::R4625 : strona 185::
modląc się za drugich
„Jeśliby kto widział brata swego grzeszącego grzechem nie na śmierć, niechże się modli za nim, a da mu Bóg żywot, to jest grzeszącym nie na śmierć. Jest ci grzech na śmierć; nie za tym, mówię, aby się kto modlił” – 1 Jana 5:16
Apostoł daje nam do zrozumienia, że gdy zauważymy brata zachwyconego jaką omyłką, lub wchodzącego w pewne trudności, które mogłyby go zniechęcić i odwieść od Pana, powinniśmy się za nim modlić, prosząc o Boskie błogosławieństwo dla niego. Jako członkowie jednego ciała powinniśmy uczynić wszystko co tylko jest w naszej mocy, aby takiemu dopomóc. Gdy w ludzkim ciele jedna ręka zostanie zraniona, druga ręka spieszy z pomocą, aby ulżyć w cierpieniu i uleczyć chory członek. Zdrowa ręka z delikatnością i sympatią zaopiekuje się zranioną. Tak samo my, jako członkowie ciała Chrystusowego, mamy przywilej modlić się za drugich, za wszystkich, o których mamy powód wierzyć, że są współczłonkami tego jednego ciała.
Modlenie się za tymi nie jest tym samym co modlenie się za światem- aby Bóg przyjął i spłodził z Ducha świętego tych, co nie są w odpowiednim stanie. Jesteśmy radzi, że Bóg przyjął pewną klasę, przeto wierzymy, że ktokolwiek z tej klasy oddala się od Boga, czyni gwałt zasadzie sprawiedliwości i swemu przymierzu, a tym samym występuje przeciwko woli Bożej. Jest więc rzeczą całkiem właściwą prosić Boga o Jego kierownictwo nad takim, oraz o mądrość dla nas samych, abyśmy mogli mówić i postępować właściwie. Boskim zamysłem w tym zapewne jest, abyśmy, modląc się za drugimi, rozwijali w sobie odpowiednią sympatię do poszczególnych członków ciała i abyśmy badali samych siebie, miłowali się wzajemnie, dbając o dobro jedni drugich.
Co do tej części naszego tekstu, który mówi: „Da mu Bóg żywot, to jest grzeszącemu nie na śmierć”, nie jest jasnem, w jakim znaczeniu lub do jakiego stopnia Bóg pozwala nam pośredniczyć za drugimi, lecz zdaje się, że nasze pośrednictwo może być więcej skierowane do Głowy ciała aniżeli wprost do Ojca. Chociażby nawet można było przypuszczać, że nasze pośrednictwo w sprawie drugiego brata byłoby wysłuchane wprost przez Ojca, to jednak nie zdaje się, aby było to z powodu jakiejkolwiek naszej osobistej godności, ale jedynie, że z racji naszego stanowiska w ciele Chrystusowym, Bóg ustanowił sposób, przez który upodobało się Jemu okazywać Swoje zainteresowanie w poszczególnych członkach tego Ciała, zgodnie z modlitwą zanoszoną za nich. Możemy tedy zapytać: Coby się stało, gdyby nie było innych członków, którzyby mogli się modlić za grzeszącym bratem? Czy Bóg posłałby go na wtóra śmierć, ponieważ w sąsiedztwie nie było nikogo, coby wiedział o jego trudnościach? Na to można odpowiedzieć, że Pan Sam jest Głową ciała, więc gdyby nie było żadnego członka, któryby mógł się wstawić za błądzącym i sympatyzować z nim, Pan Sam znalazłby sposób zaopiekowania się błądzącym członkiem. Nie można przypuszczać, aby Pan dopuścił na to, by którykolwiek członek Jego ciała zginął, jedynie z powodu, że my danym członkiem nie interesujemy się i za nim się nie modlimy.
O TYCH CO SĄ ODDANI SZATANOWI NA ZNISZCZENIE CIAŁA
Do naszego rozważania na ten temat możemy włączyć „Wielkie Grono” i w jaki sposób Bóg traktuje tę klasę. Członkowie wielkiego grona w istocie zboczyli z drogi, na ile to się tyczy wysokiego powołania, lecz On wielki orędownik przyjął ich, przeto nie dopuści, aby oni zostali potępieni z światem, ale raczej przygotuje ćwiczenia, które, gdy będą przez nich odpowiednio przyjęte i wykorzystane, okażą się dla nich pomocnie i ostatecznie uczynią ich zwycięzcami, choć w mniejszym stopniu.
Apostoł Paweł, mówiąc o jednym, który dopuścił się wielkiego przestępstwa, zaznaczył, że zbór powinien był takiego osądzić; że taki powinien być stawiony przed zbór i zgromiony za swoje niegodne postępowanie. Ponieważ zbór zaniedbał tego obowiązku, Apostoł, choć oddalony ciałem lecz obecny duchem, osądził tę jednostkę i oddał „szatanowi na zatracenie ciała, żeby duch był zachowany w on dzień Pana Jezusa” (1 Kor. 5:5). To zachowanie ducha w dzień Pana Jezusa, zdaje się stosować do wielkiego grona i zdaje się wyrażać tę samą myśl co nasz tekst, gdy mówi: „A da mu Bóg żywot”, czyli zachowa go przy życiu. Myślą tego więc jest, że gdyby który z nas znajdował się w niebezpieczeństwie potknięcia się na wtóra śmierć, gorliwa modlitwa drugiego mogłaby podnieść błądzącego, przywodząc jego umysł do takiego stanu, że rozpoznałby sprawę we właściwym świetle i w tym znaczeniu Bóg przywiódłby go do stanu „żywota”, ponieważ życie może być stracone tylko przez dobrowolne i rozmyślne nieposłuszeńzeństwo Boskim zarządzeniom. Dokąd ktoś dobrowolnie i rozmyślnie nie odwróci się od Boga i nie podepcze krwi przymierza, którą był raz poświęcony, tam zawsze jeszcze istnieje możność przywrócenia takiego do właściwego zrozumienia rzeczy. Jeżeli serce jego jest dobre, to właściwe zrozumienie sytuacji jest wszystkiem, czego on potrzebuje. Bóg jest zawsze gotowym dopomóc takim i właściwem jest przypuszczać, że On udzieli Swej pomocy, bez względu czy my modlimy się za danym bratem lub nie. Jeśli my nie okażemy zainteresowania i troski względem współczłonków, to poniesiemy pewną stratę; nasz Pan jednak, czyli Głowa ciała, nie zaniedba Swego zainteresowania i pieczy względem nich; lecz tacy, którzy się chylą ku wtórej śmierci, mogą być podniesieni tylko tyle, na ile ich serce zbłądziło.
Zwróćmy się teraz do ostatniej części naszego tekstu, „Jest ci grzech na śmierć, nie za tym mówię, aby się kto modlił”. Należy zrozumieć, że grzech na śmierć jest coś bardzo ważnego. Jest to dobrowolnem wróceniem się do brudów tego świata, z których byliśmy raz oczyszczeni; z których raz wyrwaliśmy się. A które to są brudy tego świata? Ktoś mógłby przypuszczać, że są to morderstwa, rabunki itp. My odpowiadamy, że tak. Czy można spodziewać się, że gdyby prawdziwy chrześcijanin popełniał rabunki i morderstwa byłby już umarłym? Odpowiadamy: Tak. W jaki sposób ujawniłoby się to? Odpowiadamy: Nasz Pan dał nam delikatniejsze określenie morderstwa. On powiedział, że gniewanie się na brata bez słusznej przyczyny – żywienie nienawiści, zazdrości, złości, zemsty, są to uczynki ciała i diabła. Ktokolwiek je posiada, czyli kto jest nimi powodowany, nie tylko w chwili uniesienia, lub przez zapomnienie się w słowie, ale rozmyślnie i nieustannie ujawnia, że taki jest jego duch i myśli, ten napewno stracił Ducha Bożego, jeśli go kiedykolwiek posiadał, tj. jeżeli jego poprzednia pokora, łagodność, cierpliwość i miłość były owocami Ducha Świętego, a nie tylko zewnętrzną politurą. Stracenie tych przymiotów a przybranie bezecnych, jak oczernianie drugich, nienawiść, potwarz, mściwość itp. byłoby dowodem, że taki postradał Ducha Bożego. To już nie znaczyłoby, że on jest w procesie umierania, ale że jest umarłym – Juda 12.
Wracając do przypowieści o psie, której użyliśmy w poprzednim numerze, widzimy różnicę między tym stanem samowoli a stanem, w którym Nowe Stworzenie może być chwilowo wyprzedzone w błędzie i jego „pies”, że tak powiem , wyrwać się i kogoś ugryźć. „Pies” zostałby wychłostany, a ranna osoba zostałaby przeproszona i wszystko zostałoby naprawione tak dalece, jak to możliwe. Ten, kto aprobuje wyjście swojego psa i gryzie swoich braci lub sąsiadów, najwyraźniej utracił Ducha Chrystusowego, którego kiedyś miał.
ZA KTÓRYCH NIE MAMY SIĘ MODLIĆ
Czy za takich mamy się modlić? Apostoł odpowiada: „Nie za tym mówię, aby się kto modlił”. Nie; ponieważ modlić się, ubolewać, lub pracować nad takim byłoby gorszem niż traceniem czasu. Jest dosyć innych wypadków, co do których jest jeszcze nadzieja poprawy, gdzie możemy ‘naszą sympatię skierować. Gdy ogrodnik zauważy drzewo nieco zwiędłe, jakoby chore, obkopie je, polewa, użyźnia itp.; lecz gdy po dobrym zbadaniu pozna, że ono zamarło z korzenia, powie: Nie warto więcej się trudzić ani nawozu dodawać. Tak samo z tą sprawą modlenia się i pracowania około tych, co stracili ducha Chrystusowego i w miejsce tego rozwinęli w sobie złego ducha onego nieprzyjaciela; mieć z takimi coś więcej do czynienia byłoby gorszem niż stratą czasu.
Można jeszcze zapytać: Jaki byłby najlepszy dowód dla nas samych, że nie popełniliśmy „grzechu na śmierć?” Spotykamy niekiedy ludzi, którym się zdaje, że popełnili grzech na śmierć i z tej przyczyny zazwyczaj czują się bardzo przygnębieni. Nie możemy im mówić, że sam fakt iż czują zgryzoty sumienia dowodzi, że nie popełnili grzechu na śmierć, ponieważ w figuralnej lekcji Ezawa, „który za potrawę jedne sprzedał pierworodztwo swoje”, czytamy, że „nie znalazł miejsca pokuty (nie został przywrócony), choć jej z płaczem szukał”. Tak samo w wypadku Judasza Iskarjoty: widzimy, że żałował swego czynu, zwrócił pieniądze i powiesił się, co było dowodem jego zgryzot sumienia. Cóż tedy mamy mówić takim?
Na ile to z własnej obserwacji zauważyliśmy, to prawie zawsze ci co myśleli, że popełnili „grzech na śmierć”, wcale nie uczynili nic takiego, na ile to mogliśmy rozsądzić. Naszą metodą więc jest, aby im wykazać, że to, co oni uczynili nie było dobrowolnym i świadomym wystąpieniem przeciwko Bogu i Jego woli. Pytamy się takiego: „Czyś ty chciał to uczynić?” Po wybadaniu ich pod względem tego co im się zdawało być grzechem na śmierć, zazwyczaj można im było wykazać, że to co oni uczynili nie było dobrowolnym, rozmyślnym, i świadomym przestępstwem, a fakt, że oni żałują tego i że uczucia ich serca i intencje są jeszcze wciąż ku Bogu, dowodzi, że to on nieprzyjaciel stara się zachwiać ich wiarę i ufność w Boga i ściągnąć z wąskiej drogi.
Uważamy że dalszą dobrą metodą w traktowaniu takich byłoby powiedzieć im: Jeżeliś stracił Ducha Bożego, to będziesz zimnym wobec tych z ludu Bożego, z którymi się stykasz, jeżeli zaś masz jeszcze Ducha Bożego, to nie będziesz dla nich szorstkim ani nieubłaganym, ale będziesz czuł pragnienie, aby im służyć. Będziesz wobec nich uprzejmym, łagodnym, cierpliwym i tym sposobem okażesz, że wciąż jeszcze posiadasz Ducha Chrystusowego. Jeśli masz Ducha Chrystusowego, to jest znakiem, że jesteś Jego. Jeżeli zaś tego szczególniejszego znaku niemasz, to jest dowodem, że nie jesteś Jego.
W niektórych wypadkach nam wiadomych, okoliczności zdawały się wskazywać, że niektóre osoby istotnie straciły Ducha Bożego, ponieważ przyznawały się, że czują w sobie wielką zatwardziałość serca, że nie czują żadnej miłości, żadnej sympatii, lecz tylko samą gorzkość. Takim nie mogliśmy nic więcej powiedzieć, jak tylko doradzić im, aby starali się wziąść inny pogląd na sprawę i dążyć do naprawy. Podawaliśmy czasem myśl, że może znajdują się w nieodpowiednim stanie fizycznym, albo w stanie melancholii umysłowej, według których to rzeczy Bóg może nie sądzi ich i tam byliśmy zmuszeni ich pozostawić.
Byliśmy zapytywani czy naszym zdaniem Ezaw był figurą na klasę wtórej śmierci, czy też na wielkie grono. Przypuszczamy, że Ezaw nie był figurą na tych, co pójdą na wtóra śmierć. Powiedziane jest o nim, że był sprośnym, to jest nie duchownym i Apostoł zdaje się używać go jako przedstawiającego cielesnego człowieka. W jego zewnętrznym wyglądzie włosiatym itp. zdaje się być przedstawiona zwierzęca, cielesna natura człowieka. Być może, że Bóg chciał wykazać przez Apostoła, że chociaż cielesnemu Izraelowi był dany ten cudowny przywilej rzeczy duchowych, on wolał cielesne rzeczy. Wiemy, że Apostoł przyrównał cały naród Żydowski do Ezawa, „który sprzedał pierworodztwo swoje”; mimo to jednak, ten sam Apostoł mówi, że cały naród żydowski będzie przywrócony do łaski Bożej i specjalnych błogosławieństw pod Nowym Przymierzem. Możemy wnosić, że Żydzi nie byli godni duchowych błogosławieństw i z tego powodu traktowani są jako klasa Ezawa, a nie jako ci, którzy otrzymują duchowe rzeczy. Oni woleli ziemskie, więc wierzymy, że ziemskie błogosławieństwa będą ich udziałem w czasie słusznym. Jeżeli ta klasa Ezawa nie zechce skorzystać z lekcyj i ćwiczeń, jakie będą w przyszłym wieku zastosowane i nie rozwinie w sobie odpowiedniego ducha, będzie wytracona; ci zaś, co poddadzą się Boskiej opatrzności i Pańskim ćwiczeniom w Tysiącleciu, będą stopniowo podnosić się ze swego zwierzęcego stanu; kamienne serce będzie od nich odjęte i dane im będzie „serce mięsiste”.
Przeto, według naszego wyrozumienia, Ezaw przedstawiał człowieka cielesnego Izraela, a nie Wielkie Grono ani tych, co z wieku Ewangelii pójdą na „wtóra śmierć”.
====================
— 1 czerwca 1910 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: