R2315-170 Studium biblijne: Spójrzmy na ukrzyżowanego

Zmień język

::R2315: :strona 170::

SPÓJRZMY NA UKRZYŻOWANEGO

— 12 CZERWCA — Mat. 27:35-50 —

„Chrystus umarł za grzechy nasze według pism” – 1 Kor. 15:3

Chociaż biblijny opis o ukrzyżowaniu naszego Pana podany jest prosto, bez upiększania i bez patosu, to jednak w tej swojej prostocie jest on najbardziej wzruszający ze wszystkich innych opisów. Jak żadna nowelka nie byłaby w stanie przedstawić życia bohatera bardziej znamiennego, tak żadna nie mogłaby zakończyć się tragiczniej aniżeli ten istotny dramat, dozwolony przez Wszechmocnego, na okazanie aniołom i ludziom Jego sprawiedliwości i Miłości. Trudno jest też wyobrazić sobie większego zdegradowania upadłej natury ludzkiej, od tego, co było pokazane w tych, którzy byli świadkami zadziwiających cudów naszego Pana, a później

::R2316: :strona 170::

patrzyli na Jego dobrowolną ofiarę za nasze grzechy, obojętnie i bez zrozumienia sprawy. Najdobitniejsza ilustracja tego zdegradowania ujawniła się w owym dzieleniu szat Jezusowych przez żołnierzy i w rzucaniu losów na wierzchnią szatę,

::R2316: :strona 171::

która pęknie przedstawiała Jego osobistą doskonałość i prawdopodobnie była darem od jednej z owych zacnych niewiast, o których jest wzmianka, że służyły Panu „z majętności swoich” (Łuk. 8:3). Szczyt ludzkiego zdegradowania okazał się wtedy, gdy podzieliwszy pomiędzy siebie szaty Jezusowe, żołnierze ci, bez najmniejszego objawu litości lub współczucia, usiedli pod krzyżem i „strzegli Go tam,” czyli spokojnie patrzyli na Jego cierpienie i śmierć.

Więcej nawet, zmuszeni jesteśmy przyznać, że chociaż Ewangelia Chrystusowa wywierał znaczne wpływy na ludzkość, wytwarzając cywilizacje, która polepszyła przykre warunki przeszłego barbarzyństwa, to jednak nie trudno rozeznać, że pod tą politurą światowej ogłady i cywilizacji, wciąż jeszcze kryje się zdeprawowane usposobienie serc. Bo czyż nie ma dziś wielu takich, którzy po dojściu do lepszej znajomości całej sprawy – znajomości wielekroć większej aniżeli mieli ci żołnierze rzymscy – po zrozumieniu chwalebnego dzieła Chrystusowego, Jego cierpień i śmierci za nas, zamiast upaść do Jego nóg i zawołać: „Panie nasz i Zbawco nasz!” raczej czynią to samo co owi żołnierze – „siedząc, strzegli Go tam”, czyli obserwują Pana i Jego dzieło obojętnie i bezmyślnie? Serca ich nie zostały poruszone litością; a przynajmniej nie tyle, aby zapanowali nad sobą i nad swoim postępowaniem – i nadal są „nieprzyjaciółmi krzyża Chrystusowego”; albowiem On sam Oświadczył: „Kto nie jest ze mną, przeciwko Mnie jest”.

Umieszczony nad głową Naszego Pana napis: „Ten jest Jezus, król żydowski” był jakoby dla okazania większej wzgardy dla Niego i dla przywódców żydowskich. Piłat wiedział, że ci przywódcy wydali Jezusa na śmierć, z zazdrości za Jego powodzenie w nauczaniu; a ponieważ jednym z ich zarzutów był, że On „mienił się być królem”, a oni mówili: „ Nie mamy króla, tylko cesarza” i ponieważ tym obłudnym oskarżeniem zniewolili Piłata do skazania Jezusa na ukrzyżowanie, Piłat, dla odwetu, użył przeciwko nim ich własnej broni. Nie pojmował wszakże, iż był to prawdziwy tytuł tego zadziwiającego człowieka, Chrystusa Jezusa, którego oni na śmierć wydawali. Inny Ewangelista mówi, że przywódcy żydowscy protestowali, lecz Piłat odmówił jakiejkolwiek zmiany w tym napisie.

Ukrzyżowanie Jezusa pomiędzy dwoma łotrami, było również dla okazania Mu większej wzgardy, a także było częścią owego „kielicha”, względem którego On prosił Ojca, aby o ile to było możliwym, był od Niego odjęty; czyli aby nie potrzebował umierać pomiędzy łotrami, jakoby sam był złoczyńcą. Apostoł mówi, że powinniśmy zauważyć to cierpliwe znoszenie sprzeciwów i urągań od grzeszników przez naszego Pana; a to uczyni nas silniejszymi (nie w boju słowami lub cielesną bronią), ale w znoszeniu podobnych, chociaż mniejszych sprzeciwów, ucisków i prześladowań.

„On cierpień dla mnie zniósł,
Ach więcej niż człek zna;
A hańby gorzkie pił z kielicha aż do dna.
On dla mnie cierpiał rzeczy te,
Czy ja dlań cierpieć chcę?”

Dobrze jednak będzie zapamiętać, że nieponoszone przez Pana cierpienia i bóle były okupem za nas; ale Jego śmierć. Gdyby Jezus umarł śmiercią mniej gwałtowną i mniej haniebną, Okup byłby też złożony, lecz doświadczenia, cierpienia i sprzeciwy były dozwolone na naszego Pana, jako część Jego próby. Cierpliwe znoszenie takowych udowodniło, że Jezus był wiernym Swemu Ojcu do najwyższego stopnia a tym sposobem okazał się godnym wielkiego wywyższenia, jakie Ojciec przygotował Jemu w nagrodę. Było to nie tylko przez wzgląd na Pańskie uniżenie się do natury ludzkiej i aż do Jego śmierci za nasze grzechy, ale i przez wzgląd na ten kielich hańby i goryczy, jaki On pił, że zostało napisane: „Dlatego Bóg nader Go wywyższył i darował mu imię, które jest nad wszelkie imię; aby w imieniu Jezusowym wszelkie się kolano skłaniało, tych którzy są na niebiesiech, i tych, którzy są na ziemi, i tych, którzy są pod ziemią” – Filip. 2:9,10.

Jak dziwnym jest to, że umysły ludzkie w ich upadłym stanie, niekierowane rozsądkiem, zdrowymi zasadami ani Słowem Bożym, mogą przechylać się z jednej krańcowości do drugiej. Wielu z tych, którzy kiwali głowami i szydzili z Jezusa, gdy wisiał na krzyżu i śmiali się z Jego oświadczenia względem Jego ciała, czyli kościoła, byli widocznie z tych, którzy słuchali kazań Pańskich, w czasie owych trzech i pół lat Jego misji. Niektórzy z nich może nawet byli świadkami Jego „cudownych czynów”, podziwiali „wdzięczne słowa, jakie wychodziły z ust Jego” i mówili: „Gdy Mesjasz przyjdzie izali większe rzeczy czynić będzie aniżeli Ten czyni?” A jednak, gdy zauważyli, że prąd opinii publicznej obrócił się przeciwko niemu, a szczególnie, że ich wpływowi nauczyciele religijni byli Jego jawnymi przeciwnikami, jak prędko dali się nagiąć na ich stronę. Wstydzimy się tej słabości naszego upadłego rodzaju, jaka tam objawiła się. Jednak to samo przejawia się i dziś. Bez względu, w jakiej czystości i wyrazistości prawdy Boże mogą być przedstawione, jeżeli główni kapłani, nauczeni w piśmie i Faryzeuszowie potępią takowe, rzesze nie przyjmą Prawdy. Bez względu jak czystymi, prawdziwymi i szlachetnymi mogą być słudzy Pańscy, szatan może podmówić fałszywych świadków i zapewnić sobie zacnych sług, aby oczernić i zniesławić sług Pańskich. Tego wszakże mamy spodziewać się. Czyż nie powiedział nasz Pan: „Dosyć uczniowi,

::R2316: :strona 172::

aby był, jako mistrz jego a sługa, jako Pan jego; jeśli Gospodarza Belzebubem nazywali, czym więcej domowników jego nazywać będą?” Czy nie powiedział: „gdy wam złorzeczyć będą, prześladować was i mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamiąc dla Mnie; radujcie się, weselcie się; albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech?” W taki sposób wypełnia się na nas przepowiednia prorocza: „Urągania urągających Tobie przypadły na mię”.

Urągania nauczonych w piśmie i Faryzeuszy były zapewne najdotkliwsze ze wszystkich. Szydząc z królewskiego urzędu i mocy naszego Pana, z Jego wiary w Ojca Niebieskiego i z tej społeczności z Nim, do jakiej Jezus przyznawał się, oni wzywali Go, aby swoją moc objawił przez zstąpienie z krzyża. O! jak mało oni rozumieli, że koniecznym było, aby Syn Człowieczy cierpiał to wszystko, zanim by wszedł do chwały Swojej! Jak mało rozumieli Boski Plan, że Mesjasz nie byłby w stanie wybawić Izraela i całego świata z mocy szatana i śmierci, gdyby wpierw nie złożył Swego życia na Okup za nas! Jak wdzięcznymi możemy być, że nasz Drogi Odkupiciel nie był powodowany oburzeniem ani zemstą, ale wolą i Słowem Ojca, tak, że mógł znosić te szyderstwa i cierpienia w cichości i z poddaniem Swej woli i plan Ojca Niebieskiego.

Podobnie żywi członkowie ciała Chrystusowego są mylnie zrozumiani, nie tylko przez ludzi światowych, ale tym więcej przez przedniejszych Faryzeuszów dzisiejszych. Prawdziwie „jakim On był, takimi i my jesteśmy na tym świecie.” Jak świat ówczesny nie pojmował cierpień i doświadczeń naszego Pana, nie widział potrzeby Jego ofiary, a raczej mniemał, że to było objawieniem Boskiej niełaski, jako napisano: „A myśmy mniemali, że jest zraniony, ubity od Boga i utrapiony”, podobnie sprawa się ma z Kościołem; fakt, że poświęceni Bogu ubogaceni są błogosławieństwami duchowymi a nie ziemskimi, nie jest rozumiany przez ludzi tego świata. Oni nie pojmują, że błogosławieństwa i łaski duchowe, jakich my szukamy, zdobywa się kosztem ziemskich dóbr i korzyści. Lecz ci, którzy są z klasy poświęconych i którzy ubiegają się o nagrodę wysokiego powołania, radują się wraz z Apostołem w teraźniejszych uciskach, poczytują sobie wszystko za śmieci, aby tylko mogli Chrystusa zyskać i aby byli znalezieni w Nim – jako członkowie ciała uwielbionego Chrystusa.

Nie jest to wcale dziwnym, że i ci dwaj łotrzy, ukrzyżowani wraz z Panem, przyłączyli się do tych, co szydzili z Chrystusa. Na ile zapiski wskazują, kilka słów współczucia, jakie Jezus otrzymał przy tej okazji, wyrażone były później przez jednego z tychże łotrów. Nasi czytelnicy odnoszą się do naszego numeru z 1 czerwca 1896 roku, odnośnie obietnicy naszego Pana dla pokutującego złoczyńcy.

Krzyżowanie naszego Pana rozpoczęło się około godziny dziewiątej rano – co było w czasie właściwym, według figuralnych ofiar, bo w tej godzinie składane były codzienne ofiary poranne; a śmierć Jego nastąpiła sześć godzin później, o godzinie trzeciej po południu, co według ówczesnego liczenia, było godziną dziewiątą. To również było pokazane w figurze; albowiem ofiary wieczorne składane były o tej godzinie. Właściwym też było, że na scenę tę natura przyćmiła swoja chwałę i stała się ciemność. Nie należy wszakże rozumieć, że to była ciemność zupełna, ale jednak było przyćmienie niezwykłe, trwające całe trzy godziny. Musiało to więc być nadnaturalne przyćmienie; albowiem było to przy pełni księżyca, zatem naturalne zaćmienie słońca trwałoby najwyżej kilka minut.

W tym to czasie Jezus wypowiedział owe rozpaczliwe słowa: „Boże mój! Boże mój! Czemuś Mię opuścił?” On znosił z zadziwiającą cierpliwością wszelkie sprzeciwiania grzeszników przeciwko Niemu; zaparcie się Piotra i to, że wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli, a nawet ostatnie kilka godzin spędził wśród najgorszych szyderstw ze strony Swych nieprzyjaciół; lecz gdy nadszedł moment, że Jego Ojca duchowa społeczność z Nim została przerwana, było to więcej aniżeli On mógł znieść. Twierdzi się, że Jezus umarł z powodu literalnego pęknięcia serca i że dowodem tego był fakt, iż gdy krótko po Jego śmierci przebito Mu bok włócznią, wypłynęła krew i woda.

Niektórzy mogą kwestionować, czy to nie było czasami utratą wiary ze strony naszego Pana, a nie istotne odcięcie od Niego Boskiej łaski i społeczności.

::R2317: :strona 172::

My wszakże utrzymujemy, że filozofia całej tej sprawy dowodzi raczej, że było to istotne odcięcie od Niego Boskiej łaski i społeczności, że było koniecznym, aby nasz Pan, wziąwszy grzech świata na Siebie, poniósł zupełną karę za grzech. Karą za przestępstwo Adamowe była nie tylko śmierć, ale ponadto także odcięcie go od łaski i społeczności z Bogiem. To też, gdy Pan nasz Jezus Chrystus zajął miejsce Adama i za niego cierpiał – On Sprawiedliwy za niesprawiedliwych – to potrzebnym było, aby Jezus, nie tylko umarł za nas, ale także, aby doświadczył zupełnego odcięcia i odseparowania od Ojca, co było częścią kary za przestępstwo Adamowe. Jezus nie był odłączony od Ojca jako grzesznik, w czasie owych trzech i pół lat, gdy stopniowo wydawał Swoje życie; a więc nie poniósł w tym okresie zupełnego karania za grzech. Gdy jednak zbliżała się chwila kryzysu na krzyżu, przynajmniej na moment, Jezus musiał być pozbawiony społeczności z Ojcem i tak musiał umrzeć – jako grzesznik, za grzechy nasze, aby „jako przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też mogło przyjść powstanie od umarłych.”

Zastanawiając się nad doświadczeniami naszego Pana,

::R2317: :strona 173::

dobrze będzie abyśmy z ostatnich słów osób konających, nie rozsądzali za dużo o ich stanie duchowym. Fałszywe teorie mogą w niektórych rozniecać fałszywe nadzieje, że oni „przechodzą bramę do Nowego Jeruzalem”, gdy w rzeczywistości przechodzą bramę do wielkiego więzienia śmierci. Na ile to zapiski wskazują, żadne wybujałe wyrażenia przedśmiertne nie wyszły z ust naszego Pana ani Jego natchnionych Apostołów. Mimo to oni posiadali dobra nadzieje; nadzieje silną, biblijną, która dawała im taka siłę w ich bojach, że aż do końca swego życia byli wiernymi Bogu i Jego słowu; tymczasem ci, co umierali z dziwnymi wyrażeniami nadziei na swych wargach, byli mniej wiernymi Bogu i Jego Słowu, i mniej poświęconymi w Jego służbie. Niechaj więc nasza wiara, ufność i radość nie tyle opiera się na chwilowych doświadczeniach i uczuciach, ale raczej na Słowie Bożym i na Jego świadectwach – na „mocniejszej mowie proroczej, której pilnując jako świecy w ciemnym miejscu świecącej, dobrze uczynimy”.

Mateusz nie zapisał słów, jakie „Jezus zawołał po wtóre głosem wielkim;” lecz znajdujemy w zapiskach Łukasza i Jana. Słowa te były: „Wykonało się! Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha Mojego!”

Fałszywi nauczyciele mówią nam, że nic się nie wykonało; oświadczają, że ofiary za grzechy nie było potrzeba i że jej nie złożono. Lecz świadectwa pism są wyraźne w tym przedmiocie, że ofiary, „bez rozlania krwi, nie bywa odpuszczenie grzechów”. Ofiara naszego Pana rozpoczęła się, gdy On doszedł do męskiej doskonałości, w trzydziestym roku życia, kiedy przyszedł do Jana Chrzciciela i był przez niego ochrzczony w rzece Jordan, co symbolicznie wyobrażało jego poświęcenie samego Siebie na śmierć, w czynieniu woli Ojca. Ofiara Jego tam rozpoczęta, była wiernie dokonywana aż do ostatniej chwili Jego życia. Gdy aż do końca poniósł wszelkie urągania i hańbę, a w końcu został odcięty od społeczności z Ojcem – to było dopełnieniem Jego ofiary, co też Pan wyraził słowami: „Wykonało się.” Dzieło złożenia okupu było dokończone; cierpienia skończyły się; dokończył sprawę, którą Ojciec mu powierzył; na ile to tyczyło się poniżenia i hańby. Pozostała jeszcze inna część Jego dzieła i ta jeszcze dotąd nie została dopełniona. Będzie nią dzieło błogosławienia wszystkich rodzajów ziemi; obdarzenie ich łaskami i sposobnościami wiecznego żywota, co zapewnione zostało Jego ofiarą za grzechy – zaspokojeniem, przebłaganiem Boskiej Sprawiedliwości.

On oddał Swego ducha. Jakiego ducha? On nie przekazał Ojcu swego duchowego ciała; bo w owym czasie nie posiadał ciała duchowego. Trzydzieści cztery lata przedtem on złożył Swoją naturę i stanowisko duchowe, aby stać się uczestnikiem ludzkiej natury, przez swoją matkę Marię – duch żywota, jaki był w Jego posiadaniu, został przemieniony do stanu ludzkiego. Jezus działał i korzystał z tego ducha żywota, czyli z mocy życia; było to ożywiającą zasadą Jego ludzkiego ciała przez trzydzieści trzy lata i pół; teraz On oddawał to na śmierć – rozstawał się z tym duchem żywota. To ukrzyżowane ciało nie miało być już więcej Jego ciałem; albowiem, jak oświadcza Apostoł, Jezus przyjął kształt niewolnika dla ucierpienia śmierci, a nie po to, aby ten kształt niewolnika utrzymać na wieki. Obietnicą Ojca było, że On miał być wywyższony do chwały, nawet wyższej aniżeli miał zanim jeszcze świat był stworzony – a chwała ta była duchową chwałą a nie ludzką. On pozostawił ten stan duchowy, gdy „stał się ciałem i mieszkał między nami;” lecz ufał Ojcu, że gdy dopełni dzieła Mu powierzonego, zostanie ponownie przyjęty do chwały niebiańskiej – w stanie duchowym. To też przy pewnej okazji rzekł uczniom: „Cóż, gdybyście ujrzeli Syna Człowieczego wstępującego, gdzie był pierwej!”

Jego polecenie Swego ducha Ojcu znaczyło więc, że Jezus wiedział doskonale co śmierć znaczy – że jest to unicestwienie istoty – miał On jednak ufność w Ojcu, że w śmierci tej nie pozostanie na zawsze, lecz przy zmartwychwstaniu, ponownie odzyska tego ducha żywota, którego teraz wydaje, zgodnie z wolą Ojca. On wiedział i przepowiedział to uczniom, że dnia trzeciego zmartwychwstanie. Jezus rozumiał, że Jego duch żywota, Jego żywotność, Jego istota, pochodziła pierwotnie od Ojca i że była zależna od potęgi i pieczy Ojca; a wiedząc, że Ojciec obiecał przywrócić tę istotę, On wyraził ufność w tą obietnicę. I ta ufność była Chojnie zrealizowana, gdy Bóg wzbudził Go od umarłych w naturze nader wywyższonej, nie tylko ponad naturę ludzką, ale „wysoko, ponad aniołów, księstwa i mocy,” do najwyższej natury duchowej, do Boskiej natury.

I, bez względu jak znamiennym i nieprawdopodobnym może to wydawać się, takie samo wezwanie jest zaofiarowane także Kościołowi Wieku Ewangelii; aby członkowie tego ciała, mając udział w ucierpieniach Chrystusowych, mogli ewentualnie też mieć udział w Jego chwale, jako uczestnicy „Boskiej natury,” wraz z jej chwałą, czcią i nieśmiertelnością, wysoko ponad dostojność natury anielskiej, chociaż i ta jest wspaniała, wyższa od doskonałej ludzkości (2 Piotra 1:4; Rzym. 2:7; Ps. 8:6). Mając to wszystko na widoku, dobrze czynimy, gdy napominamy jedni drugich do „złożenia wszelkiego ciężaru i do cierpliwego bieżenia w zawodzie, który nam jest wystawiony; patrząc na Jezusa Wodza (Autora) naszej wiary, aż On stanie się także jej dokończycielem”.

====================

— 1 czerwca 1898 r. —