::R3534 : strona 103::
Bardzo kosztowne perfumy
JANA 12:1-11 — 16 KWIETNIA
Złoty tekst: „Ona co mogła to uczyniła” – Mar. 14:8
BYŁO to w Sobotę wieczór, według obecnego, sposobu dzielenia dni, czyli w wieczór następujący po żydowskim Sabacie – po godzinie 6-ej – gdy Jezus, Jego uczniowie i Łazarz, którego Jezus poprzednio był wzbudził od umarłych, oraz kilku przyjaciół tej rodziny, zasiedli do uczty, urządzonej ku szczególniejszej czci Jezusa, w domu Jego przyjaciół, gdzie On był zawsze mile widziany i gdzie, według zapisków, gościł częściej aniżeli w jakimkolwiek innym domu. Było to w Betanii, w domu Łazarza, Marty i Marii. Dom ten nazwany jest także domem Szymona trędowatego, co do którego, jedno przypuszczenie jest, że był ojcem tej rodziny, inne zaś, że był to mąż Marty, która w tym czasie była już wdową.
Nasz Pan i Jego uczniowie byli w drodze do Jeruzalemu, a Betania była po drodze, poza obrębem miasta Jeruzalemu. Oni przyszli do Betanii prawdopodobnie w piątek, czyli w szóstym dniu tygodnia żydowskiego. Marta i Maria spodziewając się ich, poczyniły przygotowania do uczty, a zgodnie z regułą obowiązującą przy podobnych okazjach, potrawy i wszystko inne było niezawodnie przygotowane naprzód, ponieważ w Sabat zabronione było pracować. Nie mamy nic powiedziane o owym Sabacie w Betanii, lecz możemy sobie wyobrazić, że dzień ten był spędzony na miłej społeczności i rozmowie pomiędzy członkami tej rodziny a naszym Panem i Jego wybranymi Apostołami.
JEZUS W ŻYCIU SPOŁECZNYM
Słowa mądrości i miłości, jakie niezawodnie były przy tej okazji wypowiedziane przez Pana, nie są zapisane, lecz na podstawie Słowa Bożego wiemy, że dobry człowiek, z dobrego skarbca swego serca, wydobywa rzeczy dobre, a z obfitości serca usta mówią. Możemy, więc być pewni, że dzień ten nie był spędzony na błahostkach w słowie lub w uczynku, ale na odpoczynku i na duchownych rozmowach, które były orzeźwieniem dla wszystkich znajdujących się we właściwym stanie serca. Ta sama reguła stosuje się do wszystkich naśladowców Pana, gdziekolwiek oni mogą się znajdować i jakiekolwiek może być ich zajęcie i otoczenie. Z dobrego skarbca serca oni nie mogą wydobywać nic innego jak tylko rzeczy dobre, a gdyby, z którym rzecz miała się inaczej, to niech się ma na baczności i niech naprawi trudność swego serca, a nie tylko głowy.
Lepiej możemy sobie wyobrazić aniżeli opisać te miłujące uczucia, jakie Łazarz i jego siostry żywiły dla Jezusa, którego tak wielce cenili i który przez wskrzeszenie Łazarza dowiódł, że prawdziwie jest Mesjaszem i że w Nim jest moc zmartwychwstania i żywota. Być może, iż była to pierwsza wizyta naszego Pana w Betanii po wskrzeszeniu Łazarza.
Widocznie nasz Pan miał przyjaciół różnego stanu; niektórzy byli bogaci, inni ubodzy, a jeszcze inni średniego stanu. Ci w Betanii należeli widoczne do klasy zasobnych, co możemy wnosić z tego, że mieli własny dom i własny grobowiec, a przy okazji, którą tu rozbieramy, Maria była w stanie i chętna wydać znaczną sumę pieniędzy na uczczenie Pana przez pomazanie Go nader kosztownym szpikanardem. To przypomina nam modlitwę jednego z pisarzy Starego Testamentu: „ubóstwa i bogactwa nie dawaj mi” (Przyp. 30:8). Bogactwa są wielkim sidłem dla wielu i Słowo Boże zapewnia, że niewielu bogatych wejdzie do Królestwa. Powab obecnego życia okaże się za silnym dla takich i przeszkodzi im w wypełnianiu ich ślubów poświęcenia – aby ofiarować swoje wszystko, złożyć wszystko u stóp Jezusowych i stać się tylko Jego szafarzami w używaniu swych doczesnych dóbr, sposobności i błogosławieństw; aby używać takowych w Jego służbie mądrze i w taki sposób by zademonstrować miłość i wierność, do której się przyznają.
Umiarkowany dostatek w życiu jest pod wielu względami nader pożądany; albowiem pozwala na szczodrobliwe obchodzenia się z drugimi, na większą gościnność itp.; a jednak choćby tylko średnie powodzenie i dostatek zdają się być więcej aniżeli większość może znieść i pozostać w wierności. To też znajdujemy, że prawdziwie rzecz się ma tak jak powiedział Pan; mianowicie, że dziedzice Królestwa składają się przeważnie z ubogich tego świata – przeważnie z takich, co mało posiadają i nie mają nadziei więcej zdobyć, a których umysły są z tego powodu skierowane więcej na rzeczy niebieskie, jakie Bóg obiecał tym, co miłują go nade wszystko.
Przeto w jakimkolwiek stopniu mamy wygody i dostatki, podobne do tych, jakie posiadali ci w Betanii – w jakimkolwiek stopniu mamy dobra doczesne – w takim stopniu potrzeba nam mieć się na baczności przed troskami o ten żywot, przed ułudą bogactw i przed ambicjami, nadziejami i dążeniami tego świata, bo inaczej rzeczy te mogą odprowadzić nasze serca od miłości Bożej i od wierności Panu i Jego sprawie. Jest możliwym być ubogim w duchu bez rzeczywistego ubóstwa, lecz im więcej jest ziemskiego dostatku, tym więcej potrzeba łaski Bożej do utrzymania się na wąskiej drodze.
„MAŚĆ SZPIKANARDOWA BARDZO DROGA”
Dwie te siostry widocznie uplanowały pomiędzy sobą całą tę sprawę. Marta usługiwała przy stole, a Maria usłużyła w szczególny sposób maścią. Na wschodzie stoły to były kombinacje stołu i kanapy, a o gościach wyrażano się, że przy jedzeniu spoczywali. Było zwyczajem opierać się na jednym łokciu, podczas gdy drugiej ręki używano do przenoszenia potraw ze stołu do ust itd. Ten to sposób siedzeń przyczynił się do tego, że Maria miała łatwy dostęp tak do nóg jak i do głowy naszego Pana i pomazała maścią najprzód Jego głowę, a następnie nogi.
Słowo maść wywiera mylne wrażenie; płyn użyty do tej okazji może być lepiej określony słowem perfumy. Ubocznie wspomnianym jest, iż wartość tego była ponad trzysta groszy (w. 5). Srebrne grosze miały wartości około 16 centów każdy i według takiego liczenia ten alabastrowy słoik (a raczej flakonik) perfum kosztowałby około czterdzieści osiem dolarów; lecz licząc grosz (denarius) jako ówczesną zapłatę za jeden dzień pracy (Mat. 20:2), to trzysta groszy równałoby się całorocznej zapłacie robotnika, czyli w porównaniu do obecnych zarobków od trzech set do tysiąca dolarów.
Bez względu, w jaki sposób chcielibyśmy obliczać, maść ta była w rzeczywistości bardzo kosztowna; a że opis ten nie jest za przesadny wykazanym jest w starożytnej literaturze. Na przykład, napisane jest w pewnej starej książce, że niejaki Horacy ofiarował beczkę wina za bardzo maleńki słoik szpikanardu. Perfumy, a szczególnie eter z róż, nawet w niedawnych czasach ceniony był do 100 dolarów za uncję. Według tej ceny „funt” owych perfum zakupionych przez Marię, miałby wartości 1200 dolarów.
„UCZYNIŁA, CO MOGŁA”
Tak kosztowne perfumy używane były rzadko; nawet cesarze używali je tylko w małych ilościach, lecz gdy kiedykolwiek były używane zazwyczaj były wylane na głowę. Maria postąpiła według tego zwyczaju i wylała pewną część na głowę Jezusową, jak podaje to Mateusz i Marek, lecz uczyniwszy to przystąpiła do Jego nóg, pomazała je perfumami i włosami swymi je ocierała. Co za piękny obraz miłującego przywiązania przedstawiony jest w tym dla nas! Nogi zazwyczaj uznawane są za najskromniejsze i najniższe członki ludzkiej postaci, włosy na głowie, zaś, szczególnie u niewiasty, uważane są jako szczególniejsza jej ozdoba i chwała – te dwie części zostały tu złączone w taki sposób, że Maria wyraziła przez to, iż ocenia swego Pana i Mistrza ponad wszystko i ponad siebie. Zaraz na początku rozpoznała Go jako najbardziej zadziwiającego człowieka, mówiącego tak jak żaden inny nie mówił; później zrozumiała, że był On wielkim Nauczycielem specjalnie na ten czas posłanym; a ostatecznie przez Jego wzbudzenie Łazarza ze snu śmierci, Maria otrzymała naoczny dowód, że moc Wszechmocnego była w Jezusie, że to nie mógł być, kto inny, ale Sam Syn Boży, przeto obecnie chciała go uczcić odpowiednio do Jego wysokiego stanowiska.
Nie mogła posadzić Pana na ziemskim tronie, lecz chciała okazać, że była Jego przywiązaną służebnicą na zawsze; nie mogła uwielbić Go przed całym ludem Izraelskim, lecz mogła uwielbić i uczcić Go w swym własnym domu! Nie była w stanie wyrazić Jego zalet i wartości słowami ani śpiewem, lecz mogła śpiewać w swym sercu i skropić Pana perfumami, które nie tylko, że napełniły jej dom miłym zapachem, lecz także wyrażały pewnego rodzaju wonności ku czci niewieściej w ogóle, od owych czasów aż dotąd. „Ona, co mogła to uczyniła”, powiedział Pan – ona okazała miłość najlepiej jak tylko mogła. Jak prawdziwymi okazały się następne słowa Pana: „Zaprawdę powiadam wam: Gdziekolwiek będzie kazana ta Ewangelia po wszystkim świecie i to będzie powiadano, co ona uczyniła na pamiątkę jej”. Miła pamiątka, miłego charakteru i miłującego serca. Obserwując tę rzecz w świetle wonności, błogosławieństw i orzeźwienia, jakie z tej okoliczności wypływały na wszystek lud Boży przez cały Wiek Ewangelii, możemy powiedzieć, że ten alabastrowy słoik kosztownych perfum, aczkolwiek był bardzo drogi, okazał się jednak nader tani.
„PRZECZŻE, NIE DANO UBOGIM”
W lekcji naszej jest powiedziane, że Judasz zaprotestował przeciwko takiemu, jak on nazwał, marnotrawstwu pieniędzy. Dodane jest objaśnienie, że nie uczynił tego z powodu szczególniejszej pieczy o ubogich, ale iż był złodziejem i gniewało go to, że pieniądze wydane na te perfumy nie były raczej dane jemu jako skarbnikowi tej grupy uczniów, aby on mógł je przywłaszczyć sobie. Myśl ta jest dobitniej wyrażona w poprawnym tłumaczeniu, które wiersz ten oddaje następująco: „był złodziejem, i mieszek miał, a cokolwiek włożono, nosił”. Mateusz mówi „uczniowie” – Marek podaje „niektórzy” – lecz Jan wspomina tylko Judasza jako tego, co szemrał przeciwko wielkim wydatkom, jakie pociągała za sobą ta usługa Marii. Prawdopodobnym jest, że wszystkie te zapiski są prawdziwe. Judasz niezawodnie zapoczątkował to szemranie, inni podzielili jego zdanie, a reszta Apostołów, ulegając wpływowi większości, byli również gotowi zgodzić się z tym i powiedzieć, że tak wielki wydatek był zbyteczny. Lecz Jezus załagodził całą tę sprawę słowami: „Zaniechaj jej; na dzień pogrzebu Mego to uczyniła. Albowiem ubogie zawsze z sobą macie, ale Mnie nie zawsze mieć będziecie”.
Wielu z teraźniejszych uczniów Pana potrzebują pewnego uregulowania swych pojęć pod względem oszczędności. Prawda, że potrzeba nam być umiarkowanymi a nie marnotrawnymi, oszczędnymi a nie rozrzutnymi. Nasz Pan często uczył tej lekcji, jak na przykład wtedy, gdy po cudownym nakarmieniu rzeszy kazał pozbierać pozostające ułomki. Jednakowoż jest pewna właściwa granica także i w oszczędności. Człowiek, który jest oszczędnym i skąpym w swej służbie Panu, poniesie na pewno stratę z tego powodu; albowiem Pismo święte mówi: „Człowiek szczodrobliwy: bywa bogatszy, a kto nasyca sam też będzie nasycony;” a także: „Nie jeden udziela szczodrze, a wżdy mu przybywa; a drugi skąpi więcej niż trzeba, a wżdy ubożeje”.
Jest to dość trudną rzeczą dla nas nauczyć się być oszczędnymi w naszych własnych sprawach a hojnymi aż do stopnia rozrzutności w sprawach dotyczących Boga i Jego służby. Śpiewamy niekiedy: „Do wielkiego Króla spiesz; wielkie prośby z sobą bierz;” lecz ten, co zanosi prośby do tronu łaski, powinien i również zabierać z sobą znaczny alabastrowy słoik: perfum dla Pana – nie w nadziei zasłużenia sobie przez to na Pańską łaskę, ani nie z myślą uperfumowania swoich próśb, ale jako oznakę oceny błogosławieństw już otrzymanych. Ci, co przynoszą alabastrowy słoik uwielbienia i wdzięczności, zazwyczaj mało mają do żądania. Zrozumieją raczej, że oni już są do takiego stopnia zadłużeni, iż nigdy nie zdołają okazać odpowiednio swej oceny i wdzięczności za Boską łaskę. Tacy z właściwością rozumieją, że codziennie otrzymują z rąk Pańskich więcej aniżeli mogliby żądać lub prosić, a w samych duchownych błogosławieństwach otrzymują oni to, co zadawala wszelkie ich pożądania więcej aniżeli cokolwiek innego mogłoby zadowolić. Tacy naśladują przykład Marii i przynoszą Panu alabastrowy słoik perfum, czyli modlitwy i dziękczynienia ich serc; nie domagając się niczego, a dziękując za wszystko, oni otrzymują od Pana tyle błogosławieństw, że nie są w stanie ich objąć.
Ci, co patrzą na sprawę właściwie, muszą niezawodnie odczuwać, że żaden z nas nie ma nic wartościowego do dania Panu – że nasze najlepsze, najkosztowniejsze ofiary nie są godne Jego i że bardzo znikomo wyrażają rzeczywiste uczucia naszych serc. Jak wielce możemy radować się, że te nasze nieznaczne wysiłki są przyjemne Panu i jak bardzo pragnęlibyśmy ostatecznie usłyszeć ten sam miły głos mówiący nam: „On uczynił co tylko mógł”, „Ona uczyniła co tylko mogła”.
Poeta Tennyson pięknie obrazuje scenę, którą rozważaliśmy w następujących wierszach:
„Jej oczy są domem cichej modlitwy,
Nie ma innych myśli w jej umyśle.
Ale on był martwy, a tam siedzi,
I jest tam Ten, który go przywrócił.
“Wtedy jedna, głęboka miłość zastępuje
Wszystkie inne, kiedy jej gorące spojrzenie
odchodzi od żyjącego brata,
i spoczywa na Życiu.
“Wszystkie subtelne myśli, wszystkie dziwne lęki,
Wyparte przez radość tak pełną,
Kłania się, kąpie stopy Zbawiciela
kosztownym szpikanardem i łzami”.
„UBOGIE ZAWSZE MIEĆ BĘDZIECIE”
Przepowiednia naszego Pana, że ubóstwo będzie trwało przez cały Wiek Ewangelii, wypełniła się dosłownie. Spoglądając w przyszłość radujemy się, że pod panowaniem przyszłego Królestwa nie będzie więcej ubóstwa, ani smutków ani żadnych niedostatków. „Ale każdy będzie siedział pod winną macicą swoją, i pod figowem drzewem swojem, a nie będzie nikt, coby ich przestraszył”. Ta zmiana warunków nie nastąpi przez ludzką ewolucję, przez ludzkie teorie, związki, unie, trusty lub tp. Różne te organizacje i pomysły, aby każdemu zapewnić bogactwo, dostatek i szczęście zawiodły w przeszłości i w przyszłości również zawodzić będą. Ponieważ grzech psuje i paczy każdy element ludzkości, a samolubstwo, ambicja i pożądliwość działają na te zepsute i spaczone elementy, przeto bóle, cierpienia i niedostatki na pewno będą istnieć tak długo, dokąd grzech trwać będzie. A grzech tak długo będzie trwać aż wielki Mesjasz, Chrystus ujmie moc i panowanie, pokona grzech i ustanowi sprawiedliwość i prawdę na ziemi, a wszystko przeciwne sprawiedliwości usunie.
Przed nadejściem tego chwalebnego nowego dnia, czyli przez całą noc płaczu, dotąd już blisko dziewiętnaście stuleci długą, zawsze mieliśmy między sobą ubogich, z których wielu było Pańskimi umiłowanymi. Ubóstwo w obecnych warunkach, we wielu razach okazało się błogosławieństwem, w pewnym znaczeniu tego słowa. Nie tylko w tym znaczeniu, że obawa przed ubóstwem jest dla wielu podnietą do czynu w walce życiowej i przez to rozwija w nich przymioty zwycięzcy, lecz ponadto ten fakt, że mamy przyjaciół i sąsiadów potrzebujących naszej opieki i pomocy jest błogosławieństwem dla tych, co są lepiej uposażeni; albowiem rozwija w nich sympatię cierpliwość, miłość i chęć czynienia im dobrze, dopomagania im. Kto udziela ubogiemu, pożycza Panu i Pan odpłaci mu. Ta obietnica jest tak hojna i tak wyraźnie jest zaznaczona, iż dziwić się trzeba, że tak mało jest tych, co w zgodzie z nią postępują, rozumiejąc, że Pan nie tylko odda im, lecz w dodatku udzieli wielki procent.
„MNIE NIE ZAWSZE MIEĆ BĘDZIECIE”
Sposobność uczczenia Pana była ograniczona – za małą chwilę, cierpienia Jego miały się skończyć i miał On być uwielbiony, miał wejść poza zasłonę, poza obręb ludzkiej przysługi. Rozumiejąc sprawę z tego punktu zapatrywania, było więc właściwym dla Marii wydać na Pana znaczną sumę pieniędzy – aby głowę, na którą w tym czasie spadały różne oszczerstwa i przekleństwa ówczesnych kapłanów i doktorów teologii i na którą za parę dni wtłoczoną być miała cierniowa korona – aby głowę tę uczcić, chociaż tylko w małym kole tych, co rozumieli Jego prawdziwą wartość i wielkość, Jego Królewskość i to że był On prawdziwym Synem Bożym. Było także właściwym, aby te nogi, co chodziły po dolinach i pagórkach Palestyny, które nieraz były zmęczone i które symbolicznie przedstawiały poświęcenie i kroczenie wąską, ciernistą drogą – te nogi, które wkrótce miały być przybite do krzyża – aby teraz, nim się to stanie, zostały uczczone przez osobę, która ufała Panu, miłowała Go i starała się iść Jego śladami.
Gdy dochodzimy do właściwego zrozumienia tej sprawy możemy lepiej odczuć znaczenie słów Pana: „Zaniechaj jej”. Nie trudź jej, Nie odbieraj od niej tego przywileju – co wskazuje, że na pierwszy ruch użycia tych perfum, Judasz, a może i inni, wyrazili życzenie, aby je zachować i później sprzedać, a Pan jakoby przeszkodził temu słowami: „Pozostawcie ją w spokoju, nie przeszkadzajcie jej w tym co chce uczynić”.
Szpikanard Marii przedstawia jedną z najpiękniejszych zalet chrześcijańskiego charakteru pomiędzy ludem Bożym od onego czasu aż dotąd; albowiem pamiętać należy, iż cały Kościół Chrystusowy, w większym znaczeniu jest „ciałem Chrystusowym”, jak to wyrażone jest przez Jezusa i przez Apostołów. Klasa Marii, która gotowa jest raczej, wynałożyć znaczną sumę na perfumy służenia Kościołowi, czyli Ciału Chrystusowemu, aniżeli wydać takową na siebie samą, jest dotąd z nami i była przez całe minione dziewiętnaście wieków. Nie tylko Głowa Ciała była pomazaną, uperfumowaną, uczczoną, pocieszoną i uweseloną, ale i wszystkie członki od owego czasu aż dotąd, zostały podobnie ubłogosławione usługą tej klasy, czyli klasy Marii ze szpikanardem. Klasa ta nie zawsze składa się z oratorów, ani z bogatych lub mądrych – a usługa jej jest nie wysadna, a dla wielu, szczególnie światowych, wydaje się głupstwem i stratą czasu – lecz Pan ocenia taką usługę i oceniają ją także członkowie Ciała, którzy bywają przez nią pocieszeni i orzeźwieni. Niechaj błogosławieństwo Boże spocznie nad tą klasą Marii!
UCZCZENIE CZŁONKÓW – UCZCZENIEM GŁOWY
Jeżeli tedy przez cały Wiek Ewangelii byli członkowie w taki sposób pocieszani, to czyż nie powinniśmy spodziewać się szczególniejszego błogosławieństwa pod tym względem teraz przy końcu tego wieku, dla członków „nóg”? Według naszego wyrozumienia żyjemy obecnie przy końcu tego wieku – Głowa została już uwielbiona, wielu członków ciała przeszło poza zasłonę, a tylko członki nóg tu pozostają. Być może, że to pomazanie Głowy Pana jak i Jego nóg przez Marię było obrazem lub figurą na coś, czego możemy spodziewać się w obecnym czasie. I tu zachodzi piękny zarys Boskiego zarządzenia – my wszyscy możemy być z klasy Marii jak i z klasy nóg. Inaczej mówiąc, każdy członek ciała Chrystusowego może do pewnego stopnia usługiwać współczłonkom tegoż Ciała, współczłonkom nóg, tak jak Maria usłużyła nogom Jezusowym.
Niechaj tedy każdy z poświęconych Panu, gdy bada tę sprawę, postanowi, że przy Boskiej łasce, przyłączy się do klasy Marii, zakupi kosztownego szpikanardu i obficie wylewać go będzie na stopy Ciała Chrystusowego, czyli na Kościół, na prawdziwe członki. To będzie znaczyć miłość, sympatię, dobrotliwość, łagodność cierpliwość, wspieranie i pocieszanie. To będzie znaczyć wielki i stały rozwój we wszystkich owocach i łaskach ducha, których łączną nazwą jest miłość.
Drodzy czytelnicy, niechaj każdy z nas pamięta, że chociaż nie możliwym jest dla nas uczynić to, co uczyniła Maria w naszej lekcji, to jednak mamy przywilej czynić jeszcze większe rzeczy jedni dla drugich, dla braci w Chrystusie teraz żyjących na świecie, dla członków nóg Jego Ciała. Tam były literalne perfumy, które z czasem straciły swoją wartość; lecz te małe czyny grzeczności i pomocy, jakie możemy wyświadczać drugim, nigdy nie stracą swej wartości w ocenie Pana, ani też nigdy nie stracą swej wonności we wzajemnej ocenie jedni drugich. Małe sprawy w życiu, uprzejme słowa, małe upominki, miłe spojrzenia, drobne zasiłki przy sposobności – te, a nie koniecznie jakieś wielkie rzeczy, są naszymi sposobnościami, naszymi perfumami, jakimi możemy darzyć jedni drugich.
„UMYWANIE NÓG JEDNI DRUGIM”
Mycie nóg w krajach wschodnich było w dawnych czasach rzeczą dla wygody niezbędną, przeto mycie nóg przedstawiałoby wzajemne służenie i wzmacnianie jedni drugich, nawet w najniższych usługach. To jest główną treścią Pańskiej lekcji dla nas, że z radością powinniśmy wykorzystać każdą sposobność do służenia, pocieszania i dopomagania drugim, we wszelkich choćby najmniejszych sprawach. Zastosujmy teraz myśl tę do naszej lekcji. Maria umyła nogi naszego Pana perfumami, a klasa Marii, czyli klasa najbardziej miłujących i gorliwych w Kościele, ma dopomagać drugim, ma myć drugim nogi i nie ma to robić w sposób szorstki lub ślamazarny, ale w podnieceniu miłości i przywiązania ma to czynić z dobrocią, sympatią, miłością i oceną obrazowo przedstawioną w szpikanardzie Marii; a ich pocieszanie jedni drugich ma być z taką miłością i pieczołowitością, jakie przedstawione były w użyciu włosów przez Marię na otarcie nóg Pańskich.
Spostrzegamy, że taka miłość, ta szpikanardowa miłość i sympatia Marii, wzrasta pomiędzy członkami ciała Chrystusowego; że w miarę jak oni dostrzegają ataki świata, ciała i onego złośnika przeciwko pomazańcom Pańskim, są oni tym więcej przywiązani jedni do drugich i tym więcej gotowi są wzajemnie jedni drugich uczcić z pieczołowitością, miłością i sympatia, oraz mówić i postępować jedni wobec drugich szczodrobliwie i uprzejmie. Cieszymy się z tego, bo lepszych dowodów wzrostu w łasce nie znamy, jak te przytoczone powyżej. Niechaj to dobre dzieło postępuje, naprzód aż cały dom zostanie napełniony perfumami miłości – aż cały świat pozna, czym jest wzajemna miłość chrześcijańska – nie w znaczeniu ciasnej stronniczości i partyjniactwa, ale w onym szerszym znaczeniu, tak jako Chrystus umiłował wszystkich, którzy miłują Ojca i starają się chodzić Jego drogami.
CZYŃMY TO TERAZ
Gdyby Maria była zaczekała jeszcze z tydzień, to perfumy te mogłaby użyć sama na siebie, ale nie na Pana – bo w przeciągu tygodnia od tego wydarzenia, nasz Pan był już pogrzebany, grób był zapieczętowany i żołnierze Rzymscy trzymali straż nad grobem, nie było, więc sposobności skropić perfumami nawet Jego martwego ciała. O wiele lepiej, więc uczyniła Maria, że wykorzystała tę sposobność wczas i okazała Panu swoje przywiązanie do Niego, gdy On jeszcze był jej gościem. Podobieństwo tego może być i tu: Niezadługo a wszystkie członki ciała Chrystusowego dopełnią swego działu cierpień i przejdą poza zasłonę, „przemienieni”.
Mądrość mówi nam abyśmy nie zwlekali z przyniesieniem naszych słoików alabastrowych i z wylewaniem ich zawartości na naszych drogich braci w Chrystusie, na członków nóg Chrystusowych. Bez względu czy oni zwracają na nas swoją uwagę, czy myślą, o nas, czy darzą nas podobnymi perfumami, czy też tego nie czynią; my jednak czyńmy swoją część, wylewajmy nasze wdzięczne perfumy na drugich, a dom, czyli Kościół Pański napełni się miłą wonnością, choć może niektórzy z uczniów mylnie zarzucać nam będą rozrzutność w naszej miłości i gorliwości, nie rozumiejąc, że Pan w przyszłości znowu powie: „Zaniechajcie jej, ona co mogła to uczyniła”. Pańska ocena względem tego symbolicznego szpinakardu i pomazywania jest, że to jest wszystko, co możemy uczynić – nic nie mogłoby być większe lub lepsze. To wyraża miłość – wielką miłość – a „wypełnieniem zakonu jest miłość”.
„Przypatrzmy się jedni drugim”, powiedział Apostoł – zauważmy jedni drugich słabości, doświadczenia, pokusy i wysiłki, aby bojować dobry bój przeciwko ciału, światu i onemu przeciwnikowi; zauważmy jedni drugich uciski na tej wąskiej drodze, oraz różne przeciwności z wewnątrz i z zewnątrz, a dostrzegając takowe powinniśmy odczuwać sympatię jedni ku drugim i to taką sympatię, która by rozkoszowała się w wylewaniu tych symbolicznych perfum szpikanardowych, najdroższych, najczystszych i najlepszych na wszystkich współczłonków tego jednego Ciała.
Ktoś raz mówił o wielkim „Stowarzyszeniu Zasilaczy”, którzy starali się dodawać otuchy i zasilać zmęczonych i strudzonych na ścieżce życia. Nie jest to wielkie stowarzyszenie pod względem ilości członków, lecz jest wielkie z Boskiego punktu zapatrywania i z punktu zapatrywania tych, co zostali przez nich, posileni i orzeźwieni. O szpikanardowej Marii mogłoby być powiedziane, że była ona znamienną członkinią takiego stowarzyszenia. Możemy słusznie wyobrazić sobie, że nasz drogi Odkupiciel, przygnębiony do pewnego stopnia rozmyślaniem o srogich doświadczeniach, włączając ukrzyżowanie, jakie miało go spotkać jeszcze w tym samym tygodniu, został znacznie wzmocniony i orzeźwiony tym objawem miłości i przywiązania okazanemu przez Marię. Tak mało było tych, co Go rozumieli! Nawet Jego uczniowie nie pojmowali ważności chwili. A tu była osoba, która przynajmniej szczerze Go miłowała i miała w Nim zaufanie. Niezawodnie, że to dodawało Panu otuchy przez resztę dni Jego pielgrzymki.
PRAWDA DOBITNIE WYRAŻONA
Jak właściwym jest wykorzystywać obecne sposobności ku pocieszeniu i wzmacnianiu drugich, przedstawił trafnie pewien pisarz w następujący sposób:
„Nie trzymaj alabastrowych słoików miłości i serdecznego przywiązania zapieczętowanych aż twoi przyjaciele umrą, lecz obdarzaj ich słodyczą, dokąd jeszcze żyją. Wypowiadaj słowa uznania i pociechy, gdy uszy ich mogą to słyszeć. Mów dobrze o nich nie wtenczas, gdy ich już tu nie ma, ale raczej, gdy jeszcze tu są. Jeżeli moi przyjaciele mają zachowane alabastrowe słoiki, pełne wonnych perfum sympatii i miłości, które chcą otworzyć nad moim martwym ciałem, to wolałbym, aby je przynieśli teraz, w moich godzinach przygnębienia i kłopotów i aby je otworzyli, bym mógł być orzeźwiony i pocieszony, gdy tego potrzebuję i mogę skorzystać. Wolałbym raczej mieć prostą trumnę bez kwiatów i pogrzeb bez żadnego wychwalania, aniżeli życie bez słodyczy miłości i sympatii. Pośmiertna grzeczność nie rozweseli przygnębionego ducha. Kwiaty na trumnie nie przeniosą swego zapachu wstecz, na mozolną drogę, którą dana osoba już przeszła”.
Wiersz pani Preston, “Ante Mortem”, wyraża tę samą myśl w ten sposób:
…”Gdybym tylko usłyszał
Jeden powiew oklasków, jedno radosne słowo…
Jeden okrzyk “Odwagi!” pośród walki,
tak ważnej dla mnie ze względu na śmierć lub życie…
Jakże by to wzmocniło moją duszę do wysiłku
Przez wir nadchodzącej fali znowu.”
OFIARA MIŁA I WONNA
Apostoł mówiąc o wzajemnej usłudze w Kościele powiedział, że nasza ofiara jest miłą wonnością Bogu, lecz także dodał, że ta Ewangelia jest dla jednych wonnością żywota ku żywotowi, a dla innych wonnością śmierci ku śmierci. To znaczy, że dobre uczynki, oraz uprzejme słowa i starania bywają oceniane przez takich, którzy znajdują się w stanie serca odpowiednim do ocenienia takich rzeczy; gdy z drugiej strony takie same dobre uczynki rozbudzają odrazę i niemiłą woń w tych, co znajdują się w złym stanie serca. Często możemy zauważyć, że przez nasze wysiłki, aby służyć członkom nóg Chrystusowych, jedni zostali pocieszeni i orzeźwieni, inni zaś zostali rozgniewania dla jednych wysiłki te były miłą wonnością, dla drugich zaś wonnością wstrętną, z powodu ich złej podstawy serca ku Panu i ku ciału Chrystusowemu – z powodu, może, ich ambicji lub, jakich innych ujemnych uczuć.
Tak samo rzecz się miała w Betanii: Miła wonność napełniająca dom, oraz radość i błogosławieństwo ja-; kich doznała Maria w łączności z tą usługą, wywarły zupełnie inny wpływ na Judasza. Judasz rozgniewał: się; samolubstwo jego nie dozwalało mu zrozumieć tej czci wyświadczonej Panu; on mógł myśleć tylko o sobie, ile on byłby mógł skorzystać z tej transakcji i, że na ile to tyczyło się jego, cała ta sprawa była marnotrawstwem. Gorzkość, jaka zakradła się do jego serca z powodu, że serce to było w złym stanie, ujawniona jest jeszcze w tym, że niezadługo potem udał się do kapłanów, aby z nimi targować się ku zdradzie Jezusa. Dopilnujmy, więc, drodzy bracia, aby serca nasze znajdowały się w miłującym stanie ku Panu, a nie w stanie samolubnym – abyśmy umieli odpowiednio o oceniać wszystko cokolwiek czynione jest w Jego imieniu i dla Jego ciała, a także abyśmy nie byli samolubnymi ani łakomymi. Bo inaczej, wynik z nami może być wonnością śmierci ku śmierci, tak jak rzecz się miała z Judaszem.
Tym zakończymy naszą lekcję. Prawdopodobnie następnego dnia Żydzi zaczęli gromadnie się schodzić, aby zobaczyć Jezusa i Łazarza, a niektórzy, aby naradzać się w celu zabicia ich obu – „dla dobra sprawy”. Możemy dodać, że „dobro sprawy” prawie zawsze było i dotąd jest pretekstem każdego niegodziwego czynu i działania przeciwko prawdzie. Chrońmy się, więc takiego sekciarskiego ducha; upewnijmy się, aby nasza miłość ku Panu i ku braciom była szczerą, a nie stronnicza i samolubna, dla jakichkolwiek względów osobistych lub, denominacyjnych; bo gdyby tak było to trudno przewidzieć, w jakie zło możemy być przez to wprowadzeni.
====================
— 1 kwietnia 1905 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: