R4854-218 Staranie się o swoich domowych

Zmień język 

::R4854 : strona 218::

Staranie się o swoich domowych

„A jeźli kto o swoich, a najwięcej o domowych starania nie ma, wiary się zaparł i gorszy jest niż niewierny” – 1 Tym. 5:8

Dla lepszego oddania myśli, powyższy tekst można by wyrazić w następujący sposób: Jeśli kto nie ma starania o tych, którzy od niego zależą, a szczególnie o swoich własnych domowników, ten wyrzekł się wiary i jest gorszy od niewiernego.

Na pierwszym miejscu odnosi się to do chrześcijańskiego męża i jego obowiązków względem jego żony i dzieci. Jeżeli mąż przestałby starać się o swoją żonę, przestał ją miłować i gdyby ją opuścił, bądź w sercu, w uczuciach, bądź też w rzeczywistości, to byłoby to dowodem, że taki musiał odpaść daleko od Pana, od kierownictwa Ducha Świętego i od „mądrości pochodzącej z góry, która najprzód jest czysta, potem spokojna, mierna, powolna, pełna miłosierdzia i owoców dobrych” – Jak. 3:17.

Kto żyje na takich warunkach, nie może być uważany za jednego z tych, którzy otrzymali Pańskie uznanie jako „zwycięzcy”, chyba że przejdzie gruntowną reformę. Także rodzice zobowiązani są dać swojemu dziecku lepszy początek w życiu niż to niedoskonałe i umierające ciało zrodzone na świat. Wydając na świat potomstwo, rodzice są zobowiązani, aby ich dzieci miały odpowiednią ostoję na tym świecie. To obejmuje w sobie nie tylko dostarczanie im pożywienia i odzienia w ich dzieciństwie, ale także zaopatrzenie i ugruntowanie ich w umysłowych i moralnych zasadach, o czym już nieraz pisaliśmy; a wszystko to znaczy, by odkładać i poświęcać coś ze swego na korzyść dzieci.

Widząc różne życiowe przeciwności, uważamy za rzecz właściwą rozumieć ten tekst Pisma Świętego, jako napomnienie dla rodziców, aby posiadali jakiekolwiek oszczędności odłożone na potrzeby ich rodziny, w razie gdyby zaskoczyła ich śmierć przed dojściem ich dzieci do pełnoletności. Nie rozumiemy, aby Apostoł miał na myśli, iż rodzice powinni się starać, aby dla swoich dzieci zostawić fortunę, o którą miałyby się później spierać a przez to wzajemnie sobie szkodzić. Dziecko, które zostało urodzone i wychowane w odpowiednim dobrobycie i warunkach oraz otrzymało wystarczające wykształcenie i dobry nadzór, aż do dojścia do pełnoletności, tym samym posiada już bogate dziedzictwo; a rodzice, którzy w taki sposób zaopatrzyli swoje dziecko, mają wszelki powód do przeświadczenia, iż w tej sprawie kierowali się zdrowym rozsądkiem i Duchem Świętym, czyli usposobieniem, które daje im od Pana uznanie, nawet jeśli nie pozostawili swoim dzieciom żadnych posiadłości lub pozostawili tylko skromny domek. Tacy rodzice wywiązali się dobrze ze swojego szafarstwa, a ich dzieci z pewnością ostatecznie odpowiednio ocenią ich wierność w wykonaniu swojego obowiązku.

Naszym obowiązkiem jest okazywać więcej zainteresowania tym, z którymi łączą nas więzy krwi, niż innym ludziom. Jeżeli Duch Boży pobudza nas do uprzejmości i dobroci względem wszystkich ludzi, to z pewnością względem naszych krewnych powinniśmy żywić uczucia czulsze i serdeczniejsze. Jednak nie uważamy za rzecz mądrą ani zgodną z nauką Pisma Świętego i z wzorami, jakie mamy wystawione w postępowaniach Pana Jezusa i Apostołów, aby naszych krewnych darzyć jakąś nadzwyczajną serdecznością lub przyjmować i traktować ich lepiej lub nawet tak samo jak domowników wiary.

Przyjmujemy tak bliską zażyłość wobec naszych krewnych, jaka tylko jest od nas wymagana zgodnie ze słowami Apostoła: „Jeźli kto o swoich starania nie ma – wiary się zaparł”. Poza powyższym wyjątkiem mamy stosować słowa Apostoła: „Przeto tedy, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary” (Gal. 6:10). Następnymi po domownikach wiary powinni być nasi bliscy krewni.

Z pewnością z punktu widzenia nowego Stworzenia, to nowe pokrewieństwo, czyli członkowie Ciała Chrystusowego, byliby członkami naszego domu, czyli naszymi domownikami i ich doczesne potrzeby byłyby w pewnej mierze naszym zobowiązaniem. Obecnie żyjemy w czasach odmiennych od tych, w których żył nasz Pan; dziś mamy instytucję społecznej opieki, dlatego ten tekst nie może być teraz stosowany z taką mocą jak był w czasie, gdy Apostoł pisał te słowa. W obecnym czasie ktoś mógłby czynić odpowiednie staranie o swoich, czasem w taki sposób, gdyby płacił swoją część podatku przeznaczonego instytucjom społecznej opieki; a w razie potrzeby mógłby udać się do takowych o konieczne wsparcie, bądź dla siebie bądź dla swoich bliźnich – członków swojej rodziny.

WZAJEMNE BUDOWANIE SIĘ W ŚWIĘTEJ WIERZE

Chrystus jest Głową Jego domu. On nie zamierzył, aby Jego domownicy byli jedni dla drugich ciężarem; jednakże każdy powinien odczuwać pewnego rodzaju zobowiązanie względem drugich i chętnie nieść pomocną dłoń czy to w celu pomocy, czy w celu wzmocnienia lub zachęty „budując się w najświętszej wierze” (Juda 20). Zamiarem naszego Pana było najwidoczniej zbliżyć Jego naśladowców, jednych ku drugim, by zebrać ich w nową rodzinę, w nowy dom, „dom wiary”. Z tego powodu mamy często powtarzane napomnienia i zachęcania do wzajemnej społeczności, do wzajemnej pomocy i regularnego zgromadzania się; do tego jest dana obietnica, że gdzie dwóch albo trzech zbierze się w imieniu Pańskim, tam On będzie z nimi, błogosławiąc im. Dlatego jest dane napomnienie, aby lud Boży nie opuszczał społecznego zgromadzania się – Żyd. 10:25.

Wracając do naszego tekstu zauważmy, że Apostoł oświadcza, iż ktokolwiek zaniedbywałby swoją rodzinę, zaparłby się wiary. Wiara, którą my wyznajemy, nie jest tylko samym wierzeniem w niektóre doktryny, lecz rozciąga się na właściwość naszego postępowania, na nasz charakter i ogólnie na wszystkie sprawy naszego życia. My wyznajemy, iż należy miłować Boga bardziej, niż miłują Go inni ludzie. Przyznajemy, iż powinno się miłować bliźniego jak samego siebie. Powyższe zasady uznajemy jako sztandar naszego życia. Jeżeli zobowiązaniem człowieka wobec bliźniego jest, aby go miłować jak samego siebie, to wobec jego rodziny zobowiązanie to jest dwa razy większe. Jeżeli więc ktoś od tych zobowiązań się uchyla, to taka osoba jest fałszywym przedstawicielem nauki Chrystusa przez nią wyznawanej. Prowadzić życie przeciwne wyznawanym naukom znaczy zapierać się wiary. Ktokolwiek więc gwałciłby ogólnie przyjętą zasadę, o której powyżej była mowa, to żyłby gorzej od ludzi światowych, zamiast żyć na wyższym poziomie.

Co do zapierania się wiary, to myśl jest taka, że temu, kto zaniedbywałby swoje obowiązki, brakowałoby miłości i sympatii ku tym, których dobra zaniedbuje i odpowiednio byłoby to zapieraniem się wiary. Jak doskonały wzór niesamolubnej miłości mamy w naszym Mistrzu, który w największych uciskach i cierpieniach myślał z sympatią o drugich! Widzimy Jego troskę o dobro Swojej Matki, którą przed śmiercią powierzył Swemu miłemu uczniowi Janowi; pokazując tym sposobem Swoje uznanie szlachetnym cechom, które Jan wykazywał, starając się być jak najbliżej swojego Mistrza w Jego godzinie próby!

====================

— 15 lipca 1911 —