławieństwami, które nadejdą, gdy Słońce Sprawiedliwości się objawi. Jednak najpierw trzeba przejść przez bramę ucisku. Dla wszystkich ludzi będzie to bardzo pomocne doświadczenie, ponieważ zostaną doprowadzeni do takiego punktu, w którym zwrócą wzrok na Pana jako swego Pomocnika. Krytyczny stan człowieka stanie się sposobnością dla Boga.
Zatem moi bracia, bądźmy wierni światłu, które Bóg nam daje. Żyjmy Prawdą każdego dnia, „opowiadając chwałę Tego”, który nas „powołał z ciemności ku dziwnej swojej światłości”. Dowiaduję się o wielu, którzy otrzymali błogosławieństwo dzięki codziennemu odczytywaniu Ślubu Panu, inni dzięki odczytywaniu Postanowienia Porannego. Wierzę, że pomocnych wpływów nigdy nie jest za dużo Musimy się wzmacniać. Musimy dzięki Boskiej mocy, wzmocnić wewnętrznego człowieka, abyśmy mogli stawić opór temu, co jest nam przeciwne jako Nowym Stworzeniom. Dochowajmy zatem tych postanowień, aby tym samym żyć blisko Boga.
Otrzymaliśmy wiele listów w związku z artykułem o miłości, który niedawno ukazał się w Strażnicy. Pewien brat napisał: „Po przeczytaniu tego artykułu staram się być łagodniejszy, grzeczniejszy i troskliwszy wobec innych i stosować te zasady; i już odczuwam wielkie błogosławieństwo, starając się wprowadzać je w życie. Przekonuję się, iż łatwiej mi okazywać pokorę, grzeczność i uprzejmość w słowie i czynie”. Wierzę, że obecnie Pan chciałby, aby Jego lud tak wyszlifował swój charakter, jak to tylko jest możliwe, po to,
::R5728 : strona 215::
aby On, poprzez dyscyplinujące opatrzności w naszym życiu, nie musiał dokonywać szlifowania, którego potrzebujemy. Gdybyśmy się sami szlifowali, nie musielibyśmy być poddawani szlifowaniu przez Pana.
Wszyscy, którzy przyodziewają łaski Ducha, otrzymują od Boga szczególną pomoc i z Nim współpracują (2 Kor. 6:1), ponieważ jest to dzieło Boże. Jak mówi Biblia: „czynem Jego jesteśmy”. Jeżeli za sprawą Boga mamy pragnienia woli i umiejętność wykonania tego, czego pragniemy, w istocie wprowadzamy w czyn to, co On przedstawił nam w swoim Słowie jako swoją wolę. Obecnie Jego celem jest wybranie spośród rodzaju ludzkiego klasy świętych, która ma w przyszłości dzielić naturę i Królestwo Chrystusa, przez które świat będzie błogosławiony.
W naszym Biurze mamy zapas kart – w formie zakładek do książek – z wydrukowanym na nich tekstem Ślubu Panu. Bez wątpienia wielu z was je ma. Ślub Panu znajduje się na jednej stronie, a krótki, piękny wiersz na drugiej. Ci, którzy podjęli ten Ślub, tworzą najwspanialszą społeczność modlitewną, jaką Kościół kiedykolwiek znał. Pomyślcie tylko: około 15 000 osób nadesłało listy w związku ze Ślubem! Mamy powody, aby wierzyć, że liczba tych, którzy przyjęli ten Ślub, jest dwukrotnie większa. W każdym razie przynajmniej 15 000 ludzi codziennie modli się wzajemnie za siebie. Znajdziecie ich w każdym zakątku świata, gdziekolwiek się udacie, zarówno w Chinach, jak i Japonii, w Korei, Kolumbii, na Przesmyku Panamskim, w Skandynawii, Finlandii czy Rosji. Wszędzie znajdziecie tych, którzy podjęli ten Ślub Panu, codziennie go czytają i pamiętają o sobie nawzajem w modlitwach. Myślę, że jest to jedno z najcudowniejszych zjawisk w historii Kościoła. Nigdy przedtem tak wiele dzieci Bożych nie modliło się wzajemnie za siebie.
::R5728 : strona 216::
BARDZO INTERESUJĄCY LIST
Chciałbym wam coś przeczytać. Jest to tłumaczenie pewnego listu. Został napisany po węgiersku do słowackiego brata w Stanach Zjednoczonych i przesłany do nas. Oto jego fragment:
„Pewien węgierski żołnierz, zraniony na polu bitwy, wrócił do domu. Spotkał tam kilku naszych braci i potem stał się sumiennym i gorliwym badaczem Pisma Świętego, aż ostatecznie poświęcił się Panu, symbolizując swoje poświęcenie w styczniu ubiegłego roku podczas uroczystości, w której usłużył nasz drogi brat Szablo. Kilka dni później otrzymał rozkaz powrotu na front do okopów w Galicji. Podmuch armatniego wystrzału zmiótł mu czapkę z głowy, ziemia się pod nim zapadła. Został odkopany przez swych towarzyszy i kolejny raz wysłany do szpitala. Dlatego nasz drogi brat ponownie znalazł się wśród nas, ale na krótko. Niebawem znowu musiał wrócić na linię ognia.
„Tym razem jego oddział, zbliżywszy się na odległość 800 stóp od linii wojsk rosyjskich, otrzymał rozkaz: »szarża z bagnetami!« Węgierski brat znajdował się na skraju lewego skrzydła. Usiłował jedynie bronić się przed nieprzyjacielem, więc starał się tylko wybić bagnet z rąk swego przeciwnika Rosjanina, z którym przyszło mu walczyć. Właśnie wtedy zauważył, że Rosjanin próbował zrobić podobnie i zamiast wykorzystać sytuację, i ugodzić bagnetem swego przeciwnika, rozpłakał się i pozwolił, aby jego bagnet upadł na ziemię. Wówczas nasz brat przyjrzał się dokładniej swemu przeciwnikowi i zauważył godło »krzyża i korony«, przypięte do jego munduru! Rosjanin również był bratem w Panu! Węgierski brat też nosił godło »krzyża i korony« – na czapce.
„Obaj bracia pospiesznie uścisnęli sobie ręce i odsunęli się na bok. Przepełniała ich radość, że nasz Ojciec Niebiański pozwolił im się spotkać nawet na terenie wroga! Nie rozumieli mowy jeden drugiego, ale porozumiewali się, dając sobie znaki i każdy z nich wyjął Biblię. Rosyjski brat miał w kieszeni Wykłady Pisma Świętego, wydane razem ze śpiewnikiem – oprawione w jeden tom – oraz fotografię brata Russella. Wówczas węgierski brat odebrał bagnet rosyjskiemu bratu i przekazał go jako jeńca wojennego; jako jeniec nadal przebywa on na Węgrzech. Brat węgierski po raz trzeci został wysłany do szpitala”.
Chociaż wśród braci Pana nie ma wielu bogatych czy szlachetnie urodzonych, jednak gdy trzeba głosić Prawdę, bardzo dobrze sobie z tym radzą!
W Niemczech, Wielkiej Brytanii i w całej Europie nasi bracia od lat byli świadomi tego, że obecna wojna się przybliża. Pisali do mnie i nieustannie prosili o radę, jak powinni postąpić, jeśli otrzymają rozkaz wstąpienia do wojska lub jeśli już się zaciągnęli. W szóstym tomie Wykładów Pisma Świętego przyjaciele zostali poinstruowani, w jaki sposób mają unikać odbierania życia innym. Jeżeli dostaną powołanie do wojska, to powinni się zaciągnąć. Byłoby najlepiej, gdyby mogli dostać przydział do służb kwatermistrzowskich i dbać o zaopatrzenie w żywność, lub do pracy w szpitalu. Powinni dołożyć wszelkich starań, aby przydzielono im takie formy służby. Nie można od nich oczekiwać, że będą pełnić służbę, w której będą zmuszani do zabijania. Gdyby wysłano ich na linię ognia, mogliby kierować ostrzał ponad głowy swych wrogów, aby wypełniając w ten sposób swoją żołnierską powinność.
Tak postąpili ci bracia; każdy miał w pamięci tę samą myśl. Ten list wskazuje, że bracia kierują się miłością nawet na polu walki, na ziemi wroga, walcząc cielesną bronią. Nie miało znaczenia to, że jeden był Węgrem, a drugi Rosjaninem!
Jakże inaczej jest w kościołach nominalnych! W obecnej wojnie walczą wszyscy – prezbiterianie, metodyści, anglikanie, rzymsko katolicy i inni. W Wielkiej Brytanii przykłada się szczególną wagę do małżeństwa, podkreślając, że ci, którzy po ślubie wychowają dzieci, przygotowane do udziału w przyszłych wojnach, pomogą w obronie swego kraju – „Królestwa Bożego”. Takie chrześcijaństwo różni się od tego, o którym uczy Biblia. Arcybiskup Canterbury, udzielając tych rad, uważa pewnie, że spełnia swój obowiązek, ale chyba coś zaciemnia mu umysł.
NASZE CZASY SĄ W RĘKACH BOGA
Nie wiemy, czy wszyscy, jak tu dziś jesteśmy, spotkamy się ponownie w ciele czy też nie. Co za różnica? Bez względu na to, czy będziemy żyć, czy umrzemy, jesteśmy zupełnie zadowoleni z tego, co Boska opatrzność dla nas przeznaczy. „Czasy moje są w rękach Twoich, mój Boże, i pragnę, aby tam pozostały” – prawda, że te słowa pięknie to wyrażają? Pragniemy, aby Pańska wola wypełniała się podczas naszej przemiany i we wszystkim, czym codziennie możemy się wspólnie cieszyć – powierzając Mu wszystko. Nasza wola jest zupełnie martwa. Jego wola ma panować tak w waszych ciałach, jak i w moim – w nas wszystkich. Mam nadzieję, drodzy bracia, że zgromadzenia w Oakland, San Francisco, Alameda i okolicznych miastach odniosły wielkie błogosławieństwo z tej Konwencji. Mam nadzieję, że gdy jej uczestnicy powrócą do domów, mając serca pełne pocieszenia przez Prawdę, zaniosą błogosławieństwa innym i że podobnie, jak bańka oliwy, którą miała wdowa – im więcej będą udzielali, tym więcej pozostanie dla nich samych.
Niechaj wszyscy, którzy cieszyliśmy się tutaj łaskami Pana, rozejdą się napełnieni Duchem, przepełnieni miłością, lojalnością i wiernością wobec Pana, abyśmy mogli zanieść błogosławieństwa innym. Wkrótce udaję się w trasę wzdłuż wybrzeża Atlantyku, aż do Kolumbii Brytyjskiej, potem na wschód, a następnie z powrotem do Brooklynu, a 4 lipca powinienem być w New York Temple. Niechaj nasza wielka społeczność modlitewna jeszcze bardziej zbliży nas do siebie, abyśmy w ten sposób mogli być uświęceni Prawdą i „abyśmy byli uczestnikami dziedzictwa świętych w światłości”.
====================
— 15 lipca 1915 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: