::R2450 : strona 83::
WIDOKI ZE STRAŻNICY
—————
JAK WYKAZANO już na tych łamach w roku 1880, „Chrześcijaństwo” od 1878 roku przechodzi przez przesiewanie i próby czasu końca, czyli „żniwa” Wieku Ewangelii, przepowiedzianego przez apostołów – przesiewanie, którego wynikiem będzie upadek wielu w nominalnym Duchowym Izraelu. „Padnie po boku twym tysiąc, a dziesięć tysięcy po prawej stronie twojej; ale się do ciebie [prawdziwego świętego, ciała Chrystusa] nie przybliży. Tylko to oczyma twemi [oświeconymi przez ducha prawdy] obaczysz, a nagrodę niepobożnych oglądasz” – Ps. 91:7,8.
Prorok opisuje próby tego złego dnia, czyli dnia upadku. Jego „zarazę” niewierności opisuje jako działającą potajemnie, w ukryciu, jak w ciemności nocy – szerzącą duchową chorobę i śmierć wśród milionów tych, którzy na zewnątrz wyznają, mówiąc: Panie, Panie, podczas gdy ich serca są daleko od Niego. Wskazuje, że jego „strzała” – „[…] słowo jadowite” (Ps. 64:4), oszczerstw i fałszywych informacji o wiernych, będą widoczne jak „w południe”, jednak „strzały” te nie zaszkodzą wiernym, ponieważ oni „nigdy się nie potkną” (2 Piotra 1:10,11), ale odbijając się od nich, spowodują upadek wszystkich innych poza tymi, którzy posiadają czyste serca. Prawdziwym wrogiem, jak pokazuje to prorok, jest wielki Przeciwnik Szatan, ów „łowca”, ów usidlający – jego ludzkich przedstawicieli można znaleźć pomiędzy zwiedzionymi; a on woli najbardziej utalentowanych i wpływowych, jakich może pozyskać.
Przeciwnik znajduje tysiące takich wśród rzekomych sług Chrystusa, którzy szukając uznania u siebie nawzajem, a nie jedynie Boskiej aprobaty, pragną uchodzić za „postępowych myślicieli”, „wyższych krytyków” itd. To oni, poprawniej niż rzesze ludzi, odczytują nurt uczuć – odwrót myśli religijnej od wiary w okup za grzeszników, zapłacony drogocenną krwią Chrystusa, w kierunku teorii ewolucji i samorozwoju. Zauważają, że ogromna część „najlepiej wykształconych” ludzi świeckich, jak też oni sami, już są ewolucjonistami i przeciwnikami okupu. W swych owczarniach pragną być uważani za przewodników w sposobie myślenia, ale nie zamierzają niepokoić i odpędzać żadnej z „owiec”, a już szczególnie troszczą się o te, które mają długie złote runo.
Przypadki takie jak sprawa prof. Charlesa Briggsa z kościoła prezbiteriańskiego, który wyraził się tak jasno, że wzburzył laikat, który domagał się jego procesu za „herezję”, są wyjątkowe i zupełnie przypadkowe, będąc wynikiem błędnej oceny sytuacji. Prof. Briggs, uznając, że idee ewolucji i wyższej krytyki są bardzo popularne wśród studentów teologii, błędnie ocenił ogólną dojrzałość i gotowość prezbiterianizmu w tej kwestii. Założył, że w jedną noc stanie się sławny – dobrze znał uczucia i poglądy swojej własnej parafii i „wyższych klas” prezbiterian, z którymi miał kontakt, ale nie zdawał sobie sprawy, że prezbiterianie z „tylnych ławek” byli zupełnie nieprzygotowani na powitanie go jako nowego Mojżesza. Inni bardziej ostrożni, nie tylko w prezbiterianizmie, ale we wszystkich denominacjach czekali, aby zobaczyć skutki. Opinia publiczna nie przyklasnęła prof. Briggsowi, dlatego został odsunięty, a w celu zachowania spokoju stał się heretyckim „kozłem ofiarnym”, któremu pozwolono po cichu odejść do owczarni kościoła episkopalnego i w zapomnienie.
Jednak herezja, którą prof. Briggs zbyt wcześnie ogłosił, rozwija się i rozszerza wszędzie, we wszystkich denominacjach; jest wszędzie „mądrze”, sekretnie przedstawiana przez pastorów i nauczycieli ze szkółek niedzielnych, a jeśli właściwie rozumiemy Pismo Święte, nie minie
::R2451 : strona 83::
dużo czasu, gdy wszyscy z wyjątkiem tych sercem poświęconych dzieci Bożych zostaną nią zatruci.
Gdy jednak stwierdzamy, że prawie wszyscy upadną – „Padnie po boku twym tysiąc” – nie chcemy powiedzieć, że wszyscy oni popadną w jawną niemoralność, ani że
::R2451 : strona 84::
opuszczą organizacje kościelne, ani że upadli będą nawet wiedzieć, że upadli. Przeciwnie, ci, którzy upadną, jak zwykle będą myśleć, że wznoszą się coraz wyżej, że wyzbywają się błędu itd., i będą całkowicie ślepi na fakt, że wraz z błędami i przesądami pozbywają się również prawd i wiary, które same w sobie w oczach Boga uczyniły ich chrześcijanami. W takim właśnie sensie od 1878 upada Babilon i stąd Boże nawoływanie: „[…] Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj. 18:4.
BIBLIJNA KRYTYKA WŚRÓD METODYSTÓW
—————
Opinia publiczna była rzeczywiście zaskoczona, czytając w doniesieniach prasowych z 7 marca opublikowanych w przewodnich czasopismach nagłówki o sensacyjnej treści:
„WIELEBNY S.P. CADMAN OTRZYMUJE GORĄCE BRAWA, KIEDY ODCZYTUJE ROZPRAWĘ UTRZYMUJĄCĄ, ŻE BIBLIA NIE MOŻE STANOWIĆ ZASADY WIARY. ZWRACA UWAGĘ NA ZAWARTE W NIEJ ROZBIEŻNOŚCI I OŚWIADCZA, ŻE KOŚCIÓŁ BĘDZIE MUSIAŁ STWORZYĆ NOWE ZASADY DOTYCZĄCE KWESTII NATCHNIENIA”.
Wydaje się, że metodystyczni pastorzy z Nowego Jorku i okolicy na swych poniedziałkowych zebraniach dyskutują ostatnio nad niektórymi „błędami” Biblii w świetle poglądów agnostyków i „wyższych krytyków” – „błędami”, które mówią, że Jozue nakazał słońcu, aby się zatrzymało – że Morze Czerwone rozstąpiło się przed Izraelitami – że Jonasz przebywał przez trzy dni w brzuchu ryby – że laska Aarona zamieniła się w węża – że Mojżesz uderzył w skałę i trysnęła z niej woda – że ziemia pochłonęła Achana i jego towarzyszy – że Sadrach, Mesach i Abednego przetrwali w piecu ognistym bez szkody – że Bóg przemówił do Mojżesza z płonącego krzewu – że Daniel nie doznał krzywdy w dole z lwami.
W poniedziałek, 6 marca, wielebny Cadman odczytał rozprawę, w której stwierdza, że „Wiara w bezbłędność i nieomylność Biblii nie jest już możliwa do przyjęcia przez myślących ludzi”.
Obecnych było około czterystu pastorów i gdy mówca wstał i ogłosił temat, klerykalna publiczność gorącym aplauzem udzieliła poparcie dla swego brata w związku z faktem, że ten gotów był poprzeć ich poglądy w tak śmiałym oświadczeniu. Mówca kontynuował wystąpienie po upływie wyznaczonego czasu, ale „jego słuchacze byli tak głęboko zainteresowani jego osobą, że ochoczo zagłosowali za tym, aby dokończył. Kiedy usiadł, kaznodzieje głośno oklaskiwali wykład” – czytamy w doniesieniu prasowym.
Cytujemy ze sprawozdań z wykładu, którego treści nie zdementowano w metodystycznych czasopismach, mimo iż od ich opublikowania upłynął już miesiąc:
„Ta odważna, znamienna wypowiedź – zawierająca najbardziej radykalne odejście od przyjętych doktryn Kościoła Metodystycznego od czasu jego założenia – została wygłoszona przed najbardziej reprezentatywnym organem duchowieństwa metodystycznego w Ameryce. W jego skład wchodziła zdecydowana większość kaznodziejów z rejonu Nowego Jorku. Stanowi ona pierwszą zapowiedź nadciągającego sporu, który może wstrząsnąć kościołem metodystycznym aż do fundamentów.
„Akceptacja propozycji dr. Cadmana, wysłuchanej przez pastorów Nowego Jorku z uznaniem i aprobatą, jest porównywalna z przyjęciem nowej konstytucji przez Stany Zjednoczone. Stawia ona Biblię w jednym rzędzie z historycznymi dziełami dotyczącymi innych niż Boskie kwestie: odrzuca autentyczność wszystkich części Pisma Świętego, które budzą sprzeciw ludzkiego rozumu.
„PODKOPANIE PODSTAWY ICH WIARY
„Jak sam pan Cadman wczoraj powiedział, Biblia została przyjęta jako prawdziwe źródło autorytetu i natchnienia przez Marcina Lutra, kiedy założył Kościół Protestancki. Luter uczynił Pismo podstawą wszelkiej wiary. A teraz proponuje się, aby porzucić nauki pierwszych ojców Kościoła Protestanckiego.
„Mówca odniósł się do Starego Testamentu, stwierdzając, że połowa jego stron jest nieznanego autorstwa. Podobnie, Nowy Testament zawiera sprzeczności. Biblia, kościół, duchowieństwo – powiedział – są narzędziami. Prawdziwym źródłem natchnienia nie jest ani żadna książka, ani kościół, ani duchowieństwo, ale sam żywy Chrystus.
„Cotygodniowe spotkania pastorów metodystycznych mają miejsce w budynku Metodyskiego Towarzystwa Książek przy Piątej Alei. Odbywają się w sekrecie. Zgromadzenia nie wiedziały nic na temat dyskusji nad tą istotną zmianą w doktrynie. Ta publikacja będzie pierwszym sygnałem, że wierze, w której zostali wychowani, grozi zasadnicza zmiana, która sprawi, że nie będzie to już wiara Wesley’a.
„Rozumie się też samo przez się, że ogłoszenie tej propozycji nie przyczyni się do uleczenia różnic pomiędzy Północnym Kościołem Metodystycznym a Południowym Kościołem Metodystycznym, które zostały rozdzielone przez wojnę domową, ponieważ Południowy Kościół wielokrotnie odrzucał podobne innowacje.
„Ale pan Cadman utrzymuje, że cokolwiek kościół w przyszłości zdecyduje we wspomnianej kwestii, nie zniszczy to wiary w główne i ostateczne źródło chrześcijańskiego natchnienia, wiary w Chrystusa, Syna Bożego.
„Podejmując swój temat, kaznodzieja podał tezę, którą chciał udowodnić:
»Wiara w bezbłędność i nieomylność Biblii nie jest już możliwa do przyjęcia przez myślących ludzi«.
„DWIE KRYTYKI
„Mówca nawiązał do wielkiej zmiany, jaka zaszła w ostatnich pięćdziesięciu latach w metodach krytyki biblijnej. Nie powinno się już mieszać krytyki literackiej z krytyką
::R2451 : strona 85::
natchnienia. W minionych czasach wpływowe autorytety twierdziły, że te dwa rodzaje krytyki kłócą się ze sobą, co nie było prawdą. Nie funkcjonowały one na tej samej płaszczyźnie. Natchnienie odwoływało się do duchowego ucha. Krytyka literacka była nakierowana na stwierdzenie faktów z ludzkiego punktu widzenia. Pan Cadman zilustrował swoje stanowisko, mówiąc, że jedną rzeczą jest przebadanie, sklasyfikowanie i omówienie mechanizmu wspaniałych organów, a inną wydanie opinii na temat muzyki, jaka się z nich wydobywa. Żadna krytyka literacka nie mogłaby mieć wpływu na Boską muzykę, która została tchnięta w duszę człowieka za pośrednictwem życia Jezusa Chrystusa.
„Biblia, oświadczył, została w dużej mierze opracowana tak, jak każda inna książka. Została spisana w oparciu o zapiski i świadectwa swoich czasów. Rzeczą niemożliwą jest jednoznaczne określenie autorstwa dużej części Starego Testamentu. Połowa jego stron, stwierdził pan Cadman, jest nieznanego autorstwa. W pewnej mierze to samo jest prawdą w przypadku Nowego Testamentu. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan różnili się w sposobie przytaczania słów, o których się mówi, że w danej sytuacji zostały wypowiedziane przez Chrystusa. Równoległe fragmenty nie są takie same.
„Pan Cadman nawiązał do tej często omawianej kwestii odniesienia Chrystusa do cudu związanego z Jonaszem i wielorybem. Ci, którzy akceptują Stary Testament w całości, wierząc całkowicie w każdy jego szczegół, częściowo oparli wyznawaną przez siebie teologię na wzmiance Chrystusa o Jonaszu, która u Mateusza 12:39,40 [Mat. 12:39,40] brzmi:
„»A odpowiadając rzekł im: Rodzaj zły i cudzołożny znamienia szuka; ale mu nie będzie znamię dane, tylko ono znamię Jonasza proroka.
„»Albowiem jako Jonasz był w brzuchu wieloryba trzy dni i trzy noce, tak będzie Syn człowieczy w sercu ziemi trzy dni i trzy noce«.*
*Patrz wyjaśnienie w naszej publikacji z 1 kwietnia ’97 i 1 marca ’98.
„W związku z tą wypowiedzią Chrystusa, stwierdził kaznodzieja, powstał wielki konflikt. Stała się ona w szczególny sposób kością niezgody, ponieważ w rzeczywistości Chrystus nie pozostawał w ziemi przez trzy dni i trzy noce, ale przez dwie noce i jeden dzień. Pan Cadman powiedział, że rozstrzygnął tę sprawę w swoim własnym umyśle, oświadczając, że gotów jest znosić chorobę wynikającą z pozostawienia w zawieszeniu osądu tak długo, jak wierzył, że Chrystus naprawdę powstał. Pogodzenie faktów dotyczących złożenia Chrystusa do grobu z kwestią przypisywanej Mu wypowiedzi zawsze będzie rzeczą niemożliwą i na zawsze bezużyteczne będzie spieranie się, czy kiedykolwiek wypowiedział to, co przypisuje Mu Św. Mateusz, lub czy leżał tak długo, jak to podaje Św. Mateusz, cytując Chrystusa, który miał powiedzieć, jak długo będzie w nim leżał. Jednakże to nie powinno nigdy powstrzymać chrześcijan od wiary w Chrystusa i w Jego życie.
„Kiedy Luter oddzielił swych naśladowców od Papiestwa, odwrócił się od kleru i od klerykalnych interpretacji Biblii, skupiając się na samej Księdze. Postawił Biblię przed ludzkością jako źródło i autorytet dla natchnienia. Pan Cadman stwierdził, że żałuje, że ci pierwsi ojcowie protestantyzmu nie poszli dalej i nie nalegali na to, by najwyższym źródłem inspiracji był sam Chrystus.
„Mówca powiedział, że nurt myśli wśród najlepszych umysłów w kościele metodystycznym w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat skierował się ku lepszemu zrozumieniu i nowemu spojrzeniu na samego Chrystusa, bardziej niż na Biblię. Zauważył, że w ostatniej dekadzie nastąpił ogromny wzrost liczby „Żywotów Chrystusa”, że energia i siła Chrystusa jako wcielenie Boga było każdego dnia lepiej rozumiane. Uważał za nieuniknione ponowne sformułowanie i ponowne osądzenie stanowiska kościoła w kwestii nieomylności i bezbłędności Biblii.
„Sama Biblia udzielała autorytetu przekonaniu, że Bóg jest w oceanie, w sferze niebios, w skałach. Wkład nauki w zdobytą przez ludzkość wiedzę szedł w parze z wiarą w Boga. Przedstawiając to stwierdzenie, nie miał na myśli, że zgadza się z tymi filozofami, którzy używali słowa Bóg jako kołka, na którym zawieszali swoje fantazje, jednakże wierzył w
::R2452 : strona 85::
manifestację Boga w morzach, górach, w różnych formach życia na tej planecie.
„Środki zbawienia istniały poza, ponad i przed tym, jak Biblia została napisana. Każdy musi to przyznać. Biblia była pośrednikiem, kościół był pośrednikiem, duchowieństwo było pośrednikiem.
„Kościół za bardzo wtrącał się w dawne nurty teologii. Przebadał nurty, ale nie źródło, które jako jedyne było czyste. Istniejące nurty zostały skażone sprzecznościami i waśniami.
„Kler poświęcił za dużo czasu na rozplątywanie węzłów teologii kosztem lekceważenia samego Boga.
„Naczelne władze kościoła przedyskutowały kwestie związane z przypowieściami Chrystusa. Podano zalecenie mówiące, że nawet jeśli wydarzenia wymienione w ilustracjach, których Pan użył, nie były rzeczywistymi faktami, to nie umniejszało to ich wartości jako lekcji moralnych. Podobnie podkreślano, że jeśli historia Jonasza i wieloryba była alegorią, podobnie jak »Wędrówka Pielgrzyma« Bunyana, to niemniej zawierała w sobie siłę i wywierała wrażenie, bowiem bez wątpienia prorok Jonasz osiągnął bardzo wysoki duchowy poziom.
„Ale bez względu na to, jakie stanowisko zajął kościół – czy to utrzymując, że Biblia musi być przyjęta w obecnym kształcie jako objawiona prawda, jako Słowo Boże, jako przekonująca do wiary, ponieważ jest Słowem Bożym, czy też jako dokument historyczny, cenny, niewymownie cenny ze względu na swoją prawdziwą treść – decyzja ta nigdy nie wpłynie na wiarę chrześcijan w Trójcę Świętą – w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego”.
Kierowany bardziej gorliwością niż rozwagą, następnego dnia, w poniedziałek, wielebny J.B. Gallaway z Trzeciego Kościoła Prezbiteriańskiego w Patterson, New Jersey, pojawił się wśród pastorów metodystycznych, pozornie, aby skrytykować stanowisko wielebnego Cadmana, ale został szybko rozpoznany, a jego głos zagłuszyły brawa poparcia dla wielebnego Cadmana,
::R2452 : strona 86::
i wśród okrzyków „Wyprowadzić go!”, dżentelmen ten został delikatnie wypchnięty „w stanie widocznego wzburzenia”.
Kiedy opublikowano doniesienia prasowe, „duchowni” nowojorskiego Kościoła Metodystycznego byli zdumieni, że ich poglądy zostały uznane za skrajne – to samo dotyczyło wielebnego Cadmana, jak i innych. Byli tak zgodni w swoich poglądach, że zaskoczył ich fakt, iż reporter uznał je za dziwaczne. To był kolejny przykład szczerości wśród kaznodziejów w stopniu, którego publiczność jeszcze nie była w stanie docenić. Jednak opinia publiczna „chrześcijańskiego świata” szybko podąża za tymi przywódcami: jeśli nawet wyłącznie przywódcy stracili wiarę w Biblię i jej doktrynę okupu, to inni szybko ją tracą – tę zbawczą „[…] wiarę raz świętym podaną” – Judy 3 [Juda 1:3].
Podczas wywiadu przeprowadzonego przez reportera, E.G. Andrews, który był obecny podczas przemówienia, oświadczył: „Nie chcę omawiać tej kwestii”. Biskup Stephen M. Merrill, który nie był obecny, stwierdził: „Nie chcę o tym myśleć. Sprawa ta i tak nie zyska zbyt dużego znaczenia. Nie mam nic do powiedzenia ani o Cadmanie, ani o jego bredni”. Sam wielebny Cadman oświadczył w tej sprawie:
„Byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem artykuł w czasopiśmie. Patrzę na moją rozprawę jak na konserwatywną wypowiedź na temat nurtu nowożytnej teologii metodystycznej. Kwestie, które omówiłem, muszą być prędzej czy później rozstrzygnięte. W zaistniałej sytuacji nie mam żadnych zastrzeżeń w sprawie publikacji moich poglądów”.
Powinniśmy więc zrozumieć, że bez względu na to, jak odważne mogą się wydawać niektórym te słowa, ani w połowie nie były one prawdą, ale „konserwatywnym” stwierdzeniem. Reprezentują one „nurt [lub tendencję] współczesnego Metodyzmu”. I na to właśnie kładziemy nacisk – wspomniany ruch rozwija się w tym samym kierunku z coraz większym impetem, nie tylko wśród metodystów, ale wśród wszystkich grup Chrześcijan, którzy obecnie nie otrzymują pieczętowania na swych czołach – Obj. 7:3.
* * *
Kiedy przypomnimy sobie, jak to trzydzieści lat temu nasze własne nogi o mało się nie potknęły w taki sam sposób, to odczuwamy ogromne współczucie dla innych. W tamtym czasie zdezorientowany przez przeciwne doktryny chrześcijaństwa i niemożliwą do przyjęcia sprzeczność wielu z jego głównych nauk (na temat piekła itd.), będących nie do pogodzenia z najprostszą formą sprawiedliwości, rozumu i miłości, piszący te słowa – w dużym stopniu wbrew własnej woli – doszedł do wniosku, że musi odrzucić Biblię jako natchniony fundament i uznał, że ci, którzy ją napisali, nie tyle są oszustami, ile ludźmi mającymi wprawdzie dobre intencje, ale zwiedzionymi. Najbardziej wierzył pisarzom Nowego Testamentu, jednakże nie uznawał ich za natchnionych lub wiarygodnych, ponieważ wierzyli, że prorocy Starego Testamentu byli natchnieni i cytowali ich słowa jako natchnione. Rozumował, jak to czynią dzisiaj inni, że gdyby pisarze Nowego Testamentu byli natchnieni, nie mogliby ulec zwiedzeniu w kwestii pism Starego Testamentu, oraz że niemożliwe jest, aby natchnienie apostołów było nieograniczone lub bezpośrednie, a jedynie było natchnieniem w drugorzędnym sensie, tak jak czasem używamy tego słowa, kiedy mówimy, że muzyka jest inspirująca lub że prawda jest inspirująca dla wszystkich, którzy przyjmują ją do szczerych serc.
Dokładnie jak w przypadku wielebnego Cadmana, jego umysł koncentrował się na Chrystusie jako wspaniałym objawieniu Boga ludziom i trzymał się Chrystusa, nawet jeśli czuł, że musi porzucić Biblię jako fundament.
Ale kolejne pytanie brzmiało: W co powinien wierzyć w odniesieniu do Chrystusa? Jak mógłby rozstrzygnąć, które z apostolskich oświadczeń były prawdziwe, a które były ich „pomyłkami”? Szybko zauważył, że gdyby uznał się za zdolnego, kompetentnego do wybierania pszenicy i odrzucenia plew z apostolskich świadectw, to byłby zmuszony uznać siebie za większego niż apostołowie – bardziej natchnionego niż oni. Będąc pokornego ducha, nie mógł tak postąpić, co bez najmniejszego wahania robi dziś wielu innych. Ponownie przyjrzał się prostej, nieupiększonej opowieści Nowego Testamentu i zauważył, że apostołowie nie wykazywali żadnych oznak wskazujących na fanatyzm oraz że cała ich argumentacja i wnioski były wyjątkowo umiarkowane i logiczne. Zwrócił też uwagę na czystość ich życia i nauk, ich bezinteresowność i ofiarną gorliwość i doszedł do wniosku, że tym kwestiom należy nadać odpowiednią wagę i że tacy znakomici, szlachetni, gorliwi ludzie nie powinni być oskarżani ani o oszustwo, ani o fanatyzm, gdy rościli sobie prawo do posiadania specjalnego daru mocy i mądrości w celu wykonania powierzonego im szczególnego dzieła.
Przechodząc do rozważań o naszym Panu Jezusie, doszedł do wniosku, że był zależny od tych świadków w kwestii wszystkiego, co wiedział na temat tego, o którym napisano, że „Nigdy tak nie mówił człowiek, jako ten człowiek” i że w konsekwencji nie mógłby zaakceptować jako prawdziwą jedną część, odrzucając inną część ich świadectwa. Dalsza refleksja wykazała, że według tych czcigodnych świadków sam nasz Pan cytował Stary Testament w taki sposób, który wyraźnie potwierdzał Jego wiarę w Boskie, nieograniczone natchnienie proroków i w ogólną poprawność i prawdziwość jego czysto historycznych fragmentów – o Jonaszu i wielkiej rybie; o Noem i potopie; o zniszczeniu Sodomy i „żonie Lota” itd.
Pytanie dotyczyło więc kwestii odrzucenia wszystkiego lub zaakceptowania wszystkiego. Piszący te słowa starannie i w duchu modlitwy rozważył powyższą sprawę i doszedł do wniosku, że nigdy dotąd nie przebadał Pisma jedynie pod względem jego własnego świadectwa. Kierował się utartym zwyczajem oceniania Biblii w świetle tego, czego nauczają różne wyznania chrześcijaństwa, choć zdawał sobie sprawę, że te różne wierzenia w wielu szczegółach są ze sobą całkowicie sprzeczne. Postanowił dokładnie zbadać Biblię, aby zobaczyć, jaka może być jej teoria, interpretowana przez nią samą dla umysłu pozbawionego wszelkiej czci dla ludzkiej tradycji i chcącego, a nawet pragnącego
::R2452 : strona 87::
znaleźć w Piśmie Świętym Boskie objawienie. Odczuł potrzebę posiadania jakiejś normy lub testu prawdy. Czuł, że nie odważy się zaufać lub polegać na własnym zrozumieniu – ani nawet na zrozumieniu innych, w kwestiach tak całkowicie wykraczających poza ludzką wiedzę i doświadczenie. Co więcej, czuł, że jedyną rozsądną rzeczą jest oczekiwanie, że Bóg, mając wobec ludzkości mądre, sprawiedliwe i pełne miłości plany i cele, powinien w związku z tym dokonać pewnego objawienia, które będzie rozumne i zrozumiałe dla tych, którzy są z Nim w harmonii i pragną poznać i czynić Jego wolę, chociaż ukryte i niejasne dla innych.
Wyniki tych analiz są dobrze znane czytelnikom Strażnicy i zostały przedstawione w tomach serii Brzask Tysiąclecia. Przekonaliśmy się, że od wieków różne sekty i ugrupowania rozdzielały między sobą biblijne doktryny, łącząc je z mniejszą lub większą mieszaniną spekulacji, lub błędu i że odbieranie prawdzie należnego jej miejsca często zamieniało ją w rażący błąd. Przekonaliśmy się, że ważna doktryna o usprawiedliwieniu dzięki wierze, a nie uczynkom była jasno głoszona najpierw przez Lutra, a całkiem niedawno przez wielu chrześcijan; że Boska sprawiedliwość, moc i mądrość były starannie bronione przez Prezbiterian, choć nie były przez nich jasno rozumiane, że Metodyści doceniali i wysławiali Bożą miłość i miłosierdzie; że Adwentyści trzymali się cennej doktryny o powrocie Pana; że Baptyści między innymi poprawnie wyznawali doktrynę o symbolicznym chrzcie, chociaż stracili z oczu prawdziwy chrzest; że niektórzy Uniwersaliści przez długi czas wyrażali niejasne myśli dotyczące „restytucji”. Tak więc prawie wszystkie denominacje dostarczyły dowodów, że ich założyciele dążyli do prawdy, ale jak widać całkiem wyraźnie, wielki Przeciwnik walczył przeciwko nim i błędnie podzielił Słowo Boże, którego nie był w stanie całkowicie zniszczyć.
Od tego czasu nasza praca polega na gromadzeniu tych dawno rozproszonych fragmentów prawdy i przedstawieniu ich ludowi Pańskiemu – nie jako nowych, nie jako naszych własnych, ale jako Pańskich. Trzymając się z dala od pragnienia, aby stworzyć coś nowego, dokładamy największych starań, aby unikać zarówno w literze, jak i w duchu, czy to ujmowania, czy też dodawania do Słowa pochodzącego od Pana, ponieważ jesteśmy całkowicie przekonani, że „Słowo Boże jest wystarczające”, „Aby człowiek Boży był doskonały, ku wszelkiej sprawie dobrej dostatecznie wyćwiczony” – 2 Tym. 3:17.
Jakież błogosławieństwa, jakież bogactwa łaski przyszły do nas i pozostałych domowników wiary dzięki takiemu zgromadzeniu klejnotów Boskiej prawdy tak długo rozproszonych wśród różnych denominacji i zagubionych
::R2453 : strony 87::
w zaśniedziałych ludzkich teoriach! Jakąż harmonię, jakież piękno, jakież odświeżenie znajdujemy w tym, co przedtem było pozbawione treści, sprzeczne i odstręczające! Jakże mocny fundament mamy obecnie dla wiary, nadziei i miłości! Cóż to za kontrast w stosunku do naszych dawnych mglistych nadziei, słabej wiary lub łatwowierności i oziębłej miłości – będącej w trzech czwartych strachem!
Ale tak jak twierdzimy, że to, co przedstawiamy, nie jest naszym własnym pomysłem, nie jest czymś nowym, ale „Starą Teologią” – tak starą, że wieki temu straciliśmy ją z pola widzenia, tak też nie przypisujemy sobie żadnej zasługi za odnalezienie i uporządkowanie na nowo klejnotów prawdy. „Od Panać się to stało, i jest dziwne w oczach naszych”. Piszący te słowa całkowicie zrzeka się posiadania nadrzędnej zdolności lub kwalifikacji do uporządkowania na nowo prawdy w jej obecnej jedności. Skoro nadszedł czas na zgromadzenie rozproszonych myśli minionych wieków w zadziwiających wynalazkach naszych czasów, to nadszedł też czas na zebranie fragmentarycznych nadziei i obietnic Słowa Bożego rozproszonych po całym świecie chrześcijańskim. Zaprzeczanie, że Pan po prostu „wylał” błogosławieństwo „teraźniejszej prawdy” obecnego czasu żniwa w wyznaczonym przez siebie odpowiednim czasie i w swój własny sposób, byłoby tak samo złe, jak utrzymywanie, że jest ono wynikiem naszego własnego wymysłu. „Wylanie” dokładnie wyraża także prawdę dotyczącą omawianej tu kwestii, ponieważ Pan ani „nie ślęczał po nocach”, ani nie łamał sobie głowy, ani też w żaden inny sposób ciężkimi ciosami krytyki będącej wytworem ludzkiego rozumu nie wykuwał na kowadle wiedzy łańcucha prawdy. Przeciwnie, prawda pojawiała się stopniowo, po cichu, tak jak nadchodzi brzask poranka – jedyny niezbędny wysiłek wiązał się z tym, aby nie pozwolić sobie na zaśnięcie i patrzeć we właściwym kierunku. A największą pomocą w uczynieniu tego był wysiłek podjęty w celu obudzenia innych „domowników wiary” i wskazania im wyłaniającego się światła i następnie przekonania ich także do konieczności podjęcia służby, gdy już pokonają letarg „ducha tego świata” i do okazania gotowości wstąpienia w związek małżeński z Barankiem.
Zaprzeczanie, że „cudowne światło” teraźniejszej prawdy wynika z Pańskiej opatrzności tak prawdziwie, jak światło „żniwa” żydowskiego i mniejsze światło okresu „Wielkiej Reformacji”, byłoby zaprzeczaniem, że żyjemy w czasie „żniwa” obecnego wieku, podczas którego Pan w specjalny sposób obiecał Swemu ludowi następujące pokrzepienie – „pokarm na czas słuszny”, „nowe i stare rzeczy” – przygotowane na nowo pod Jego osobistym nadzorem.
W świetle faktu, że żyjemy w czasie próby, kiedy (w Kościele) wiara i uczynki każdego człowieka mają być wypróbowane „[…] tak jako przez ogień” (1 Kor. 3:15); w świetle faktu, że żyjemy obecnie w czasie, gdy „dni złe są”, kiedy nie tyle pojawia się pytanie: kto upadnie?, ale „[…] któż się ostać może?” (Obj.6:17), jakiż to wniosek możemy wyciągnąć w związku z warunkami, dzięki którym człowiek „nigdy nie upadnie”, ale będzie mieć hojnie dane wejście do królestwa, które jest blisko, w zasięgu ręki? – 2 Piotra 1:11.
W Piśmie Świętym zostało przedstawionych kilka warunków:
(1) Wszyscy z tych „braci” powinni być obudzeni w odpowiednim czasie, aby włożyć „zupełną zbroję Bożą”, w przeciwieństwie do niewielkich części zbroi noszonych w przeszłości – „w nocy” – przez różne denominacje. Ktokolwiek
::R2453 : strona 88::
pozostanie w uśpieniu i ciemności i tym samym nie będzie przygotowany, aby „się ostać” w tym złym dniu, ujawni w ten sposób, bez względu na swe zapewnienia, że Bóg, który czyta serca, nie uznał go za godnego światłości teraźniejszej prawdy. „Światłości nasiano sprawiedliwemu, a radości tym, którzy są uprzejmego serca” – Ps. 97:11.
(2) Wszyscy, którzy zostali już przebudzeni, muszą odpowiednio docenić to „cudowne światło”, aby się nim niezwykle cieszyć. Muszą także strzec się, aby nie być duchowo ospałymi i nie przeciążać się nadmiernie „pieczołowaniem o ten żywot” itd.; i muszą wykorzystywać swą energię na założenie zupełnej zbroi Bożej – nie tylko „przyłbicy”, aby chronić posiadany intelekt przed „ognistymi strzałami” ewolucji i agnostycyzmu, ale też „pancerza” sprawiedliwości, aby chronić serce, i „tarczę” wiary w celu korzystania z niej przy każdej okazji, gdy zajdzie taka potrzeba. A oprócz nich muszą mieć „miecz” prawdy, Słowo Pańskie – trzymając go za rękojeść, a nie za ostrze, aby mogli bronić siebie i innych w tym konflikcie z mocami ciemności, którym kończy się obecny wiek. W końcu muszą się przygotować na wyboistą drogę i nałożyć „sandały” całkowitego poświęcenia się Panu, nawet na śmierć – Efez. 6:11-17.
(3) Wszyscy tacy żołnierze krzyża będą okrutnie zaatakowani przez Przeciwnika i aby móc się ostać, muszą bojować „o wiarę raz świętym podaną”.
(4) Jedną z ostatnich i najbardziej sprawdzających prób testujących tych „braci”, i to taką, w wyniku której prawdopodobnie najwięcej tych kiedyś przebudzonych i uzbrojonych upadnie, będzie – miłość do współbraci. Wydaje się, że wielu upadnie na tym punkcie i zostanie w związku z tym uznanych za niegodnych hojnego wejścia do Królestwa. Oczekuje się, że każdy, kto ma ducha miłości zgodnego z wyznaczonym wzorcem (Rzym. 8:29), zgodzi się z oświadczeniem apostoła Pawła: „[…] iż on duszę swoję za nas położył; i myśmy powinni kłaść duszę za braci” – 1 Jana 3:14,16; 1 Piotra 1:22; 1 Piotra 3:8.
Podobnie jak wszystkie inne próby, ta będzie najostrzejsza i najbardziej spektakularna podczas obecnego czasu specjalnego przywileju i specjalnej próby przy końcu wieku (Obj. 3:10). Rozważmy, w jaki sposób ona nadejdzie, tak abyśmy mogli być lepiej przygotowani do stawienia jej czoła. (a) Omawiana tu próba nie odnosi się do kwestii braterstwa ani według wąskich zasad sekciarstwa, ani na niemającej ograniczeń płaszczyźnie światowego braku uznania dla Boskiego Słowa, które opowiada się za „braterstwem ludzi”. Próba ta objawi dzieci Onego Złego i dzieci Boże, i wszystkie należące do tej drugiej grupy będą otaczane szacunkiem i miłością oraz posługą jako „bracia” – całkowicie ufający w drogocenną krew Chrystusa przynoszącą przebaczenie, i w pełni poświęceni na rzecz Pańskiej służby.
(b) Jeśli żołnierz krzyża, który się obudził i założył zbroję, zobaczy gdziekolwiek, w „Babilonie” lub poza nim, śpiącego, skrępowanego i zaślepionego fałszywymi doktrynami i przesądami, to jego obowiązkiem, jak również i radością, powinno być pospieszenie mu z pomocą w najmądrzejszy, najlepszy i najszybszy sposób. Własna wygoda, nieposzlakowana opinia czy też jakikolwiek inny duch samolubstwa nie mogą go zatrzymać; duch miłości musi go pobudzić do zrobienia dla braci wszystkiego, co w jego mocy – nawet jeśli przyjdzie mu oddać własne życie. Wszyscy, którzy mają tego ducha, muszą posiadać pragnienie pomagania tym, którzy są w niebezpieczeństwie utraty zdolności polegania na Panu, podobnie jak ci, którzy teraz na oślep prowadzą ich do stanu niewiary.
(c) Ten sam duch „wodza” – (Żyd. 2:10) poprowadzi go do takiej miłości nie tylko do braci, którzy jeszcze śpią, ale – jeśli możliwe – sprawi, że będzie jeszcze gotów oddać życie za braci, którzy tak jak on sam, doznali przebudzenia i nakładają zbroję. Będzie współczuł im w ich doświadczeniach na tej drodze i pomagał im nałożyć sandały i dopasować każdą część zbroi. Gdyby się jednak zdarzyło, że którykolwiek z braci jest szczególnie słaby i podatny na potknięcie, nie będzie nim gardził, ani mu urągał, tak jak nie uczyniłby tego starszy brat, Wódz. Wręcz przeciwnie, będzie bardziej czujny i pomocny w stosunku do słabszych, nawet jeśli sam najbardziej ceni towarzystwo mocniejszych. To nie jest czas dla silnych, aby gromadzili się sami dla wzajemnego podziwiania i czerpania z tego przyjemności – to przyjdzie później do wszystkich takich, którzy tak miłują braci, że kładą swoje życie za nich. Ci usłyszą od Mistrza: „To dobrze, sługo dobry i wierny! […] wnijdź do radości pana twego.”.
* * *
Biblia jest wytłumaczalna dla rozumu jedynie w świetle teraźniejszej prawdy. W jej świetle widzimy, że pewne księgi są bezpośrednio natchnione, inne – historyczne – nie potrzebowały natchnienia, a jedynie Pańskiej pieczy i nadzoru, tak aby prawdy właściwe dla każdego wieku mogły być tak podane, aby pod przewodnictwem ducha w stosownym czasie były zrozumiane przez klasę poświęconą, przez „braci”.
Wielki plan Boży może być ujrzany i doceniony jedynie od środka, i jedynie „bracia” mają dostęp do tego wewnętrznego widoku. „Jeźliby kto chciał czynić wolę jego, ten będzie umiał rozeznać, jeźli ta nauka jest z Boga, czyli ja sam od siebie mówię” – Jana 7:17.
====================
— 15 kwietnia 1899 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: