::R4479 : strona 285::
Różne stopnie miłości
Pewien artykuł w naszym piśmie, zatytułowany „Jestci grzech na śmierć” wywarł głębokie wrażenie na umysłach wielu z naszych czytelników. To ucieszyło nas, bowiem trafnym jest przysłowie: “Ostrzeżony będzie czuwał”. Główną myślą tego artykułu było że w przeszłości może byliśmy nie dosyć uważnymi w mniemaniu, iż prawdopodobnie nie wielu będzie skazanych na wtóra śmierć. Zwrócona była uwaga na fakt, że właściwie żaden nie może być przyjemnym Bogu i nie dostąpi Jego błogosławieństwa wiecznego żywota, jeżeli wpierw nie osiągnie Jego wyobrażenia w charakterze. Ponieważ Bóg jest miłością, miłość jest probierzem dla wszystkich, których On uzna za Swoje dzieci, czy to w stanie niebiańskim, duchowym, czy też w doskonałej egzystencji, na poziomie ziemskim. Boskie prawo: „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca, myśli i siły, a bliźniego jak samego siebie”, musi być w zupełności przestrzegane.
Członkowie kościoła wieku ewangelicznego muszą osiągnąć ten chwalebny probierz w duchu, w myśli i w sercu; niedoskonałości ich ciał są łaskawie przykryte przez Boga, na podstawie ich wiary w Chrystusa. Ludzkość będzie musiała, w Tysiącleciu istotnie dosięgnąć tej miary doskonałego prawa. Więcej nawet, gdy już ta miara, czyli meta jest osiągnięta Bóg wymaga aby charakter był zgodnie z tą miarą ustalony. Aby to mogło być dokonane pokusy, doświadczenia i próby są dozwalane i są szczególnie srogie po osiągnięciu tej mety. „Pan, Bóg wasz doświadcza was, czy miłujcie Boga waszego z całego serca, czy też nie”.
Te zasady uznawane są zwykle przez naszych czytelników za zdrowe, biblijne i logiczne. Przeto konkluzją jest, że ci co tej miary charakteru nie osiągną, nie dostąpią daru Bożego, czyli wiecznego żywota, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Na szczęście, ta próba wiecznego życia lub wiecznej śmierci, nie jest teraz nad ogólną ludzkością ani nad kościołem nominalnym a tylko nad tymi, którzy poświęcili się Bogu i zostali spłodzeni z Ducha świętego. Gdyby ci odpadli, „nie, zostawałaby już ofiara za grzechy”. Radujmy się, że nie naszą jest rzeczą sądzić serca braci. Wszystkim powinniśmy życzyć dobrze i spodziewać się, że On wielki Sędzia znajdzie powody do usprawiedliwienia wiele zmaz braci, które my spostrzegamy na nich, a także zmaz, które oni spostrzegają na nas. Pismo święte mówi, że Pan sądzi według serca a nie według zewnętrznego wyglądu. Naszą więc rzeczą jest spodziewać się wszystkiego najlepszego, nic nie wątpiąc chyba ze w tych co mienią się braćmi widzielibyśmy ducha i postępki zupełnie przeciwne Słowu i Duchowi Pańskiemu. Nawet wtedy nie mamy ich zelżywie oskarżać, ale pozostawić ich w rękach Pańskich.
Choćbyśmy jednak najwspaniałomyślniej myśleli, nie możemy być ciemnymi na fakt, że pomiędzy tymi co przyznają się do poświęcenia i naśladowania Pana nie wielu jest takich, którzy dają silne dowody dochodzenia do mety doskonałej miłości ku Bogu i ku współbliźnim. Apostoł daje do zrozumienia, ze o takich mamy obawiać się, a korzystając z tej lekcji, obawiać się także o siebie. „Bójmyż się tedy, aby snąć zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia Jego, nie zdał się kto z nas być upośledzony — Żyd. 4:1.
Mając na względzie surowość tej Boskiej próby i naszą niezdolność zauważenia wielu do tej miary dochodzących, a także ostrożność i obawę o siebie samych, możemy tylko żywić tę nadzieję, że znaczna większość tych co mienią się być chrześcijanami, nigdy nie byli spłodzeni z ducha a przeto nie znajdowali się na tej przenikliwej próbie w tym obecnym życiu. Zaiste, znamiennym jest to, że niektórzy z tych co niedawno „wyszli z nas, bo nie byli z nas”, sami, przynajmniej po części, to przyznają, argumentując, że duchowego spłodzenia nie ma, że ścieżka do chwały nie jest tak wąską ścieżką samoofiary, albo że kościół, członkowie ciała Chrystusowego, ich Głowy, mają udział w Jego ucierpieniach. Takie stanowisko ze strony tych, którzy byli raz spłodzeni z Ducha, zakosztowali dobrego Słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, zdawałoby wskazywać, że tacy powrócili do ciemności, że stracili światło Ducha świętego, jakie raz posiadali; a to oznaczałoby wtóra śmierć. Wolimy jednak myśleć, że oni nigdy nie byli w rzeczywistości oświeceni – nigdy nie byli spłodzonymi z Ducha świętego, że tylko poświęcili się aby wieść życie moralne i służyć sprawie Pańskiej – bez zupełnego złożenia samych siebie na ofiarę, we właściwym znaczeniu biblijnym – składając życie i wszystko u stóp Pańskich, „stawiając swe ciało ofiarą żywą, świętą i przyjemną Bogu”, co byłoby ich rozumną służbą. Zamiast istotnego wyrozumienia rzeczy duchowych oni tylko nauczyli się powtarzać duchowe przepisy, bez istotnego ich zrozumienia.
Tu przypomina nam się nam rozmowa, jaką mieliśmy raz z pewną niewiastą. Mówiła nam: Mój mąż poświęcił się Bogu w zupełności i przyznaje, że został spłodzony w Ducha świętego i z tego powodu rozumie teraźniejszą prawdę, „Cienie Przybytku” itd., co w łączności z Biblią daje my rozjaśnienie względem woli Bożej. Ja nigdy nie uczyniłam podobnego poświęcenia, a tak samo rozumiem rzeczy duchowe. Jak możesz to wytłumaczyć?” W odpowiedzi przytoczyliśmy figurę; dziedziniec w około Przybytku, ołtarz przedstawiający odpuszczenie grzechów przez ofiarę Chrystusową; umywalnię przedstawiającą omycie się z brudów cielesnych itd. Przedstawiliśmy tej niewieście że Przybytek, chociaż stał na Dziedzińcu, był od niego oddzielonym pierwszą zasłoną która przedstawiała śmierć ludzkiej woli, zupełne poświęcenie na czynienie woli Bożej. Wytłumaczyliśmy jej sprawę w taki sposób: Według twojego oświadczenia ty znajdujesz się na zewnątrz tej zasłony, bo nie poświęciłaś swej woli Panu. Mąż twój uczynił takie poświęcenie, przeszedł śmierć woli przedstawioną w przejściu za zasłonę i powstał po drugiej stronie jako Nowe Stworzenie spłodzone z Ducha świętego. To co tam widzi opowiada tobie – widzi złote przegrody głównego Przybytku, ciężką, czyli drugą zasłonę pomiędzy komnatą Świętą a Najświętszą, widzi stół z chlebami pokładnymi, złoty świecznik oświecający wszystko tam się znajdujące, widzi też złoty ołtarz do kadzenia, z którego wznosił się dym kadzidła, który (jako modlitwy świętych) przenikał poza zasłonę do Świątnicy Najświętszej i okrywał ubłagalnię. Ty przysłuchujesz się wszystkiemu co twój mąż o tym opowiada, więc masz to wszystko przed swoim umysłem; jednak nie widzisz tych szczegółów w takim samym znaczeniu i stopniu jak on je widzi. Wierzysz w jego słowa, do których masz zupełne zaufanie. On zaś polega na wieczystych rzeczywistościach, z którymi ma bezpośredni kontakt.
Czy nie jest możliwym, że w podobnym stanie znajduje się wiele innych, którzy nie przyznają się do tego? Z pewnością nadchodzi czas gdy wszyscy, którzy nie uczynili istotnego i zupełnego poświęcenia swego życia Panu – nie poddali w zupełności swej woli pod wolę Bożą – będą odseparowani od poświęconych. „Pan Bóg wasz doświadcza was, izali wy miłujecie Pana Boga waszego ze wszystkiego serca waszego, czy też nie”.
„GWIAZDA RÓŻNI SIĘ OD GWIAZDY”
Inna jeszcze kwestia zachodzi: Ponieważ jawnym jest, że wszyscy muszą osiągnąć miarę doskonałej miłości, zanim otrzymają życie wieczne na jakimkolwiek poziomie, jaką będzie próba, według której różne stopnie chwaty będą udzielane, jak pokazuje to oświadczenie Apostoła, że jak „gwiazda od gwiazdy różni się w jasności”, tak będzie przy zmartwychwstaniu kościoła?
Odpowiadamy, że ponieważ i najmniejszy dopuszczony do życia wiecznego musi wpierw dojść do mety doskonałej miłości, wynika z tego, że owe różne stopnie nagrody będą przedstawiały różne stopnie miłującej gorliwości, jaką niektórzy okażą po dojściu do mety doskonałej miłości. Na przykład, Św. Paweł był nie tylko gorliwym w wyrabianiu w sobie owoców i łask Ducha świętego; nie tylko gotowym był cierpieć dla Chrystusa, w razie potrzeby, ale gorliwość jego prowadziła go dalej – on chlubił się w uciskach; radował się, że uznany był godnym cierpieć dla sprawy Pańskiej i radował się, że mógł życie swoje wydawać za braci. Radował się nie tylko, że uczestniczył w cierpieniach Chrystusowych i pił z Jego kielicha, lecz w swej gorliwości, radował się gdy z kielicha tego otrzymał większą porcję, więcej aniżeli było jego działem. Był zawsze pilnym i uważnym za sposobnościami służby. Jeżeli inni służyli, dobrze, on radował się z tego. Jeżeli mógł rozbudzić miłość i gorliwość w drugich, był z tego ucieszony. Lecz gdy zauważył, że coś nie było zrobione a on mógłby dokonać, z przyjemnością to czynił. Dobrze i prawdziwie powiedział o sobie, że inni mogli go brać za przykład wiernego naśladowania Pana Jezusa. Zapewne, wnosić możemy, że on będzie jednym z najjaśniejszych w Królestwie niebiańskim i że kto jego naśladuje, będzie również stawał się coraz przyjemniejszym naszemu Panu – nie jako na wiatr bijąc, ale starając się rozsądnie i wiernie wykonać wszystko co Pan wskazał, że jest Jemu przyjemnym i co może być dowodem naszej wierności Panu, braciom i Prawdzie.
CZY MIŁOŚĆ JEST JEDYNĄ PRÓBĄ?
Ktoś gotów zapytać: „Czy miłość jest jedyną próbą?” Zauważyliśmy, że niektórzy z tych co sprzeciwiali się ślubowi a obecnie coraz więcej sprzeciwiają się różnym zarysom prawdy, stają się coraz bardziej gorzkimi, złośliwymi i spornymi; lecz mamy też niektórych z tych, którzy przynajmniej powierzchownie mają formę cichości i z tego powodu mają więcej mocy do wytwarzania zamieszania, ponieważ niektórzy z drogich przyjaciół rozumieją, że gdyby on lub ona odrzucili Pana i byli przez Niego odrzuceni to nie byliby takimi łagodnymi i grzesznymi. Powtarzam więc swoje pytanie: Czy miłość (łagodność itd.) jest jedyną próbą członkostwa w ciele Chrystusowym?
Naszą odpowiedzią jest: Nie i Tak! Nie, ona nie jest jedyną próbą, tak jak miłość jest rozumiana przez zwykły umysł nie pouczony Pismem świętym. Czyż nie znamy ludzi światowych odznaczających się usposobieniem łagodnym, moralnym, grzecznym, cierpliwym i szczodrobliwym? Czy nie znamy wyznawców Chrześcijańskiej Umiejętności i wielu innych, o których wierzymy, że wcale nie są w społeczności z Panem i odciętymi są od kierownictwa Jego duchem a jednak odznaczają się pewnymi zaletami charakteru — niektórzy aż w stopniu godnym szacunku? Z tego stanowiska, odpowiedź nasza na pytanie, czy miłość jest jedyną próbą? musi być negatywna i powiedzieć musimy, że coś więcej aniżeli taka miłość jest próbą charakteru i przynależności do Pana.
Jest wszakże inne określenie tej sprawy w Piśmie świętym i z tego stanowiska można odpowiedzieć: Tak, Miłość jest jedynym probierzem, czyli próbą społeczności z Panem i z braćmi. Wytłumaczmy to dokładniej: Łagodność, cichość i cierpliwość są istotnie zaletami zacnego charakteru, świętego umysłu, jaki Pan chce w nas rozwinąć; lecz one nie są sumą charakteru, który nazywamy miłością; są to tylko gałązki, czyli jakoby latorośle na wielkim drzewie chrześcijańskiej wiary i społeczności – gałązki i latorośle znajdujące się też na drzewach i krzewach innych od tych, które „zaszczepił Ojciec”.
Dając Swoje przykazanie, Pan nie wymienił najpierw cichości, łagodności itd., ale; „Będziesz miłował Pana, Boga twego ze wszystkiego serca twego, ze wszystkich myśli, duszy i siły.” Stąd najpierwszą próbą społeczności z Bogiem jest wierność Jemu i Jego Słowu: „Jeżeli nie mówią według Słowa tego, nie ma zorzy w nich” – Iz. 8:20.
Zatem szukając za braterstwem chrześcijańskim, musimy rozpocząć od początku, musimy patrzeć za wiernością Bogu, naszemu Panu, poselstwu Ewangelii i braciom. Cichość, łagodność, cierpliwość itd. są dobrymi zaletami w kimkolwiek znajdują się, ale same w sobie one niczego nie dowodzą. Czy nie przestrzega Apostoł przed takimi, którzy zmyślonymi, łagodnymi słowy „kupczyć wami będą”, czyli będą używać wiernych dla swej korzyści, na przeprowadzenie swoich własnych zamysłów i ambicji? Czy taka sama myśl nie zawiera się w słowach innego Apostoła, który napomina abyśmy nie miłowali tylko słowem ale uczynkiem i prawdą? (1 Jana 3:18). Ze słów tych wynika, że niektórzy miłują tylko słowem – pochlebnymi słowami i łagodnymi mowami. Istotne dowody szczerości i prawdziwości w miłowaniu drugich, okazują w czynach a nie w samych tylko pięknych słowach. Oprócz łagodnych słów powinniśmy upatrywać gorliwości do Boga i do braci, a ta objawi się w szczerych wysiłkach aby służyć prawdzie, aby również kontrolować swe słowa i czyny, żeby nie przynosić ujmy prawdzie. Nasz Pan wielce uczcił prawdę gdy utożsamił ją z Sobą: „Kto słucha Mnie i słów Moich.” ktokolwiek więc nie poważa Słowa Pańskiego i Jemu nie służy, nie daje dowodów, iż miłuje Pana.
Pan Jezus stawia najmniejszego ze Swych uczni jako Swego osobistego przedstawiciela, zapewniając, że cokolwiek dobrego lub złego uczynione jest jednemu z tych najmniejszych Jego naśladowców, On uważa jakoby to było uczynione Jemu. Kto ślubował miłować Pana z całego serca, myśli, duszy i siły, i być gorliwym w Jego służbie, będzie również poważał Pańskich braci, nawet najmniejszych — będzie im służył, a nie gorszył ich. Jeżeli więc ktoś przyczynia się do sporów i walk w kościele, który jest ciałem Chrystusowym, daje dowody, że nie ma ducha Chrystusowego, że do Niego nie należy, że bez względu jak pięknych i miodowych słów używałby, one są zwodnicze, bo istotnych intencji serca nie objawiają, a raczej ukrywają takowe.
W dodatku do pięknych słów i gładkich mów, niektórzy dodają jeszcze pewne dobre czyny, małe usługi itp., aby zapewnić sobie tym lepszą sposobność do zastrzyknięcia, „jadu żmiji, który noszą pod wargami swymi” (Rzym. 3:13). Takie miodowe słowa i czyny są przynętą, poza którą kryje się haczyk obelgi, złorzeczenia, obmowy, złych domysłów itd., którymi oni sieją niezgodę i rozbudzają gniew, złość, nienawiść, zazdrość i inne uczynki ciała i diabła.
Czy miłość Boża mieszka w takich? Czy mogą oni miłować Pana z całego serca, ze wszystkich myśli, z całej duszy i siły? Wcale nie! Oni są powodowani żółcią gorzkości i związkami nieprawości, jak powiedział Apostoł – bez względu jak oni, o pewnego stopnia, zwodzą drugich i samych siebie.
Każdy z ludu Bożego powinien być tak napełniony Jego duchem – miłością do Boga i Jego przymiotów charakteru – że będzie ochroniony od takich narzędzi przeciwnika. Nie tylko, że nie będzie miał z nimi społeczności ale instynktownie będzie unikał ich, jak to i Pismo przestrzega, iż mamy „miłować sprawiedliwość i nienawidzić nieprawość, a także aby nie mieć nic wspólnego” z uczynkami niepożytecznymi ciemności”. Powinniśmy raczej strofować takie rzeczy, nie koniecznie słowami, ale zawsze postępowaniem, zerwaniem wszelkiej społeczności z takim duchem, ponieważ jesteśmy innego ducha, ducha żywota, ducha pokoju, prawdy i braterstwa – ducha Pańskiego.
====================
— 15 września 1909 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: