::R2467 : strona 115::
Pan zdradzony
14 MAJA — JANA 18:1-14
„Najwzgardzeńszy był, i najpodlejszy z ludzi” – Iz. 53:3
PO ostatniej wieczerzy i po wypowiedzeniu przypowieści o winnym krzewie i latoroślach, nasz Pan wypowiedział ową piękną i wzruszającą modlitwę zapisaną w Jana 17. Następnie, prawdopodobnie blisko północy, Pan z jedenastoma wyszedł poza bramę Jerozolimy, przeszedł potok Cedron i skierował Swe kroki w stronę pagórka, na którym był ogród Oliwny zwany ogrodem Getsemane. Być może, iż był to ogród publiczny, albo też był on własnością kogoś takiego, co odnosił się przyjaźnie do Jezusa. Miejsce to jest ogrodem dotąd i było nim przez wiele stuleci. Ogrodem tym opiekują się pewni zakonnicy, którzy z przyjemnością przyjmują gości zwiedzających to miejsce. Jeszcze dotąd znajduje się tam sześć czy osiem bardzo wielkich i widocznie bardzo starych drzew oliwnych. Dają one dowody, że mają co najmniej tysiąc lat a jest możliwym, że są o wiele starsze.
Rozmawiając z uczniami i modląc się za nimi, nasz Pan z pewnością był spokojnym i pełnym odwagi. Mówiąc uczniom, aby ich serca nie trwożyły się, On na pewno Sam panował nad Swoim sercem i nie okazywał zatrwożenia. Lecz w miarę jak gromadka ta zbliżała się do Getsemane, możemy przypuszczać, iż wielki ciężar przygniatał uczucia naszego Pana. Możemy sobie dobrze wyobrazić Jego postawę, gdy wypowiadał słowa: „Smętna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcież tu, a czujcie ze mną” (Mat. 26:38). Ta wizyta w ogrodzie Getsemańskim była inna od wizyt poprzednich. Nieco oceny tej wyjątkowo ważnej chwili udzieliło się uczniom ze słów ich umiłowanego Mistrza, lecz o tym, co wkrótce miało nastąpić oni prawdopodobnie nie mieli wcale pojęcia.
Inny ewangelista podaje, że po wejściu do ogrodu, Pan pozostawił ośmiu Apostołów blisko bramy, a zabrawszy Piotra, Jakuba i Jana, najbliższych Swoich towarzyszy, postąpił z nimi nieco dalej i ostrzegł ich, aby czuwali i modlili się; albowiem przybliżała się godzina szczególniejszej próby. Następnie oddalił się nieco od nich i Sam w sekrecie modlił się do Ojca. Uczuć Jego nie podzielali i nie mogli podzielać Jego umiłowani uczniowie; nie pojmowali oni próby, jaką przechodził; bowiem nie byli jeszcze spłodzeni z ducha. Tak więc w godzinie Swej najsroższej próby, Jezus był sam – „A nikt z ludu nie był ze mną” – Iz. 63:3.
Trudnym jest nawet dla większości chrześcijan, pojąć prawdziwy charakter prób, które w owej chwili tak przygniotły nerwowy system naszego Pana, że aż spowodowały krwawe pocenie się. Niektórzy porównują drogę naszego Pana z tą, jaką przeszli niektórzy z Jego naśladowców męczenników, którzy szli na śmierć ze znamiennym spokojem i odwagą, i gotowi są dziwić się, czemu nasz Pan będąc doskonałym, zdawał się okazywać większą wrażliwość na cierpienia niż Jego niedoskonali naśladowcy. Aby zrozumieć tę sprawę, potrzeba uprzytomnić sobie kilka rzeczy:
(1) Dla naszego Pana, posiadającego doskonałe prawo do życia, śmierć była zupełnie inną rzeczą niż była ona dla tych, którzy tak czy owak umrzeć muszą. (2) Rodzaj nasz, będąc już dziewięć dziesiątych umarłym, posiada tylko bardzo małą ocenę wartości życia – a że wszystkie jego doświadczenia miały styczność z umieraniem, więc śmierć przyjmowana jest z pewnego rodzaju rezygnacją. Lecz nie tak rzecz się miała z naszym Panem, „Księciem Żywota”, który był z Ojcem od początku i przez którego uczynione były wszystkie rzeczy – On rozumiał, że życie jest bardzo wielkim i kosztownym przywilejem. Dla Niego więc śmierć musiała być o wiele straszniejszą niż dla nas, którzyśmy już dziewięć dziesiątych umarłymi i w stosunku do tego o wiele mniej wrażliwymi. Prawda, że Jezus miał zapewnienie od Ojca,
::R2467 : strona 116::
że gdy będzie wiernym aż do śmierci dostąpi zmartwychwstania – i nie ulega wątpliwości, że On wierzył w tę obietnicę Ojca; albowiem całe Jego życie obfituje w dowody o Jego niezachwianej wierze i ufności. Mimo to jednak musiała to być bardzo ciężka próba dla Jego wiary, o wiele cięższa niż byłaby dla nas. My mamy do złożenia tylko odrobinę życia już straconego; a z drugiej strony mamy nie tylko Boską obietnicę przyszłego życia przez Chrystusa, ale mamy jeszcze przykład potęgi Bożej w podniesieniu od umarłych naszego Odkupiciela; Pan Jezus zaś nie miał takiego dowodu Boskiej mocy; On Sam miał dopiero być według Boskiej obietnicy „pierworodnym z umarłych”, pierwiastkiem stworzenia Bożego – Kol. 1:18; 1 Kor. 15:20.
Jednakowoż wszystko to było już obliczone, zważone i przyjęte przez naszego Pana zaraz od początku Jego misji. On już poinformował Swych uczniów, że było potrzebne, aby życie Swe położył za owce i że był gotowym to uczynić (Jana 10:15). Nie mamy więc przypuszczać, że nasz Odkupiciel, gdy się modlił: „Ojcze mój, jeźli można, niech mię ten kielich minie” – miał na myśli możliwość uniknięcia śmierci. On dobrze o tym wiedział i Apostołom to wyjaśnił, że pociągnięcie świata nie mogło nastąpić inaczej jak tylko przez Jego podwyższenie jako ofiary za grzech – że było to absolutnie koniecznym, aby On umarł za grzechy nasze i wszedł do Swej chwały – Jana 3:14; 12:32.
Musimy więc wnosić, że owym kielichem, względem którego Pan modlił się aby Go minął, o ile byłoby to możliwym, była hańba zaaresztowania Go jako przestępcy prawa oraz hańba publicznego procesu, osądzenia i ostatecznego ukrzyżowania jako oszusta. Co innego było umrzeć za nasze grzechy śmiercią taką jak wszyscy umierają, bez szczególniejszej hańby, a co innego umrzeć śmiercią tak krańcowo haniebną na krzyżu. W Swej mądrości Ojciec prawdopodobnie ukrył przed Nim niektóre szczegóły tej haniebnej śmierci aż do czasu, gdy one były już bliskie; i Jezus widocznie nie widział absolutnej konieczności cierpienia więcej niż grzesznik cierpiał, chcąc złożyć za niego okup. Stąd ta Jego modlitwa: „Ojcze mój, jeźli można, niech mię ten kielich minie; a wszakże nie jako ja chcę, ale jako ty”. Apostoł powiedział o Nim, że „I postawą znaleziony jako człowiek, sam się poniżył, będąc posłusznym aż do śmierci”, po czym dodał: „a to śmierci krzyżowej” – Filip. 2:8.
O ile to my jesteśmy w stanie rozsądzić, to śmierć krzyżowa z całą jej wzgardą i hańbą, nie była konieczną, jako cena okupu za nas, ponieważ wyrokiem za grzech nie było: Dnia, którego jeść będziesz z drzewa wiadomości dobrego i złego, umrzesz haniebną śmiercią na krzyżu. Ponieważ karą była śmierć (1 Moj. 2:17), wnosić możemy, że jakakolwiek śmierć naszego Pana dostarczyłaby zupełnego okupu za człowieka. Jednakże ten dodatkowy zarys był widocznie uznany przez Ojca za potrzebny, więc kielich ten nie minął. Ojciec wymagał tak bezgranicznego posłuszeństwa, jako próbę i dowód nie tylko dla Siebie Samego, ale i dla wszystkich istot inteligentnych miało to być dowodem zupełnej wierności Jego umiłowanego Syna, którego zamierzył następnie wywyższyć aż do Swej własnej natury i współdziedzictwa w Królestwie. I ta wierność naszego Odkupiciela została w zupełności udowodniona, jak to i Apostoł oświadczył, że On „wzgardziwszy sromotę”, co znaczy, że w oczach naszego Pana sromota ta była niczym w porównaniu z dokonaniem zamysłu Ojca według Jego upodobania (Żyd. 12:2). Dokąd On myślał, że wyeliminowanie hańby byłoby możliwym, oczekiwał tego w nerwowym napięciu, lecz skoro tylko zrozumiał, że to nie było wolą Ojca, Jego serce natychmiast zadecydowało: „Mówiąc: Ojcze! jeźli chcesz, przenieś ten kielich ode mnie; wszakże nie moja wola, lecz twoja niech się stanie”. Ta decyzja zupełnego poddania się pod wolę Ojca natychmiast Go wzmocniła; był teraz gotowym na wszelkie doświadczenia, „mocnym w Panu”.
W międzyczasie Judasz, który kilka dni przedtem umawiał się z Najwyższym Kapłanem, aby zdradzić Jezusa i który opuścił górny pokój zaraz po wieczerzy, aby swój niecny plan uskutecznić, otrzymał od kapłanów i Faryzeuszy gromadę mężczyzn z nadzorującym dowódcą, których posłannictwem było, aby zaaresztować Jezusa tej nocy i przyczynić się do Jego egzekucji przed świętem Paschy. Wcale nie zgadzamy się z pospolitą myślą, że tą „gromadą” była armia licząca od trzech do sześciu set rzymskich żołnierzy. Zachowanie się tych ludzi było zupełnie inne od tego, jak zwykli żołnierze zachowywaliby się w podobnych okolicznościach. Oprócz tego ewangeliści zgodnie podają, że ludzie ci nie byli posłani przez Piłata ani przez Heroda, przedstawicieli rzymskich, ale przez kapłanów i Faryzeuszy, o których wiemy, że nie mieli żadnej komendy nad rzymską rotą. Naszym wyrozumieniem jest, że gromada, która pojmała Jezusa onej nocy, była podobna do tej, o jakiej mowa jest w Jana 7:32-46.
Zdaje się, że żydowski Sanhedryn miał pewną władzę w sprawach religijnych i wolno mu było dokonywać aresztowań, lecz nie mógł dokonywać egzekucji na przestępcach bez zatwierdzenia rzymskiego starosty. Wiemy, że i Apostołowie byli kilkakrotnie aresztowani przez takich urzędników żydowskich – zob. Dz. Ap. 5:17-18,22,25-40.
Mateusz i Marek mówią o tej gromadzie (wysłanej przez kapłanów i Faryzeuszy, jako o „wielkiej zgrai”, a słowa naszego Pana wskazują, że byli oni uzbrojeni w kije i miecze, co było zwykłym u pospolitego ludu. Pan nie wspomniał o włóczni, która z pewnością byłaby częścią uzbrojenia żołnierzy rzymskich. Fakt, że to
::R2467 : strona 117::
nie byli żołnierze rzymscy, poparty jest jeszcze i tym,
::R2468 : strona 117::
że sługa Najwyższego Kapłana był widocznie tym, który pierwszy zaatakował Jezusa, za co otrzymał cios mieczem Piotrowym. Gdyby rzymscy żołnierze mieli tę sprawę w swej mocy, to sługa Najwyższego Kapłana nie byłby taki porywczy do zaczepki.
Przypuszczanym jest i to na dość dobrej podstawie, że zgraja ta, pod przewodnictwem Judasza, udała się najpierw do górnego pokoju, który Jezus i Apostołowie opuścili prawdopodobnie około godzinę wcześniej. Znalazłszy, że Jezus i jedenastu uczniów wyszli, Judasz wiedział, że najprawdopodobniej znajdzie ich w ogrodzie Getsemane, ponieważ Jezus chodził tam dość często z uczniami. Ewangelista Jan omija w swoim opisie szczegóły zdrady Judaszowej podane przez innych ewangelistów; być może, iż ów miłujący uczeń był tak zawstydzony tymi faktami, że wolał o nich wcale nie wspominać. Zapewne mało było czynów zdradliwych, które by dorównały zdradzie Judaszowej i wszyscy ludzie, nawet w ich przewrotnym stanie umysłu, zdają się rozumieć, że pozycja zdrajcy jest obrzydliwością, a zdrada, jakiej Judasz się dopuścił przeciwko tak dobremu, miłującemu i szlachetnemu Panu, jakim był Jezus, jest dzięki Bogu bardzo rzadką. A jednak zachodzą pewne podobieństwa tego w doświadczeniach wiernych, pomiędzy „fałszywymi braćmi”. Jest to przestrogą dla każdego z nas, abyśmy czuwali i nie dopuścili podobnego ducha Judaszowego do serc naszych. W sprawach takich nasz Pan stawia członków Swego Ciała na równi z Samym Sobą i mówi, że ktobykolwiek skrzywdził jednego z Jego braci najmniejszych, lepiej by było gdyby kamień młyński był zawieszony do jego szyi i wrzuconym był do głębokości morskich – Mat. 18:6.
Z pewnością, że zawsze będzie pewna pobudka dobra lub zła, poza każdym czynem wyrządzonym członkom Ciała Chrystusowego. Znaleźć silną pobudkę nie jest jeszcze znalezieniem słusznego usprawiedliwienia dla dokonanych zdrad. Tak daleko jak nasze doświadczenie i nasz sąd sięga, lekcją jest, że takie objawy zdrady od „fałszywych braci” zwykle wypływają z zazdrości, z pożądania wpływów lub stanowiska, a sprzyjanie takim nieczystym ambicjom nie omieszka zepsuć każdego serca, które im hołduje. Jak to ktoś powiedział:
„Siej myśl, a zbierzesz czyn;
Siej czyn, a zbierzesz nałóg;
Siej nałóg, a zbierzesz charakter;
Siej charakter, a zbierzesz przeznaczenie”.
Judasz siał złe myśli przez pewien czas, zanim te myśli złe przybrały formę złych czynów na zewnątrz. Był on zazdrosnym i łakomym na bogactwo i wpływy; był skarbnikiem tej gromadki i myślą niektórych orzeczeń biblijnych jest, że pewną część tego, co zebrał zużywał na osobiste potrzeby. Im więcej ulegał temu zamiłowaniu do pieniędzy, tym bardziej ono się wzmagało, jak to zwykle bywa, aż w końcu był gotowym sprzedać swego Mistrza za trzydzieści srebrników – co w naszej walucie równałoby się dwudziestu dolarom, lecz według wartości zarobków byłoby sumą – o wiele wyższą. Zdaje się także, iż Judasz oglądał się za obiecanym Królestwem i prawdopodobnie spodziewał się stanowiska królewskiego skarbnika w tymże Królestwie.
Jest też zupełnie możliwym, a nawet zdaniem naszym prawdopodobnym, że Judasz był poważnie rozczarowanym, co do wyników tej zdrady. Spodziewał się na pewno, że Pan cudowną Swoją mocą uwolni się z rąk Swoich nieprzyjaciół. Jest to najbardziej pobłażliwy pogląd, z jakim możemy zapatrywać się na ten zdradziecki uczynek Judasza. Pogląd ten jednak usuwa brzydotę tego czynu tylko w bardzo małej mierze; ponieważ człowiek, który mógłby tak zdradliwie potraktować swego przyjaciela, choćby tylko chwilowo dla pieniędzy, daje dowody, że wyzuty jest z wszelkich lepszych i szlachetniejszych uczuć. Być może, że i jego zamiłowanie do zaszczytów mogło mieć coś do czynienia w tej sprawie; bowiem mógł myśleć, że przez spowodowanie takiego kryzysu, on zmusi Pana do szybkiego ustanowienia obiecanego Królestwa albo też udowodnionym zostanie, że wszelkie Jego pretensje i roszczenia były fałszywe.
Judaszowi w rzeczywistości udało się przyspieszyć sprawy i przyczynić się do ustanowienia zarodka Królestwa Bożego; lecz nie w takim znaczeniu, jak on się spodziewał i nie dla jego jakiejkolwiek chwały lub korzyści. Tak samo rzecz się ma ze wszystkimi, którzy przyjmują prawdę i mienią się być uczniami Pana, lecz nie z miłości dla prawdy i Pana, ale z zamiłowania do zaszczytów bądź obecnych, bądź przyszłych. Dlatego my, którzy nosimy imię Chrystusowe, miejmy się na baczności i módlmy się, aby w żadnym z nas nie znalazły się podobne złe cechy charakteru. Pamiętajmy, że jest wiele sposobów skrytych jak i jawnych, którymi możemy zdradzić Pana.
Ewangelista oświadcza, że Jezus wcześniej wiedział o wszystkim, co na Niego przyjść miało. Na innym miejscu powiedziane mamy, że gdy się modlił „ukazał Mu się Anioł z nieba, posilający Go” (Łuk. 22:43). Tym posileniem mogło być poinformowanie Go o woli Ojca względem tych rzeczy, które miał cierpieć i jak miał się ich spodziewać. Ta wiedza, że sprawa ta jest już ustalona i zapewnienie, że Ojciec to wszystko opanuje i obróci na Jego dobro posiliła Jego serce i dała Mu ten wielki pokój, jaki widzimy we wszystkich Jego następnych doświadczeniach.
Zgraja wysłana, aby Jezusa pojmać spodziewała się widocznie, że może przyjdzie jej szukać Go w cieniach drzew, itp., bo była zaopatrzona w latarnie i pochodnie. Byli oni niewątpliwie
::R2468 : strona 118::
bardzo zdziwieni, gdy zauważyli, że Jezus zamiast uciekać, wystąpił ku nim i zapytał się, kogo szukają. Możliwym jest, że niektórzy z tej „zgrai” znali Pana, widzieli Jego cuda, Jego moc nad złymi duchami itp. i to mogło być powodem ich słabości okazanej w tym, że cofnęli się i upadli na ziemię; albo też Pan wywarł na nich Swoją wyższą moc umysłową, aby przez to pokazać, że On miał moc sprzeciwienia się im, czyli stawienia oporu, gdyby chciał użyć tej mocy.
Wierzymy, że podobna lekcja znajduje się w tym, że Piotr użył miecza na sługę Najwyższego Kapłana. Pamiętamy, że jeden z ewangelistów podaje, iż Pan powiedział Apostołom, aby wzięli z sobą miecze i gdy dwa znalazły się, powiedział: „Dosyć jest” (Łuk. 22:36,38). Pan nie miał na myśli, aby Jego uczniowie prowadzili cielesną walkę w Jego obronie, jak to Sam powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby królestwo moje z tego świata było, wżdyć by mię słudzy moi bronili, abym nie był wydany Żydom; lecz teraz królestwo moje nie jest stąd”. Te dwa miecze wystarczyłyby, aby pokazać, że Pan został zaaresztowany nie z braku obrony lub z powodu tchórzostwa uczniów, ale z powodu Jego dobrowolnego poddania się pod wolę Bożą. Pan wiedział, że godzina Jego nadeszła, aby cierpieć i umrzeć za grzechy nasze a dopiero potem wejść do chwały Swojej – Łuk. 24:46.
Po zamanifestowaniu Swej mocy na udowodnienie, że mógłby Sobie radzić z tą zgrają a nawet gdyby chciał, mógłby otrzymać dwanaście legionów Aniołów dla Swej obrony (Mat. 26:53), nasz Pan dobrowolnie dał się pojmać, pod warunkiem, że uczniom Jego będzie dozwolone odejść w spokoju. Jak wspaniały charakter, który w takiej chwili i w tak trudnych dla Niego warunkach mógł tak zupełnie zapomnieć o sobie, a myśleć o bezpieczeństwie drugich! Jak w zupełności był On takim, jak moglibyśmy się po Nim spodziewać!
„Aby się wypełniły słowa, które był powiedział: Nie straciłem żadnego z tych, któreś mi dał”. Rozumiemy, iż myślą pisarza było tu znowu, że w tym zachowaniu się Pana mamy przykład Jego troskliwości o Swoich uczniów, jak to jest wyrażone w Jego modlitwie zapisanej w poprzednim rozdziale Ewangelii Jana. Chociaż modlitwa ta była głównie za Apostołów, aby żaden z nich nie zginął itp., to jednak dobrze będzie, gdy zauważymy, że On tak samo jest zainteresowany wszystkimi, którzy stają się Jego uczniami. Zapewnieniem Pisma Świętego jest, że ani włos z głowy ich nie spadnie; że nic nie będzie dozwolone, co mogłoby im zaszkodzić – że wszelkie sprawy ich życia będą opatrznościowo pokierowane ku ich najwyższemu dobru – Mat. 6:32,33.
Być może, iż było to w chwili, gdy Jezusa zaczęli wiązać, że Piotr dobył miecza w Jego obronie; może przypomniały mu się słowa wypowiedziane przez Pana kilka godzin przedtem, że wszyscy Go opuszczą i Jego własne zapewnienie: „Choćby się wszyscy zgorszyli, ale ja nie” (Mar. 14:29). Zacny, gorliwy i gorący Piotr! Oceniamy i miłujemy go za jego szlachetne wyrażenie swych uczuć i za jego odważne bronienie Pana z mieczem w ręku wobec tak przeważającej liczby. Niektórzy mają zwyczaj komentować ten czyn Piotra, jako jeden z jego niebacznych omyłek. Należy nam jednak pamiętać, że Apostołowie wtedy nie otrzymali jeszcze Ducha Świętego, dlatego nie mogli właściwie wyrozumieć, że Królestwo, do którego byli powołani ma być duchowym Królestwem. Zauważyliśmy także, iż Piotr zabrał miecz z sobą, stosując się do rady Pańskiej, więc i w użyciu tego miecza z pewnością postąpił według Boskiego zamysłu. Nie widzimy w tym nic godnego nagany, ale raczej jest to godne pochwały. Był to znak o wiele ważniejszy niż Piotr i inni tam będący mogli zrozumieć.
Dozwoliwszy tej sprawie wziąć taki obrót, nasz Pan powstrzymał Piotra słowami: „Włóż miecz twój w pochwę; izali nie mam pić kielicha tego, który mi dał Ojciec?” To powiedziawszy, dotknął się ucha zranionego i uzdrowił go. Uczniowie mieli widzieć, zrozumieć i mieć to zupełne zapewnienie, że Pan oddając się Swoim nieprzyjaciołom, uczynił to dobrowolnie; stąd te różne okoliczności uczące tej ważnej lekcji.
We wszystkich tych, choćby i najdrobniejszych szczegółach misji naszego Odkupiciela, przejawia się Jego cnota pokory. Nawet w tej chwili Jego dobrowolnego oddania się nieprzyjaciołom, On nie chwali się, że czyni to dobrowolnie, ani nie udaje męczennika. Oświadcza tylko tę szczerą prawdę,
::R2469 : strona 118::
że to Ojciec dał Mu ten kielich i że przez wypicie go ma udowodnić Swoją osobistą wierność Ojcu. Wyznaje, że jest sługą Bożym, Synem, który z tego, co cierpiał nauczył się posłuszeństwa. „Izali nie mam pić kielicha tego, który Mi dał Ojciec?” Z pewnością, to było siłą Jego zwycięstwa – Jego wola była zupełnie poddana woli Ojca, a wiara Jego uchwyciła ten fakt, że Ojciec nie dopuści na Niego niepotrzebnego zła, ale tylko takie, które w słusznym czasie miało być opanowane i obrócone na Jego dobro.
Zawiera się w tym korzystna lekcja dla wszystkich starających się postępować śladami Onego wielkiego Arcykapłana – dla całego Królewskiego Kapłaństwa. My również mamy pamiętać, że dokąd mieszkamy w Chrystusie i staramy się postępować Jego śladami, wszystkie trudne doświadczenia życiowe są uważnie rozmierzane przez Boga i że On nie naleje do naszego kielicha smutków takich doświadczeń, które by nie były potrzebne i w końcu nie przyniosły nam nader wielkiej i wiecznej chwały (2 Kor. 4:17). Wobec takich zapewnień i dowodów wierności, jaką Ojciec okazał naszemu uwielbionemu
::R2469 : strona 119::
Panu i Wodzowi, możemy mieć prawdziwie „warowną pociechę” my, którzyśmy się uciekli ku otrzymaniu nadziei wystawionej nam w Ewangelii – Żyd. 6:18-20.
Uzdrowienie uciętego ucha, ostatni cud naszego Pana, było wyjątkowo piękną ilustracją Jego charakteru i Jego nauk. Ono ilustrowało Jego słowa: „Aleć Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjacioły wasze; błogosławcie tym, którzy was przeklinają; dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, i módlcie się za tymi, którzy wam złość wyrządzają i prześladują was”. Dowodziło to także, iż On był pełnym miłości Bożej, której wyrazem była cała Jego nauka; i że nie miał żadnej gorzkości do tych, co wyrządzali Mu zło i prześladowali Go.
Związanie naszego Pana było w zupełności zbytecznym, z wyjątkiem chyba tylko, że „zgraja” chciała popisać się swoją zdobyczą przed tymi, co ją wysłali. Nasz Pan chciał jakby zwrócić uwagę tej zgrai na zbyteczność wiązania Go, bo według zapisków Marka 14:48-49, tak do niej przemówił: „A Jezus odpowiadając rzekł im: Jako na zbójcę wyszliście z mieczami i z kijami, abyście mię pojmali. Na każdy dzień bywałem u was w kościele, ucząc, a nie pojmaliście mię: ale trzeba, aby się wypełniły Pisma”. W tej to chwili uczniowie Jego opuścili Go i uciekli. Judasz na pewno pozostał nadal z tą zgrają i szedł z nią aż do pałacu Annasza Kapłana, który prawdopodobnie zrobił tę ugodę z Judaszem i obecnie wypłacił mu owe trzydzieści srebrników, ponieważ Judasz dokonał swej części umowy. Biedny, człowiek! Syn człowieczy poszedł na śmierć, tak jak było napisane o Nim, lecz to wcale nie zmniejsza potwornej zdrady, bydlęcego łakomstwa i zabójczego ducha tego człowieka, który Go wydał Jego nieprzyjaciołom. Coś w podobieństwie do tego rzecz się ma i z Ciałem Chrystusowym; zgorszenia muszą przychodzić – częścią Boskiego planu jest, że Ciało Chrystusowe musi dopełniać ostatków ucisków Głowy (Kol. 1:24) – lecz to wcale nie zmniejsza grzeszności postępowania takich, co dopuszczają się zdrad – szczególnie, gdy czynią to „fałszywi bracia”, którzy cieszyli się pewną znajomością prawdy. Możemy jednak zauważyć, że w każdym takim wypadku, chociaż cierpienia i próby stają się błogosławieństwem dla wiernych naśladowców Pana, tak jak stały się dla Niego Samego, to jednak zapłata niesprawiedliwości szukana przez tych, co obierają drogę Judaszową, nigdy nie przynosi im tych zaszczytów i korzyści, jakich pożądają i dla których zaprzedają się na czynienie złego.
====================
— 15 maja 1899 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: