::R4466 : strona 265::
„Bądź wola Twoja”
— Dz. Ap. 21:1-17 — 12 WRZEŚNIA —
Wyjątek powyższy z Dziejów Apostolskich pokazuje nam jak Apostołowie i inni w pierwotnym Kościele musieli przechodzić przez różne trudności, zawody i sprzeciwy podobnie jak my tego wszystkiego obecnie doświadczamy. Fakt, że moc Boża, jaka się objawiała w czynieniu cudów, darze mówienia obcymi językami, w cudownym leczeniu chorych, wypędzania złych duchów itp., przeciwstawiony jest z faktem, iż ich życie nie było pod żadnym względem wygodnym, ani droga, po której kroczyli nie była łatwą i gładką. Nawet, gdy nie prowadzili pracy Ewangelicznej wprost, lecz zajmowali się udzielaniem wsparć potrzebującym i różnej pomocy, byli oni zawsze w bezpośredniej walce z onym nieprzyjacielem i jego zastępami ciemności. Paweł apostoł i jego towarzysze opuściwszy Milet, byli wystawieni na trudności podróży podczas zimowej pory roku. Nie zjawił się tam żaden szybki i wygodny okręt, aby mógł ich zabrać na swój pokład i przewieźć na drugą stronę morza Śródziemnego, przeciwnie musieli oni wsiąść na okręt towarowy, zatrzymujący się tu i ówdzie dla ładowania i wyładowywania towaru, nie dbając wcale na pasażera, jakim był Paweł i ośmiu jego towarzyszy znajdujących się na pokładzie. Zapewne, iż niektórzy z załogi onego okrętu, w przyszłym wieku – Tysiącleciu – gdy zostaną przywiedzeni ponownie do życia, wielce się zadziwią i uradują, że mieli kiedyś przywilej przewozić zacnego pasażera jakim był św. Paweł. Możemy być pewni, iż jakakolwiek grzeczność wyświadczona jemu lub jego towarzyszom będzie odpowiednio nagrodzona, jak obiecał to nasz Pan, że gdyby kto choć kubkiem wody napoił najmniejszego z Jego uczniów nie minie zapłaty.
Pamiętamy, co powiedział nasz Pan, że „Świat nie zna nas, jako i Onego nie znał”. Jeżeli jesteśmy pokornego umysłu to nie będziemy pożądać żadnych wielkich rzeczy dla siebie ani szczególniejszej uwagi od tych, w których towarzystwie się znajdziemy – ani od Boga nie mamy spodziewać się cudów. Powinniśmy raczej rozumieć, iż prawdziwy cud łaski Bożej, objawiony jest w nas – w owym łaskawym obdarowaniu nas znajomością tej wesołej nowiny, oraz przywilejem reprezentowania Boga i służenia Mu. W obecnych warunkach, postępując wiarą a nie widzeniem, możemy bez wątpienia czynić lepsze postępy w wyrabianiu charakteru, gdy kroczymy drogą doświadczeń, przeciwności i trudów, aniżeli po drodze gładkiej i wygodnej. Uciski, czyli trudności wzbudzają wiarę i kierują nasze serca do onego Źródła łask i błogosławieństw, a tym sposobem są jednym z onych „wszystkich rzeczy”, które pomagają naszemu duchowemu dobru”.
Podczas wyładowywania towarów z okrętu w mieście Tyr, św. Paweł i jego towarzysze odwiedzili tam niektórych uczni w Prawdzie, z którymi spędzili miłe chwile obcując z nimi przez te siedem dni oczekiwania na okręt. To przypomina nam jak to naśladowcy Chrystusa w obecnym czasie z radością przyjmują brata (głoszącego Słowo Boże) podróżującego i jak bracia podróżujący (pielgrzymi) z pałającym sercem szukają tych, którzy znają i miłują Zbawiciela „wszystkich którychkolwiek powołał Bóg”. Tu w gronie braci Tyrskich otrzymał Paweł napomnienie od niektórych z nich, aby nie szedł do Jerozolimy, on jednak podróży swej nie wstrzymał. Gdy Paweł opuszczał przyjaciół w Tyrze, nie tylko mężczyźni, lecz i niewiasty a nawet ich dzieci odprowadzili go wszyscy aż do okrętu, co wskazuje, że miasto było w pewnym oddaleniu od portu. Tam nad brzegiem morza, złączeni duchem z Panem i wspólnie jedni z drugimi, odmówili wspólną modlitwę prosząc niezawodnie o błogosławieństwo Boże, tak dla tych, co odjeżdżali jak i dla tych, co pozostawali na miejscu. To znowu przypomina nam obecne doświadczenia miłości i społeczności, oraz zainteresowania, jakie mamy jedni ku drugim – silniejsze aniżeli jakiekolwiek węzły ziemskie!
Następny przystanek jednodniowy w Ptolemaidzie nastręczył drugą sposobność spotkania tam zamieszkałych braci. Niezawodnie, iż było to dla nich coś w rodzaju jednodniowej konwencji. Miejscem następnego przystanku była Cezarea, a dla Pawła i gromadki jego towarzyszy, dom Filipa Ewangelisty, który był jednym z onych siedmiu diakonów wybranych w Zborze Jerozolimskim. Męczennik Szczepan był także jednym z tych siedmiu wybranych do sprawowania usług w różnych doczesnych potrzebach Kościoła w czasie, kiedy to Pan dozwolił, aby w gronie wierzących był zaprowadzony komunizm i aby przez jego niepowodzenie wykazać niestosowność takiego ustroju w Kościele.
Wiersz 9 jest nawiasową wzmianką, iż Filip miał cztery córki, „które prorokowały”, lecz co właściwie przez to ma się rozumieć trudno na pewno zadecydować. Nie jesteśmy wcale pochopni wnosić, iż były one publicznymi nauczycielkami w Kościele, bo było by to w wyraźnej sprzeczności z tym, co apostoł Paweł w tym względzie pisał. Mogły one mieć jakiś dział w publicznej pracy – prawdopodobnie były nauczycielkami w szkole. Uczenie w szkołach nie było w owych czasach tak jak obecnie przez studiowanie książek, ale raczej przez ustne objaśnianie, czyli prorokowanie. Wolimy ustęp ten rozumieć w takim świetle i pozostać w harmonii z ogólną nauką Pisma Świętego, które publiczne nauczanie w Kościele porucza zawsze braciom.
„SYNOWIE I ICH CÓRKI BĘDĄ PROROKOWAĆ”
Odnośnik na marginesie w zwykłej Biblii tłumaczenia angielskiego, identyfikuje tę wzmiankę o tych czterech pannach z proroctwem Joela: „prorokować będą synowie wasi i córki wasze; starcom waszym sny się śnić będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą”. Nie możemy się dopatrzyć żadnej łączności pomiędzy tym proroctwem a tekstem wzmiankującym o onych czterech córkach Filipa. Faktycznie nie ma tam wcale żadnej wzmianki o tym czy były one poświęcone Panu i czy Ducha Świętego otrzymały. To, że były pannami nie objaśnia jeszcze niczego pod tym względem. Będzie może dobrze, gdy tutaj nawiasowo podamy w kilku słowach, co naszym zdaniem to proroctwo Joela oznacza.
Święty Piotr identyfikuje to proroctwo jako całość, z onym błogosławieństwem, które było zlane na Kościół dziesięć dni po wniebowstąpieniu naszego Pana. Nie znaczy to jednak, iż proroctwo to zostało wypełnione wówczas w całości. Św. Piotr oświadczył Żydom, że to, czego byli świadkami było właśnie wypełnieniem się części tego, co Prorok przepowiedział. Czy mamy jakie świadectwo o tym aby Duch Święty był wylany na synów i córki wierzących, w dniu Zielonych Świąt? Nie mamy żadnego! Zstąpił On tylko na samych ofiarowanych – wierzących. Czy wszyscy młodsi Chrześcijanie, którzy otrzymali Ducha Świętego posiadali szczególny dar widzeń? I czy wszystkim starszym doświadczonym Chrześcijanom śniły się sny? Zaiste, że nie! Proroctwo to w swym wypełnieniu dzieli się na dwie części: jedna stosuje się do wieku Ewangelii, a druga do Tysiąclecia. Bóg ukrył zrozumienie tej rzeczy do pewnego stopnia przez to, że błogosławieństwa Tysiąclecia zostały podane wpierw, a odnoszące się do wieku Ewangelii następnie.
Te dwa wieki i odrębne błogosławieństwa, jakie miały spłynąć, zostały odróżnione słowami: „w one dni”, co oznacza wiek Ewangelii, i „a potem”, odnosi się do Tysiąclecia. My żyjemy jeszcze w wieku Ewangelii, który określony jest słowami „w one dni” i dotąd jeszcze dostępujemy błogosławieństw obiecanych w tym wieku, mianowicie Ducha Świętego, który zlewany jest na sługi i na służebnice Boże, bez względu na wiek, płeć lub narodowość. Błogosławieństwo to rozpoczęło się w dzień Zielonych Świątek a skończy się, gdy ostatni członek ciała Chrystusowego zostanie pomazany. Później dopiero rozpocznie się wypełnienie tej drugiej części proroctwa mianowicie: „Potem wyleję Ducha Mego na wszelkie ciało”. To błogosławieństwo z pewnością nie odnosi się do obecnego czasu i nie mniej pewnym jest, iż wypełni się pod zarządem Tysiącletniego Królestwa. Wtedy nastąpi czas gdzie „synowie wasi i córki wasze prorokować będą” – będą uczyć. Nie będzie to uczeniem Kościoła ani przez Kościół, lecz uczeniem świata przez świat, pod nadzorem uwielbionego Chrystusa na duchowym poziomie, a doskonałych starodawnych Świętych na poziomie ludzkim, jako ziemskich przedstawicieli Królestwa Niebieskiego.
Zauważ teraz orzeczenie: „starcom waszym sny się śnić będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą”. Bardziej odpowiednim zdaje się nam być inne tłumaczenie, które wierzymy, iż lepiej oddaje zamierzoną myśl, mianowicie: „Młodzieńcy wasi widzieć będą chwalebne widzenia (Restytucję i liczne błogosławieństwa w procesie wypełniania się), o których starodawni mężowie wasi śnili rzeczy, których oni oczekiwali, chociaż nie wyraźnie rozumieli to jednak serdecznie pożądali”.
„PŁACZĄC I SERCE MI PSUJĄC”
Agabus posiadał dar prorokowania, w znaczeniu podobnym do starodawnych Proroków, czyli mógł przepowiadać wydarzenia należące do przyszłości. Był on dobrze znanym w ówczesnym Kościele. Ten sam Agabus przepowiedział poprzednio, iż wielki głód miał być po wszystkiej ziemi, który też nastąpił za panowania Klaudiusza Cezara (Dz. Ap. 11:28). Ten przyszedłszy do Cezarei w czasie, gdy Paweł tam przebywał, wziąwszy pas Pawła i związawszy sobie ręce i nogi, przepowiedział, iż świadectwem Ducha Świętego jest, że Paweł zostanie w taki sposób związany przez Żydów w Jerozolimie i wydany poganom. Przepowiednia ta była w pełnej harmonii z innymi podobnymi przepowiedniami, które wróżyły Pawłowi prześladowania, jakie miały go spotkać w Jerozolimie. Nie dziw więc że tak jego towarzysze jak i przyjaciele w Cezarei prosili go, aby nie chodził do Jerozolimy i tym sposobem uniknął trudności jakie według tych przepowiedni miały go tam spotkać. Tak my jak i każdy inny człowiek gotów by pomyśleć, iż dorada ta była dobra i że nie byłoby mądrą rzeczą narażać się świadomie i samowolnie na utrapienia. Lecz św. Paweł miał widocznie inną doradę od Pana, odpowiednio do której działał. Widocznie, iż znajdował się pod pewnym wpływem, który przynaglał go do wykonania podjętego obowiązku, bez względu na trudności, jakie miały go przy tym spotkać. Nie mamy rozumieć, jakoby św. Paweł z zimnym stoicyzmem dążył do swych kłopotów. Podobna myśl musi od razu ustąpić, gdy zauważymy jego odpowiedź, jaką dał swym żalącym się go przyjaciołom, mówiąc: „Cóż czynicie płacząc i serce mi psując? Albowiem ja nie tylko być związanym, ale i umrzeć jestem gotów w Jerozolimie dla imienia Pana Jezusowego”. Heroiczne słowa! Szlachetne uczucia! Żywe uosobienie wierności! Jak podobnym był on w tym do swego Mistrza Chrystusa, który choć wiedział dobrze, że Go śmierć krzyżowa spotka w Jerozolimie, nie schraniał się od pójścia do tego miasta, ale gdy czas dokonania się Jego ofiary nadszedł oddał się dobrowolnie w ręce podstępnych spiskowców aby ponieść śmierć męczeńską.
Pan widocznie doświadczał Apostoła, dopomagając mu do wyrobienia charakteru, stałości i wierności. Nie dlatego, że on tych przymiotów jeszcze nie posiadał, ale raczej, że próby te miały wzmocnić więcej, ustalić i uszlachetnić już zacny jego charakter. Nastręcza on nam myśl, iż na podróż do Jerozolimy zobowiązał się ślubem, w mocnym postanowieniu wykonania wiernie pewnego obowiązku. Pytanie teraz zachodziło, czy dotrzyma on tego ślubu? Czy dotrzyma swego zobowiązania, czy też uchyli się od niego, z obawy przed przykrościami, jakie ludzie uczynić mu mieli lub wzruszony prośbami swoich przyjaciół? Radujemy się z jego ducha, z jego wierności i odwagi. Gdy Paweł zrozumiał, iż było wolą Bożą, aby szedł do Jerozolimy, wiedział on dobrze, że Ojciec Niebieski pokieruje wszystkimi sprawami odpowiednio według rady woli Swojej.
Jego pójście do Jerozolimy było prawdopodobnie potrzebne, a nawet może konieczne, w celu zasilenia i wzmocnienia „domowników wiary” i dopomożenia niektórym z nich do zrozumienia ich stanowiska względem Zakonu i wolności od wielu zobowiązań zakonnych, jakiej dostąpili wszyscy, którzy Chrystusa przyjęli. Ponadto w Jerozolimie miał on później otrzymać polecenie od Pana, że ma się udać do Rzymu i tam, w stolicy świata, głosić Ewangelię i że wpierw opowie ją Agrypie, Festusowi i innym dostojnikom, a przez nich poruczonym zostanie specjalnej uwadze Cesarza i innym wysokim urzędnikom Rzymu. Było więc rzeczą właściwą że przyjaciele Pawła zaprzestali dalszego molestowania go. Najpierw zauważyli, iż pełnił on wolę Bożą, a po drugie widzieli, że dalsze ich wysiłki w kierunku wstrzymania Pawła od jego zamysłów, by zawiodły, czyli pozostałyby bez skutku. Po trzecie, dalsze ich prośby przyczyniały mu większej przykrości, psując (łamiąc bólem) jego serce.
Pamiętajmy wszyscy o tym, iż Pańskie szczególne zajmowanie się Jego ludem w obecnym wieku Ewangelii jest w celu wyrobienia w nich charakteru. Charakter tych, którzy w końcu mają otrzymać nagrodę, musi być nie tylko dobrym, ale i silnym charakterem. Samo przyjęcie Chrystusa, czyli wierzenie w Niego i opowiadanie o Nim, nie wystarczy. Aby stać się godnym Królestwa musi każdy z nas wyrobić sobie charakter na podobieństwo charakteru naszego Pana, mianowicie: łagodny jednak stały, miły jednak silny. Takim jest warunek naszego uczniowstwa. Mamy naśladować naszego Mistrza, który jest też i naszym Odkupicielem. Jego światło ma świecić w nas. Jest to ważną rzeczą, aby wiedzieć o tym fakcie. Trudnością u większości ludzi widocznie jest to, że nie wiedzą ani rozumieją właściwego celu swego życia, przeto sposobności, jakie się nastręczają i ważne nauki przeznaczone dla ich korzyści i nauki mijają ich bez skutku a więc marnują się.
Mr. Marden swego czasu powiedział: „Znałem człowieka, którego czyny były przedmiotem podziwu dla wszystkich, co go znali. Będąc jeszcze chłopcem uczynił tego rodzaju postanowienie: Niech każda okazja do czynu, będzie dla mnie jakby ostatnią okazją, ponieważ nie mogę wiedzieć, kiedy los zechce dać mi lepszą okazję. Będąc w szkole zwykł był myśleć: Ja nie mogę unikać trudnych zadań, bo mogą one później powstać w późniejszym wieku a to mogłoby świadczyć o mojej niedbałości gdym był chłopcem i mogłyby mnie pokonać. W każdym doświadczeniu ja muszę widzieć sposobność dla siebie i sposobność do rozwinięcia w sobie zwyczaju przezwyciężania siebie, oraz by być zawsze akuratnym i wiernym”.
Powyższe zdanie jest uwydatnieniem tego, do czego zachęca nas Biblia: „Wszystko, co przedsięweźmie ręka twoja do czynienia czyń według możności twojej, albowiem nie masz żadnej pracy, ani myśli, ani umiejętności, ani mądrości w grobie, do którego ty idziesz”. A także: „Kto wierny jest w małym w wielu wierny jest”.
Trudności napotykane w drodze nie dowodzą, że podjęta droga nie jest właściwa. Pielgrzym Bunyana4 podróżujący do miasta Niebieskiego napotkał w drodze górę Trudności. Nasz Pan tak samo zapowiada wszystkim, co Go chcą naśladować, że droga ich z konieczności musi być pełną trudów i doświadczeń. Nagroda wystawiona jest dla tych, co zwyciężą. Nie mogłoby być żadnego zwycięstwa gdyby nie było trudności.
JAK POZNAĆ WOLĘ BOŻĄ
Apostoł nie mówi, na czym on uzasadnił swoje przekonanie, iż udając się do Jerozolimy wypełniał wolę Bożą, lecz możemy być pewni, że on miał ważny powód wierzyć, iż droga jaką kroczył była drogą Pańską. Jego charakter dowodzi, że był on za bardzo baczny i za wierny, aby miał udać się w jakimkolwiek kierunku, co mogłoby być przeciwnym woli Bożej.
Co się tyczy poznania i zadecydowania woli Bożej odnośnie naszych dróg, to reguła o jakiej mówił i jakiej się trzymał Jerzy Mueller była prawie taka sama jakiej my się trzymamy, więc z przyjemnością ją przytaczamy:
„Najpierw staram się doprowadzić swe serce do takiego stanu, aby w danej sprawie nie miało własnej woli. Dziewięć dziesiątych z trudności zostaje pokonanych, gdy nasze serce dojdzie do gotowości czynienia woli Bożej w czymkolwiek by to nie było. Uczyniwszy to nie spolegam jeszcze tylko na uczuciach lub wrażeniach. Czyniąc to mógłbym narazić się, na jakie silne złudzenie. Zamiast więc spolegać na uczuciach, szukam, czyli dopatruję się woli i Ducha Bożego przez badanie Słowa Bożego. Duch (uczucia) i Słowo Boże muszą iść w parze. Jeżeli bym wyglądał działalności Ducha Świętego a nie badał się Słowa Bożego narażałbym się również na złudzenie, lecz gdy Duch Święty prowadzi nas w ogóle, to czyni to w harmonii z Pismem Świętym a nigdy w przeciwności temuż. Następnie ja liczę się również z okolicznościami, jakie Opatrzność zsyła. Łącznie ze Słowem Bożym i Jego Duchem, bardzo wyraźnie ukazują one wolę Bożą. Ma się rozumieć, iż modlę się też do Boga, aby mi objawił Swoją wolę. Tak więc przez modlitwę, badanie Słowa Bożego i refleksję i ostrożność, dochodzę do sądu na jaki mi moje zrozumienie i okoliczności pozwalają, i gdy przy tym wszystkim czuję w umyśle moim pokój, wtedy odpowiednio do tego postępuję”.
MNAZON WIELCE ZASZCZYCONY
Gdy czas się przybliżył Apostoł i jego towarzysze wyruszyli w dalszą drogę do Jerozolimy, jako czytamy: „A po onych dniach wziąwszy rzeczy swoje szliśmy do Jeruzalemu”.
Mnazon Cyryjczyk, który był uczniem już od dłuższego czasu i u którego mieli oni w Jerozolimie gospodą stanąć, spotkał się z Pawłem i jego towarzyszami w Cezarei i wraz z niektórymi braćmi z tego miasta towarzyszył im do Jerozolimy. Była to szczęśliwa gromadka, prawdopodobnie około dwunastu osób licząca, lecz zarazem pełna trwogi, z powodu owych zapowiedzi, iż coś przykrego na pewno ma ich spotkać jak również umiłowanego brata, apostoła Pawła – ponieważ: „Jeźli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki”. Przyszedłszy do domu Mnazona zostali radośnie przywitani przez grono braci, chociaż regularne zebranie i ogólne powitanie odbyło się nieco później pod przewodnictwem św. Jakuba, który zdaje się, iż był przewodniczącym, czyli mówcą pomiędzy braćmi.
Mnazon widocznie oceniał przywilej i miał sobie za zaszczyt, iż mógł ugościć przybyszów w swoim domu. Lecz na ile jego radość z tego powodu później się wzmogła to możemy się tylko domyślać. Następne lata życia Apostoła, jego poważne stanowisko w Kościele, błogosławieństwa, jakie z jego działalności udzielały się wszystkim, musiały niezawodnie wywrzeć nader dodatni wpływ na Mnazona i obficie wynagrodzić wszystkie jego starania podjęte przez niego dla św. Pawła. Podczas, gdy wielkim zaszczytem było gościć u siebie Pana jak to czynili Łazarz, Maria i Marta w Betani; jak było zaszczytem dla Mnazona gościć u siebie apostoła Pawła, to nie mniejszym zaszczytem jest dziś podejmować u siebie i gościć uczniów Chrystusowych bez względu czy są oni słabi i małoznaczni czy też dużo znacznymi w oczach świata. Każdy Chrześcijanin powinien być zawsze gościnnym względem braci, jeżeli miłość braterską posiada. Każdy, kto gości u siebie Proroka, spodziewać się może prorockiej zapłaty, czyli nagrody w proporcji do zaszczytu, jaki zajmuje on Prorok w oczach Wielkiego Króla, którego przedstawicielami jesteśmy. O wiele większym zaszczytem w pewnym znaczeniu, byłoby gościć Samego Pana aniżeli kogokolwiek z Jego braci. Lecz ponieważ Jemu nie możemy wyświadczyć żadnej osobistej usługi, więc Jezus zapewnia, iż On wszelką usługę uczynioną jednemu z Jego najmniejszych braci uważa, jakby była uczynioną Jemu samemu.
====================
— 1 września 1909 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: