::R1570 : strona 259::
„Kościół Boga żywego”
— 1 TYM. 3:15 —
„Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus. Albowiem przez jednego Ducha my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni […]” „Jedno jest ciało i jeden duch, jako też jesteście powołani w jednej nadziei powołania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; Jeden Bóg i Ojciec wszystkich […]” „Takżem się stał nieprzyjacielem waszym, prawdę wam mówiąc?” [A jeśli tak, to] „Myśmy głupi dla Chrystusa […]” – 1 Kor. 12:12,13; Efez. 4:4-6; Dz. Ap. 24:14; Gal. 4:16; 1 Kor. 4:10.
Co do tego, że Bóg wybiera Kościół w ciągu Wieku Ewangelii, zgadzają się wszyscy z wyjątkiem uniwersalistów. Także co do tego, że wszyscy w ten sposób wybrani tworzą jeden Kościół oraz że tylko ten jeden Kościół uznawany jest przez Boga, a członkostwo w nim można sobie zapewnić tylko w tym życiu – w czasie Wieku Ewangelii. Powszechnie przyznaje się, że są to nauki Biblii.
Wielu przyznaje również, że obecny związek z Ciałem Chrystusa, Kościołem, jakkolwiek bardzo wartościowy, jest jedynie próbnym członkostwem, które zostanie potwierdzone i uczynione wiecznym poprzez wprowadzenie do pełnego członkostwa w Kościele zwycięzców przy końcu owego okresu próbnego obecnego żywota – Jana 15:5,6; Filip. 3:12-16.
I choć zarówno my, jak i inni chrześcijanie, zgadzamy się co do tego, że Kościół zwycięzców będzie jednym Kościołem, a nie wieloma kościołami, są jednak części składowe tego tematu, co do których się nie zgadzamy.
Uważamy, że warunki obecnej próby dla wszystkich, którzy zostali przyjęci jako próbni członkowie niebiańskiego Kościoła, są znacznie bardziej surowe i wymagające oraz że wybrana grupa jest w związku z tym znacznie mniejsza niż to się powszechnie wśród chrześcijan przypuszcza – ci, którzy są obecnie wybierani, stanowią jedynie „maluczkie stadko” (Łuk. 12:32). Wielu sądzi, że celem Boga, dla którego powołuje On i wielce wywyższa Kościół, jest jedynie zamiar zbawienia go od wiecznych mąk. My uważamy – i znajdujemy na to liczne dowody Pisma Świętego, które też często przedstawiamy – że Bożym celem owego wyboru, ćwiczenia, doświadczania i ostatecznego wywyższenia Kościoła jest błogosławienie przez niego całego Jego upadłego i spętanego grzechem stworzenia (ludzi i aniołów), poprzez udzielenie wszystkim w pełni doskonałego sądu, czyli próby, w znacznie dogodniejszych warunkach, gdzie doskonała wiedza i dostateczna pomoc będą stanowiły podstawowe elementy łaski. Widzimy przeto, że Kościół jest wybierany dla wielkiego dzieła, które ma być przeprowadzone w ciągu Wieku Tysiąclecia – przywrócenia wszystkich spośród upadłych istot, „które chcą”, do ich pierwotnego stanu, i skazania wszystkich świadomie splugawionych na wtórą śmierć – wieczną karę całkowitego unicestwienia.
Nie da się też zaprzeczyć, że biblijny pogląd jest znacznie bardziej podniosły niż owo powszechne, samolubne przekonanie, mające swe źródło w wielkim odstępstwie. Ci, którzy zostali powołani w nadziei uczestniczenia w Boskim planie czynienia dobrze innym – błogosławieniu wszystkim rodzajom ziemi – mogą być pewni zarówno tego, że będzie ich mniej, a także, że duchowo będą stali ponad masami tych, którzy motywowani są jedynie samolubną nadzieją uniknięcia mąk.
Różnimy się jednocześnie od większości chrześcijan, uznając Kościół w jego obecnym stanie jedynie za Kościół na próbie. Dalej twierdzimy, że jest obecnie tylko jeden Kościół, ponieważ będzie tylko jeden Kościół w chwale. Nasz Pan i apostołowie nigdy nie uznawali więcej niż jednego Kościoła na ziemi. Byli oni tak dalecy od ustanawiania czy uznawania wielu kościołów, że wręcz potępiali wszelkie usiłowania dzielenia się na różne stronnictwa, gromadzenia się pod różnymi nazwami, jako skłonność do schizm i sekciarstwo, które są przeciwne Bożej woli i szkodliwe, będąc przejawami cielesności we wszystkich, którzy na to przyzwalają i przyczyniają się do podziałów w próbnym Kościele.
Potężna i celna argumentacja Pawła dotycząca tego tematu jest częściowo zaciemniona przez powszechne tłumaczenia (Biblii). Mimo to, gdy zwróci się na to uwagę, można bez trudności zauważyć ogólny kierunek apostolskiego rozumowania. Jest to jednak znacznie łatwiejsze w wartościowym i ogólnie bardzo wiernym tłumaczeniu Emphatic Diaglott. Apostoł napomina, żeby ci nauczyciele, którzy sprzyjają podziałom w Chrystusowym stadzie byli „upatrywani” i żeby się od nich odwracać, ponieważ nie postępują oni zgodnie z wolą Pana, ale działają samowolnie. Dodaje on, że tacy „przez łagodną mowę i pochlebstwo serca prostych zwodzą” (Rzym 16:17). Strofuje on kościół koryncki z powodu panującej wśród nich skłonności do sekciarstwa (1 Kor. 1:10-13; 3:3-6). Dzielili się oni na „paulitów, apollosytów i piotrytów”, podczas gdy tylko niewielu prawidłowo artykułowało swoją nazwę jako chrystianie.
Każdy z tych nauczycieli miał swoje szczególne cechy w sposobie nauczania, które wzbudzały szacunek wśród jednych, podczas gdy inni wzbudzali najwyższy podziw u innych. Jednak wszyscy oni głosili jedną Ewangelię – jednego Pana, jedną wiarę i jeden chrzest. Duch faworyzowania niektórych, który prowadził do powstawania frakcji i podziałów, a także do wychwalania sekciarskich nazw stronnictw lub też posługiwania się w tym celu imionami poszczególnych nauczycieli, stały się standardami, którym uleganie apostoł uznaje za przejaw cielesności – dowód ulegania duchowi świata.
Samo używanie różnych nazw było już złe, ale stanowiło to jednocześnie przejaw jeszcze większego zła – ducha samolubstwa i stronniczości. Dowodziło to, że ci koryntianie, którzy przyjmowali nazwy stronnictw, w rzeczywistości nigdy nie docenili jedności Ciała Chrystusa. Nie uznali oni tego, że to Chrystus jest jedyną Głową, jedynym przywódcą i wzorem oraz że Jego Imię jest jedynym, z którym winni identyfikować się Jego naśladowcy i po nim się rozpoznawać. Wierni nie są winni temu, że szydercy wystawiają jakąś nazwę na pośmiewisko. Jednak prawdziwy i lojalny żołnierz krzyża nigdy nie powinien ani przywłaszczać sobie, ani uznawać takiej nazwy. Przykładami tak powstałych nazw są słowa „metodyści” czy „baptyści”. Obie te nazwy zostały wymyślone przez naśmiewców, a następnie zostały przyjęte jako nazwy stronnictw, określające sekty, frakcje, czy też działy w Ciele Chrystusa. Wszyscy prawdziwi nauczyciele nie tylko zostali posłani przez Chrystusa, ale ponadto od Niego otrzymują swoje pouczenia. Tak więc każdy człowiek, który próbowałby nadać swoje lub czyjeś inne imię jakiejkolwiek części Kościoła jest oponentem i przeciwnikiem prawdziwego i jedynego Pana i Głowy Kościoła. Jest on zwodzicielem i złoczyńcą, niezależnie od tego, jakie podawałby przyczyny lub motywy swojego postępowania.
Apostoł gani koryntian i stara się wykazać ich błąd przywłaszczania sobie innych nauczycieli poza Chrystusem, który miał być ich Głową, wzorem i przywódcą. Pyta on: „Czyż Chrystus jest podzielony?” Czy jest obecnie wiele nasion Abrahamowych, z których każde jest dziedzicem obietnicy? Czy taka jest przyczyna, że aprobujecie podziały na różne stronnictwa? Czy któryś z tych przywódców – Paweł, Apollos i Piotr wyświadczyli wam jakąś szczególną łaskę i zobowiązali was, abyście odpłacili im poprzez nazywanie się ich sługami i naśladowcami, nosząc ich imiona? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? Czy zostaliście ochrzczeni w jego imię?
O nie, drogo umiłowani! Jeden i tylko jeden zasługuje na wszystkie zaszczyty w Kościele, i teraz, i na wieki, a tym Jednym jest prawdziwy Pan i Mistrz Kościoła. Tylko Jego imię w dowolnej formie powinien nosić Kościół. On prowadzi, On uczy, On karmi. Zaś rozmaici ludzcy przedstawiciele, używani przez Niego jako narzędzia do udzielania Jego błogosławieństw dla swojej Oblubienicy, nigdy nie powinni zajmować Jego miejsca w jej sercu ani też mieć udziału w Jego zaszczytach wobec świata.
Przez długie czasy, a właściwie do bardzo niedawna, chrześcijanie uznawali tę słuszną zasadę, że jest tylko jedno Ciało, czyli Kościół na ziemi, dokładnie tak, jak będzie tylko jeden Kościół w chwale. Podążając za tą ideą każda sekta twierdziła, że to ona jest owym jedynym prawdziwym Kościołem i prześladowała inne. Jednak stopniowo każda z nich zaczęła zauważać w innych pewne dobre cechy w nauce oraz w praktyce i ich poglądy zmieniły się aż do tych obecnych, gdzie twierdzą dobitnie, a w sprzeczności ze Słowem naszego Pana i apostołów, że sekty są zdecydowanie pożyteczne, że ludzki umysł jest tak stworzony, iż wspólna wiara, do której Paweł zachęca Kościół, jest niemożliwa, i że rozmaite istniejące obecnie sekty z ich sprzecznymi odmiennościami w przekonaniach są niezbędnym dostosowaniem tej idei do ludzkich uprzedzeń i ułomności.
Jednak ciągle trzymając się idei, że w jakiś sposób musi istnieć tylko jeden Kościół, niecierpliwie starają się dokonać ponownego zjednoczenia wszystkich większych sekt, tak aby utworzyć (nominalnie) jeden Kościół, w ramach którego każda sekta mogłaby zachować swą specyfikę wiary lub też niewiary, zgodną z obecnym stanem. Wszyscy uczestnicy takiej unii (której Sojusz Ewangelicki [ang. Evangelical Alliance] jest początkiem) zgadzaliby się jedynie co do tego, że mogą się nie zgadzać, żyliby i dawaliby pożyć innym po to, aby w ogólny sposób uznawać się wzajemnie w celu zwiększenia wpływów i władzy oraz ochrony, które byłyby skutkiem takiego stowarzyszenia dla każdej z sekt, a także w celu zmniejszenia wpływów innych nie zrzeszonych w takiej formie, aby w ten sposób ograniczyć niezależność myślenia. Służyłoby to ustanowieniu i umocnieniu „prawowiernej” linii granicznej, w obrębie której występowałyby pewne ograniczenia osobistej wolności, ale też pewna miara wolności, polegająca na wyborze między formami i naukami różnych sekt w ten sposób uznanych za prawowierne.
Dzieje się tak właśnie obecnie między tak zwanymi „liberalnymi umysłami” wszystkich ugrupowań religijnych. Coraz częściej słyszy się głosy, że organizacja tego typu, jaką jest Sojusz Ewangelicki, jest zupełnie wystarczająca. Nawołuje się też do tego, by próbować doprowadzić do uznania tak skomponowanego Kościoła przez rząd.
Nawet jednak, gdyby udało się do tego w pełni doprowadzić, nie byłoby to niczym więcej jak tylko unią z nazwy, w której panowałyby w rzeczywistości te same podziały i różnice – nominalnie jeden kościół, a w rzeczywistości wiele sekt, tak jak obecnie.
Pierwszym niebezpieczeństwem, przed którym apostoł ostrzegał Kościół, było sekciarstwo. Jego ostrzeżenia znalazły posłuch, przynajmniej w tamtym czasie, skoro nie powstały wielkie sekty paulitów czy apollosytów. Jednak tak jak to zwykle bywa, wielki przeciwnik odparty z jednej strony, zaczyna działać na przeciwnym biegunie i stara się zachęcać do jedności bardzo różnej od tej, o której nauczali apostołowie i nasz Pan. Tym usiłowaniem jest doprowadzenie to tego, by każdy uznany członek Kościoła miał dokładnie taki sam pogląd na każdy szczegół chrześcijańskiej nauki. Ukoronowaniem tej tendencji było powstanie papiestwa, w którym każde zagadnienie doktrynalne musiało zostać przyjęte przez papieży i sobory, a każdy człowiek, który chciałby być uważany za członka kościoła, był zobowiązany do pełnego uznawania takich decyzji oraz wyznawania, że takie rozstrzygnięcia są jego przekonaniami, jego wiarą, choć w rzeczywistości wcale nie są jego, tylko zostały przyjęte, zaadoptowane. Albo zostały one ogólnie ślepo przyjęte, albo też obłudnie wyznane przy zachowaniu intelektualnych zastrzeżeń.
To było zupełnie nie to, na co nalegał Paweł. Jego pragnieniem była jedność serca i umysłu, a nie bezmyślne, nieczułe i obłudne oświadczenie. Zachęcał on do jedności takiej, jaka jest naturalnym wynikiem właściwego praktykowania wolności, którą mamy w Chrystusie – by rozważać i wierzyć Pismu Świętemu, by rosnąć w łasce i w znajomości, tak aby każdy był przekonany przez swój własny umysł, ukorzeniony i ugruntowany w jednej wierze, tak jak przedstawiona jest ona w Piśmie Świętym. Jedność wiary, do której namawiał Paweł, nie była kunsztowną wiarą, która porusza i obejmuje wszystkie zagadnienia niebiańskie i ziemskie, ludzkie i Boskie, objawione i nieobjawione. Wręcz przeciwnie: Listy Pawłowe – pełne logicznego rozumowania – nie wspominają nawet zagadnień, na które sekciarze kładą największy nacisk, i które ogólnie stają się sprawdzianami przynależności.
Paweł nic nie mówi o wiecznych mękach dla grzeszników. Nie wspomina o tajemniczej trójcy, w której trzech bogów w niepojęty sposób miałoby być zarówno trzema Bogami, jak i w tym samym czasie jednym Bogiem. Nie pisze ani słowa o tym, jakoby człowiek posiadał naturę nie podlegającą śmierci, która musi żyć wiecznie, czy to w miejscu przyjemności, czy to boleści. Nie mówi też nic o tym, że obecne życie miałoby się zakończyć procesem sądowym dla wszystkich klas ludzi. Nie wchodzi też w zawiłą dyskusję na temat chleba i wina używanego w czasie upamiętniania Pańskiej śmierci – czy mamy tam do czynienia z transsubstancjacją czy z konsubstancjacją. Mimo to bez trudności można się przekonać, że nie podziela on żadnego z tych błędów.
Należy jednak zauważyć, że nie wspominając nawet słowem o tych sekciarskich testach przynależności Paweł oświadcza: „Albowiem nie chroniłem się, żebym wam nie miał oznajmić wszelkiej rady Bożej” (Dz. Ap. 20:27). Wynika z tego wyraźnie, że żadne z owych zagadnień, uznawanych dzisiaj za sedno i treść chrześcijańskiej nauki oraz sprawdzian wiary, nie stanowi owej „jednej wiary” ani też w żadnym stopniu i sensie nie przynależy do „wiary raz świętym podanej” – Judy 1:3.
Owa jedna wiara, którą wszyscy winni podzielać, była bardzo prosta, tak prosta, że każdy, zarówno wykształcony, jak i niewykształcony, musiał móc ją przyjąć i zrozumieć, aby mógł być „dobrze upewniony w zmyśle swoim”. Nie była to porcja bezsensownych tajemnic, niespójnych ze sobą wzajemnie i sprzecznych tak z rozumem, jak i z Biblią, która miałaby być wchłonięta przez nierozumnych z łatwowiernością, a przez wykształconych z obłudnymi intelektualnymi zastrzeżeniami. Była ona tak prosta i jasna, tak sensowna, żeby każdy uczciwy naśladowca Chrystusa mógł być co do niej w pełni przekonany w swym własnym umyśle.
Na czym polegała owa jedna wiara? Jej podstawy określa Paweł w taki sposób: „Albowiem naprzód podałem wam, com też wziął [przede wszystkim – jako fundament prawdy, czyli nauki, na której i w harmonii z którą muszą pozostać wszystkie inne nauki], iż Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism; a iż był pogrzebiony, a iż zmartwychwstał dnia trzeciego według Pism” (1 Kor. 15:3,4). „Boć jeden jest Bóg, jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup za wszystkich, co jest świadectwem czasów jego” – 1 Tym. 2:5,6.
W tych słowach wyraża się poczucie grzechu i bezsilności. Jest w nich uznanie Bożego pełnego miłości planu prowadzącego do naszego odkupienia. Wyznają one, że śmierć naszego Pana była naszym okupem, oraz że przebaczenie (usprawiedliwienie) oraz pojednanie z Bogiem, a także restytucja człowieka nastąpią jako skutek wiary w Odkupiciela, kiedy w słusznym czasie zostanie On ukazany każdemu z osobna.
Owo krótkie stwierdzenie zawiera całą Ewangelię, w takim samym sensie, jak żołądź zawiera cały dąb. Bez tego sedna Ewangelii nikt nigdy nie może posiąść prawdziwej dobrej nowiny. Tak więc należy nalegać na to, by prawda ta stanowiła test chrześcijańskiej społeczności. Musi się to przyjąć, inaczej Ewangelia nie została przyjęta. Gdy zaś ta nauka została uznana, uznana została Ewangelia. Odtąd zaczyna się dzieło wzrostu – rozwój tej dobrej nowiny. Tempo owego wzrostu może być różne i będzie zależało od temperamentu i okoliczności. Będzie się ona rozwijać w gałązkę, młode drzewko, a następnie stopniowo w potężny dąb. Jednak jeśli rozwój ten wynika z posiania tego jednego nasienia, to i poszczególne stopnie wzrostu muszą odpowiadać jego naturze. Tak też jest z wiarą – prawdziwą wiarą. Musi ona we wszystkich sprawach wyrastać z tego jednego nasienia wiary, niezależnie od osiągniętego stopnia rozwoju. Ta jedna Ewangelia uznaje upadek i grzeszność człowieka oraz Boskie miłosierdzie i miłość okazane przez wielkie Chrystusowe dzieło zbawienia, przebaczenia i ostatecznego odrodzenia. Wszystkie zaś teorie, które omijają którykolwiek z tych przedmiotów, są fałszywe, a jest ich wiele.
Niektórzy zaprzeczają idei Bożej miłości twierdząc, że cała miłość pochodziła od Chrystusa, który interweniował i udaremnił pierwotny plan swego Ojca. Jednak owa jedyna wiara kierowana apostolskim świadectwem pokazuje, że Bóg tak umiłował świat i tak ułożył plan, który jest konsekwentnie realizowany, że posłał swego jednorodzonego Syna, aby dokonał tego, co już się stało i co jeszcze niebawem ma zostać dokonane. (Jana 3:16,17.) Inni zaprzeczają, że jakiekolwiek odkupienie zostało dokonane przez śmierć naszego Pana Jezusa, nie zgadzają się z tym, że Jego życie było zastępczą ofiarą, odpowiednią ceną, czyli „okupem za wszystkich”, twierdząc, że to Ojciec sam dokonuje wszystkiego poprzez zwykłe przebaczenie grzesznikom. Ale znów owa jedna wiara jest wyraźnie wyznaczona przez słowa Pawła: Jest „jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup [odpowiadającą cenę] za wszystkich”.
Gdy owa prosta prawda zostanie przyjęta do uczciwego serca, stopniowo zacznie wzrastać prawdziwa Ewangelia, która we wszystkich kierunkach wypuści korzenie rozsądku i pędy nadziei, karmiąc się obietnicami Bożymi i budując się wedle Jego zamierzenia, pojmując zagadnienie owego „jednego chrztu” oraz wszystkie inne elementy dobrej nowiny w jej całej pełni na każdym stopniu rozwoju.
Zauważmy różnicę między owym Bożym testem, tą prostą pierwszą zasadą Ewangelii, a błędnymi kierunkami proponowanymi przez ludzi, którzy usiłują zmusić wszystkich do przyjęcia całego systemu wiary, twierdząc, że wszyscy inni są niemowlętami w Chrystusie, by spętać ich w ten sposób i ograniczyć ich wzrost. Takie wymaganie od niemowląt w Chrystusie, by przyjęły trzydzieści lub czterdzieści artykułów wiary ułożonych przez innego człowieka, aby się zgodziły, że jest to nieomylna prawda i obiecały, że nigdy nie uwierzą w nic więcej ani mniej niż to, co te artykuły zawierają – podobne jest do wybrania z całego sadu jednego skarłowaciałego i pokrzywionego drzewa, by to właśnie ono stało się wzorem, a inne drzewa miałyby się tak ukształtować, aby wyglądały równie grubo i chropowato jak wystawiony wzór oraz miałyby się one zakuć w żelazne obręcze, żeby nigdy nie wyrosły na większe i prostsze drzewa.
Ta prawdziwa Ewangelia, owa prosta wiara, która może być łatwo zrozumiana i wyznawana także przez najsłabsze niemowlęta w Chrystusie, musi być także, i to zawsze i w takim samym stopniu, wiarą najbardziej rozwiniętych synów Bożych. Ową jedną wiarę (ale nie te niekończące się rozgałęzienia wiary, które bywają z niej wyprowadzane) Paweł podaje jako wzór lub sprawdzian dla wszystkich roszczących sobie pretensję do nazwy chrześcijanie. Wszystkich tych, którzy zgodzili się co do tego wzorca i fundamentu wiary, Paweł zalicza do owego jednego Kościoła. Skoro zaś każdy członek miał rosnąć w łasce, wiedzy i miłości, to gdyby wszyscy rośli wedle zarysów i w harmonii z tak wyznaczonym fundamentem prawdy, zawsze byłaby zachowana harmonijna jedność wiary i społeczności w Kościele.
Taka właśnie była doskonała baza jedności, która łączyła wszystkich niezależnie od stopnia ich indywidualnego rozwoju w prawdzie. Najefektywniej zabezpieczała ona też przed błędami. Jako że, gdyby to proste wyznanie wiary uczynione zostało wzorcem, przy pomocy którego doświadczane byłyby wszystkie obecne nauki, to prędko doprowadziłoby to do odrzucenia wszystkich błędów i do ustanowienia prawdziwej jedności w Kościele, „jednego Pana, jednej wiary i jednego chrztu”.
Próba zmuszenia wszystkich ludzi do takiego samego pojmowania każdego zagadnienia doprowadziła do wielkiego odstępstwa i rozwinęła się w ogromny system papieski. W procesie tym została zarzucona „Ewangelia”, „jedna wiara”, którą ustanowił Paweł wraz z innymi apostołami. Została ona pogrzebana pod masą pozbawionych natchnienia dekretów papieży i soborów. Jedność pierwotnego Kościoła bazująca na prostej Ewangelii i spajana jedynie miłością oddała miejsce niewoli rzymskiego kościoła – niewolnictwu dzieci Bożych, którego zwyrodnienie do dzisiaj jest dla wielu przyczyną słabości i cierpienia.
Ruch reformacyjny szesnastego wieku pojawił się jako usiłowanie odzyskania wolności sumienia, skończył się jednak wprowadzeniem skomplikowanych wyznań wiary, które narzucane przez długie wieki doprowadziły reformatorów i ich naśladowców do stworzenia kolejnego systemu niewoli bardzo podobnego do papiestwa, z tą jedynie różnicą, że został on lekko zmodyfikowany i dawał możliwość rozwijania pełniejszego pojęcia na niektóre tematy. I odtąd zawsze było tak samo, każdy następny ruch reformatorski popełniał błąd polegający na usiłowaniu wprowadzenia wyznania wiary na tyle tylko obszernego, by pomieściło ono poglądy jego pierwszych animatorów.
„KONFEDERACJA KOŚCIOŁÓW” JEST NIEWSKAZANA
Chociaż podziały w Kościele Chrystusowym są bardzo niewłaściwe i całkowicie przeciwne Bożej woli i Jego Słowu, to jednak są one daleko korzystniejsze niż jedność w niewoli papieskiego systemu wiary. Zamiast więc usiłować doprowadzić do zjednoczenia wszystkich sekt w jakiejś jednej „konfederacji kościołów”, która byłaby podobna do papieskiego systemu jedności (tyle tylko, że na wyższym nieco poziomie), i przy pomocy której można by regulować i ograniczać kolejne rozważania i dalszy wzrost, potrzebowalibyśmy czegoś całkiem przeciwnego – należałoby usunąć wszystkie sekty oraz ich zawiłe kreda i wyznania wiary. Zamiast jeszcze ściślejszego wiązania się (w tego rodzaju Unię Konfederacji Kościołów – czyli kołem w kole, podwójnym uwięzieniem), należałoby się pozbyć wszelkiego rodzaju niewoli, z wyjątkiem prostego sprawdzianu nałożonego przez wymagania jednej wiary, raz świętym podanej. Wszystkie sekciarskie nazwy stronnictw powinny zostać odrzucone, a imię Chrystusa winno być jedynym imieniem noszonym przez Jego Kościół.
Takie złamanie sekciarskich ogrodzeń pozwoliłoby prawdziwym dzieciom Bożym na dobrowolne przyjęcie pierwotnego i prostego sprawdzianu „wszyscy jednym jesteście w Chrystusie” – to właśnie byłoby potrzebne. Unicestwiłoby to sekciarską pychę, która tak często udaje prawdziwą chrześcijańską gorliwość i miłość, a skłaniało do rozwijania prawdy, a przez to także przyczyniałoby się do rozwoju prawdziwej gorliwości dla prawdy, której życzyłby sobie nasz Pan dla swoich naśladowców. Określenie Kościół Chrystusowy nie oznaczałoby już dla nikogo więcej: „nasz związek wyznaniowy”, a śpiewając poniższe słowa wszyscy mieliby na myśli ten jeden jedyny prawdziwy Kościół:
Miłuję Kościół ten, o Boże,
Którego mury przed Tobą stoją,
Miły jak oka Twego źrenica,
Który rzeźbiłeś sam ręką swoją.
W takich warunkach, uznając prawdziwy i jedyny sprawdzian, taki jaki został przytoczony powyżej na podstawie pism Pawła, ci, którzy wcześniej przewodzili przeciwnym sobie obozom w dyskusjach na temat rozmaitych zagadnień, połączyliby umysły i serca, by uważnie wyważyć różne stwierdzenia Pisma Świętego. A szczerze poszukując Bożego planu nie za długo zostaliby zgodnie z obietnicą wprowadzeni we wszelką prawdę.
Połączyliby swe ręce i serca jako chrześcijanie, a ponieważ ich umysły pod niektórymi względami nie od razu by się zgodziły, byłoby tylko kwestią krótkiego czasu, by bezstronne rozważanie Bożego planu bez sekciarskich założeń i organizacji, które należałoby koniecznie uwzględnić, doprowadziło także i ich umysły do zupełnej jedności i ogólnej harmonii, nawet jeśli wcześniejszy wzrost ich wiary różnił się zarówno pod względem korzeni, jak i gałęzi. Wszyscy rozumieliby „jednoż”, choć niektórzy mogliby dostrzegać więcej szczegółów niż inni – Filip. 3:16.
Owa wolność, a mimo to zgoda i jedność, która jest skutkiem całkowitej akceptacji Bożej woli i Jego Słowa, nie zostanie jednak ogólnie osiągnięta, z wyjątkiem nielicznych „zwycięzców” obecnego wieku. Pozostali zaś, jak dowodzi Pismo Święte, będą trwali w sekciarskich więzach, a nawet będą rozwijać swą niewolę jedności poprzez tworzenie kościelnego koncernu czy też „konfederacji kościołów” (zob. Iz. 8:12), aż wszystko to zostanie naprawione przy końcu obecnego czasu ucisku poprzez upadek sekciarskich monarchii, jak i obecnych rządów politycznych – Dan. 12:1; Obj. 18:2-5.
W kolejnej epoce, w czasie sądu świata, nie będzie takich wielkich zwodniczych systemów. Obecnie jednak Bóg dozwala na ich istnienie, aby doświadczyć i objawić „zwycięzców”.
Niechaj zatem umiłowani święci, którzy kroczą wąską ścieżką i których imiona „zapisane są w niebie” do próbnego członkostwa w prawdziwym Kościele Chrystusowym, cierpliwie trwają w wielbieniu Boga na sposób, który inni uważają za herezję – w dokładnym rozważaniu i w wierzeniu we wszystko, co jest zapisane w natchnionym Słowie, nawet jeśli miałoby to znaleźć się w konflikcie z ludzkimi wyznaniami wiary i z poglądami tak zwanych wybitnych teologów. Bądźcie na tyle prości, aby przyjąć Boga w Jego Słowie, chociaż kościelne monopole i konfederacje będą starały się świadomie lub nieświadomie przekręcać je dla swojej własnej korzyści.
Uciekajcie z tak zwanych zjednoczeń, które prowadzą jedynie w niewolę. To co jest konieczne, to mniej niż takie zjednoczenia, a nie więcej. Każdy osobiście potrzebuje czuć i praktykować taką wolność w zakresie poglądów, jakiej domaga się obecnie dla siebie każda z sekt. W tym znaczeniu i pod tym względem niewola jedności kościoła pod zarządem papiestwa była najgorszym i najpełniejszym zniewoleniem pojedynczych chrześcijan, zaś całkowite skruszenie wszelkich form sekciarstwa, tak żeby nie było nawet dwóch osób, które czują się zobowiązane do zachowania jednego wyznania wiary (z wyjątkiem podstawowych zasad), byłoby stanem najbardziej pożądanym. Rozbicie papiestwa na setki sekt, z których każda czuła się niezależna od innych, było dobrym dziełem, zmierzającym do urzeczywistnienia wolności, którą Chrystus nas wolnymi uczynił. Choć na początku uznane to było za katastrofę, to jednak wkrótce ruch ten zasłynął jako Reformacja. Teraz zaś pokruszenie owych licznych sekt, tak aby każdy osobiście stał się wolny, jest nieodzowne dla uzyskania pełnego wzrostu w łasce, wiedzy i miłości, na ile to jest obecnie możliwe. Owo rozbicie sekciarstwa, które obecnie uważa się za nieszczęście, zostanie stopniowo uznane za największą z religijnych reformacji. Znaki czasu wskazują, że taka reformacja zbliża się, a Pismo Święte ją zapowiada. Jeszcze trochę światła, jeszcze trochę wiedzy, a spadną sekciarskie kajdany, w które zakute są ludzkie sumienia. A wtedy dopiero zaistnieje jedność zbudowana w oparciu o prawidłowe zasady – jedność serc i zasad, a nie tylko wierzeń i wyznań wiary. Uznając wzajemne swobody osobiste, każdy uczeń Chrystusa będzie się czuł związany z innymi jedynie miłością do Pana i Jego Słowa. Inni zaś zostaną oddzieleni.
Sekciarstwo żałośnie wypaczyło wspaniały obraz jedności w Chrystusie, dany przez naszego Pana tak, jak to zostało zapisane w Ew. Jana 15:1-5. Aby dostosować go do sekciarskich skłonności i przedstawić błąd jako naukę Słowa Bożego, twierdzi się, że „winoroślą” jest cały kościół, a różne „chrześcijańskie” związki wyznaniowe stanowią jej gałęzie. To, że słowa naszego Pana nie zawierają niczego podobnego, musi stać się oczywiste dla każdego, kto w szczerości rozważy to miejsce. Gałązkami są osoby, a każda gałązka jest określona przez Pana według Jego własnego słowa jako „ktoś”. Niechaj ta Pańska ilustracja prawdziwej i właściwej jedności wszystkich latorośli w jednym winnym krzewie w nawiązaniu do odżywiania się tymi samymi sokami, z tych samych korzeni, nauczy nas prawdziwej jedności i osobistej wolności w Ciele Chrystusa.
* * *
Przypuśćmy, że pensje i „diety” wszystkich duchownych, biskupów, księży itp. zostałyby zniesione, że wszystkie kościoły, kaplice i katedry zburzone, wszystkie seminaria teologiczne zlikwidowane, a ich wykładowcy skierowani do innych zajęć, wszystkie chrześcijańskie związki i stowarzyszenia rozwiązane, włączając w to sekciarskie organizacje – jaki byłby tego skutek?
Trudno w to wątpić, że byłoby to ogromne błogosławieństwo ukryte pod pozorami wielkiej i straszliwej katastrofy. Jej skutkiem byłoby zgromadzenie prawdziwych chrześcijan w jedną Bożą rodzinę, a nie w sekciarskie ugrupowanie, po to, by studiować Słowo Boże, a nie ludzkie tradycje i wyznania wiary sformułowane w ciemnych wiekach. Wkrótce też wszystkie dzieci Boże, gdyby im tylko nie przeszkadzać, zaczęłyby też słuchać Bożego Słowa. W rezultacie przyjęto by też jednego Pana, jedną wiarę i jeden chrzest, podczas gdy światowe masy zostałyby szybko uniesione w innym kierunku i zauważalna stałaby się rzeczywista różnica między Kościołem a światem. Pismo Święte wydaje się wskazywać, że tego rodzaju zniszczenie obecnych systemów powinno mieć miejsce, zanim „pszenica” – prawdziwy Kościół – zostanie oddzielona od „kąkolu” – powierzchownych wyznawców. Duch stronniczości i umiłowanie sekt jest tak silne, że najwidoczniej dopiero prawie całkowite zrujnowanie ich wszystkich pozwoli uwolnić dzieci Boże, które obecnie są związane i zaślepione przez sekty i w sektach.
O tej właśnie katastrofie – sekciarskim upadku Babilonu – mówi Księga Objawienia w wizji o siedmiu ostatnich plagach (Obj. 15-18). Cierpienie z nią związane będzie jednak w znacznej mierze duchowym rozgoryczeniem wynikającym z niespełnienienia się sekciarskich nadziei i planów oraz ze zranienia sekciarskiej pychy. Mistrz powiedział: „Przetoż czujcie, modląc się na każdy czas, abyście byli godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma”. Obejmuje to także cierpienie spowodowane plagami, podobnie jak i wszystkie inne niedogodności, które staną się udziałem tego świata, ponieważ pozostaje on w nieświadomości odnośnie rzeczywistego planu Bożego. To właśnie uniknięcie tych plag ma na myśli Objawiciel (czyli nasz Pan – Obj. 1:1), gdy mówi do nas: „Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj. 18:4.
TRZY KONCEPCJE KOŚCIOŁA
———-
„Są dwie koncepcje kościoła, które dla wygody określę jako koncepcję protestancką i katolicką. Protestancki pogląd na kościół głosi, że jest to dobrowolne stowarzyszenie wierzących w Chrystusa; że ci, co mają podobne poglądy na zagadnienia religijne, łączą się w społeczność i wybierają sobie swojego pastora, który od nich następnie wywodzi swoje upoważnienie i autorytet. W konsekwencji mają oni prawo zalecić mu, czego ma nauczać, a czego nie, lub też całkowicie rozwiązać swój kościół i założyć następny, dokładnie tak, jak członkowie klubu lub partii politycznej mają prawo wycofania się i utworzenia nowej organizacji. Protestancka teoria kościoła mówi, że kościół jest zgromadzeniem jednostek, którzy ‘mogą się dowolnie przeorganizować, tworząc nowe kościoły przy każdej takiej reorganizacji’ (ewer). Znów zgodnie z teorią katolicką kościół jest organizacją założoną przez Wszechmogącego Boga raz dla wszystkich, która ma trwać aż do końca czasów i do której zaprasza On ludzi – jest to Jego rodzina, Jego domostwo, Jego Królestwo, Jego miasto. Jego przedstawiciele są upoważnieni przez Boga, a swój nauczycielski autorytet czerpią wyłącznie od Niego. Słowem kościół według katolików nie jest demokracją, lecz imperium, nie republiką, ale królestwem. Jako taki dany został człowiekowi z Boskim autorytetem – jego przedstawiciele znajdują się pod przysięgą, którą składają Wiecznemu Królowi, mają oni usługiwać ludziom w Jego imieniu i dla Niego” – Żywy Kościół [The Living Church].
Brat Wright, który przesłał nam powyższe wycinki, dodaje: „Proszę podaj nam, Bracie Russell, trzeci i poprawny pogląd.”
Przedstawiając prawdziwy pogląd na Kościół, działamy w tej niekorzystnej sytuacji, że od piętnastu stuleci ludziom głosi się jeden z tych dwóch poglądów lub kombinację ich obu, podczas gdy prawdziwa idea Kościoła znikła z pola widzenia około drugiego wieku naszej ery. Owo poprawne ujęcie, tak jak my go pojmujemy, jest następujące:
Kościół Boży, gdy zostanie skompletowany i zorganizowany, będzie wszystkim tym, o czym mówi przytoczona powyżej koncepcja katolicka lub episkopalna. Nie jest on jednak jeszcze kompletny, więc nie jest też zorganizowany. W swej zorganizowanej formie zostanie przyobleczony mocą i będzie „nie demokracją, ale monarchią, nie republiką, ale Królestwem. Jako taki [będzie] dany człowiekowi [światu – w czasie Tysiąclecia] z Boskim autorytetem [i z mocą, która wesprze jego władzę]. Jego przedstawiciele znajdą się [w przyszłości] pod przysięgą, którą złożą Wiecznemu Królowi, i będą usługiwać ludziom w Jego imieniu i w Jego sprawie”. Wszystko to, tak jak to zostało napisane, odpowiada dokładnie nadchodzącemu królowaniu Kościoła, gdy będzie on „błogosławił wszystkim rodzajom ziemi”. Nie będzie to jednak odpowiadało obecnemu stanowi rzeczy. Nie ma obecnie takiej organizacji, która dysponowałaby Boskim autorytetem, aby mogła absolutystycznie zarządzać ludzkością. Nie ma takiej organizacji, która by to dzisiaj czyniła, choć wiemy, że istnieje wiele takich, które uzurpują sobie tego rodzaju prawa w teorii, twierdząc, że powinno się im pozwolić taką władzę sprawować. A wiele innych chętnie by tamtych naśladowało.
To był fatalny błąd, w który kościół zaczął popadać w drugim wieku. Wysiłki urzeczywistnienia tej fałszywej koncepcji znalazły swą kulminację w wyniosłej imperialnej imitacji przyszłego Królestwa, jaką jest papiestwo, które od stuleci usiłuje dominować nad światem, twierdząc, że ma do tego „Boskie upoważnienie”. Owa idea w większym lub mniejszym stopniu przeniknęła i zatruła także koncepcje głoszone przez protestancki kler, który naśladując fałszywe papieskie idee kościoła, także twierdzi, że kościół jest już obecnie zorganizowany, choć ich twierdzenia, że mają „Boskie upoważnienie” do nauczania ludzi i rządzenia światem, są na ogół przedstawiane mniej chełpliwie niż to ma miejsce w przypadku papiestwa.
Kościół Boży nie jest jeszcze zorganizowany. Wręcz przeciwnie – Wiek Ewangelii jest czasem powoływania i doświadczania ochotników gotowych ofiarować się i cierpieć ze swym Mistrzem już teraz, aby przez to udowodnić, że są godni (Obj. 3:4,5,21; 2 Tym. 2:11,12; Rzym. 8:17) tego, by zostać zorganizowani jako współdziedzice Jego Królestwa przy końcu Wieku Ewangelii, kiedy to zostanie ono ustanowione lub też zorganizowane w wielkiej chwale, aby błogosławić światu i nad nim panować z „Boskim upoważnieniem”.
W międzyczasie owi niezorganizowani, a jedynie powołani, którzy starają się uczynić swoje powołanie i wybranie pewnym, by otrzymać udział w Królestwie (2 Piotra 1:10; 2 Kor. 5:9), są jedynie „ochotniczym stowarzyszeniem wierzących”, którzy czują się do siebie przyciągani jedynie siłą wzajemnego wsparcia w usiłowaniu poznania i wykonania woli Mistrza, aby mogli być uznani za godnych obiecanej czci i chwały, a nie po to, by panować nad ludźmi z Boskiego upoważnienia, jako że obecnie takiej władzy nie mają. Jest to „ochotnicze stowarzyszenie” poświęconych, w którym nie ma miejsca na żadną absolutną władzę jednych nad drugimi. Nikomu nie powinno się pozwalać na panowanie nad dziedzictwem Pańskim, gdyż jeden jedyny Pan pozostawił pouczenie: „Ale wy nie nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi” – Mat. 23:8.
Zamiast królewskiej i wielkopańskiej zasady panowania, powszechnej w tym świecie, nasz Mistrz pozostawił wszystkim całkiem inną i przeciwną regułę: „Wiecie, iż ci, którym się zda, że władzę mają nad narody, panują nad nimi, a którzy z nich wielcy są, moc przewodzą nad nimi. Lecz nie tak będzie między wami; ale ktobykolwiek chciał być wielkim między wami, będzie sługą waszym; A ktobykolwiek z was chciał być pierwszym, będzie sługą wszystkich. Bo i Syn człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył, i aby dał duszę swą na okup za wielu” – Mar. 10:42-45.
Pan był najprzykładniejszym sługą. Także między apostołami, ci którzy za przywilej służby Kościołowi płacili najwyższą cenę – jak Paweł, Piotr, Jan czy Jakub – byli owszem poważani przez tych, którzy mieli ducha prawdy, ale w proporcji do ich służby, a nie do tytułów, tog, szat i ludzkich zaszczytów, których w ogóle nie posiadali.
Kościół, czyli zgromadzenie wierzących – praktykantów przyszłej chwały – w swoim „ochotniczym stowarzyszeniu” miał istotnie uznać „nauczycieli”, „pomocników”, „apostołów” itp., ale nie ich ustanawiać. Gdy tylko rozpoznają oni człowieka „potężnego w Pismach”, „sposobnego do nauczania”, zdolnego do objaśniania Boskiego planu, a w szczególności uzdolnionego, by budować ich w najświętszej wierze, winni z zadowoleniem okazać wdzięczność za tę Bożą łaskę wzbudzającą wśród nich takowych sług wszystkich, którzy wspieraliby ich w rozumieniu Jego Słowa. Powinni oni jednak zawsze być bardzo ostrożni, by radując się i dziękując Bogu za tych sług, wymagali w każdym punkcie nauki potwierdzenia: „tak mówi Pan”. Winni oni także na każdy dzień rozważać Pismo Święte, by przekonać się, czy tak się rzeczy mają – czy rozumowanie i argumenty podawane przez nauczycieli zgadzają się z całym świadectwem objawionego planu Boga.
W ten sposób Pan jest nauczycielem dla swych naśladowców, raz po raz posyłając spośród nich samych ludzi, zwracających ich uwagę na prawdy, które zostały przeoczone, lub na szkodliwe błędy, które się zakradły. Owi „cisi” między praktykantami będą słuchali głosu Mistrza, obojętnie przez kogo by przemawiał. Tacy będą wprowadzeni w prawdę i przygotowani do wzięcia w słusznym czasie udziału w organizacji Jego Królestwa. „Poprowadzi cichych w sądzie, a nauczy pokornych drogi swojej” – Ps. 25:9.
Jak się więc okazuje, obydwie koncepcje, zarówno katolicka, jak i protestancka, są błędne. Katolickie ujęcie stosuje przyszłą organizację w obecnym czasie, zaś pogląd protestancki, choć unika pewnych tego rodzaju błędów, ciągle jednak wyznaje ich wystarczająco dużo, by sobie szkodzić, gdyż zamiast uznać wszystkich poświęconych wierzących za „ochotnicze stowarzyszenie”, w którym Bóg powoływałby swych własnych nauczycieli, protestanci usiłują zorganizować się i związać credami oraz wyznaniami wiary w rozmaite sekty, z których każda pragnie utrwalać samą siebie oraz swe idee, a także wybierać i postanawiać własnych nauczycieli w swoich seminariach.
PRAWDZIWY KOŚCIÓŁ
Istnieje dzisiaj wiele organizacji, które uzurpują sobie prawo do nazywania się Kościołem i które wiążą się w rozmaite unie. My jednak chcielibyśmy obecnie wskazać na autorytet Bożego Słowa, które podaje, jaki Kościół ustanowił nasz Pan i jakie są podstawy jego jedności. Po drugie, pragniemy wykazać, że każdy chrześcijanin winien należeć do tego Kościoła. Po trzecie – pokazać szkodliwe skutki łączenia się ze złym kościołem. Oraz po czwarte – gdybyśmy przyłączyli się do prawdziwego Kościoła, jakie byłyby skutki utraty naszego w nim członkostwa.
Po pierwsze, Kościół, który Jezus począł gromadzić w czasie swej służby, i który został uznany przez Jego Ojca w dniu Pięćdziesiątnicy po złożeniu ceny okupu, był jedynie nieliczną gromadką uczniów, którzy poświęcili ziemski czas, talenty i życie na ofiarę dla Boga. Stanowili oni „ochotnicze stowarzyszenie” dla wzajemnego wspierania się. Owo zgromadzenie było pod prawami i zarządem Chrystusa, jego Głowy, czyli uznanego autorytetu władzy. Wiązała ich tylko wzajemna miłość i wspólne zainteresowania. Ponieważ wszyscy zaciągnęli się pod dowództwo Jezusa, nadzieje, obawy, radości, smutki i cele jednego, stawały się udziałem wszystkich. W taki sposób doznawali oni znacznie doskonalszej jedności serc, niż byłoby to możliwe, gdyby wiązało ich jedynie ustanowione przez ludzi wyznanie wiary. I tak ich jedyną podstawą jedności był duch, ich wszechogarniającym prawem – miłość, a wszyscy razem znajdowali się pod posłuszeństwem „prawa ducha”, tak jak zostało ono wyrażone w życiu, działaniu i słowach ich Pana. Ich zarządzeniami była wola tego, który powiedział: „Jeśli mię miłujecie, przykazania moje zachowajcie.”
Są dwa znaczenia, w których można rozważać zagadnienie prawdziwego Kościoła Chrystusowego. Wszyscy, którzy tak jak pierwotny Kościół, całkowicie poświęcili się, by czynić wolę Ojca, poddani będąc jedynie woli i zarządzeniom Chrystusa i nie okazując posłuszeństwa niczemu innemu – ci właśnie, owi święci, od początku Wieku Ewangelii aż do jego końca, gdy tylko wszyscy z tej klasy zostaną zapieczętowani, stanowić będą
„KOŚCIÓŁ PIERWORODNYCH,
których imiona zapisane są w niebie”. Ci wszyscy mają takie same dążenia, nadzieje i cierpienia, a w słusznym czasie staną się współdziedzicami z Chrystusem Jezusem owego wielkiego dziedzictwa – odziedziczą oni Królestwo, które Bóg obiecał tym, którzy Go miłują.
W innym znaczeniu klasa ta została uznana poprzez uhonorowanie jej części jako reprezentacji całości. W tym sensie o wszystkich żyjących z tej klasy można mówić jako o Kościele. Tak samo więc każda część owej klasy żyjących naśladowców, która ma możliwość się ze sobą spotykać, może być słusznie nazywana Kościołem, ponieważ tam, gdzie gromadzą się dwaj lub trzej w imieniu Pana, tam obiecał On być między nimi. A wobec tego ich spotkanie jest zbieraniem się kościoła – zgromadzeniem „kościoła pierworodnych”. Stanie się ono walnym zgromadzeniem, gdy cały Kościół takim się stanie i zostanie uwielbiony wraz z ich Głową.
Taka jest więc nasza definicja Kościoła Chrystusowego. Została ona doskonale zilustrowana przez Pawła (Rzym. 12:4,5), gdy porównuje on Kościół do ludzkiego ciała. W obrazie tym głowa wyobraża naszego Pana, a wszyscy, którzy do Niego należą, tworzą Jego Ciało, nad którym Głowa panuje. Jezus był i zawsze będzie Głową dla swojego Kościoła jako całości. Jest on także Głową i Władcą całego żyjącego Kościoła. Także w każdym zgromadzeniu, gdzie spotykają się dwaj lub trzej w Jego imieniu (gdy Jego Słowo jest upragnione i poważane), jest On Głową, Władcą i Nauczycielem – Efez. 1:20-23.
Gdyby ktoś zapytał, w jakim sensie On uczy, odpowiedzielibyśmy – przez zastosowanie w praktyce charakteru Głowy, czyli Nauczyciela, poprzez korzystanie z nauki jednego – lub większej ilości – z Jego narzędzi do rozwijania prawdy, przez wzmacnianie wiary, ośmielanie nadziei, pobudzanie gorliwości itp., dokładnie tak, jak głowa ciała może nakazać jednym członkom, by usługiwały innym. Tutaj jednak potrzebne jest słowo przestrogi: Jeśli ktoś stanie się tak użytecznym członkiem jak prawa ręka, powinien się strzec, by nie przejmować pozycji i władzy Głowy w celu forsowania swych własnych słów i koncepcji jako jedynie słusznej prawdy. Zawsze powinien on pamiętać, że jego najwyższym zaszczytem jest pełnienie roli palca wskazującego lub też narzędzia mówczego do wyrażania woli jedynego Pana i Mistrza. Niechaj się taki nie nadyma, gdyż pycha paraliżuje i czyni bezużytecznym. „Ale wy nie nazywajcie się mistrzami [nauczycielami]; albowiem jeden jest mistrz [Głowa] wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi”. Również niechaj pomniejsze członki nie pogardzają swoimi urzędami, bo „jeśliby wszystkie były jednym członkiem, gdzieżby było ciało?” „I owszem daleko więcej członki, które się zdadzą być najmdlejsze w ciele, potrzebne są”. „Ale teraz Bóg ułożył członki, każdy z nich z osobna w ciele, jako chciał” – 1 Kor. 12:12-31.
Jakże prosty, piękny i skuteczny jest Boży plan owego „ochotniczego stowarzyszenia” Jego dzieci.
To doprowadza nas do drugiego zagadnienia, to jest, że wszyscy chrześcijanie powinni być przyłączeni do takiego stowarzyszenia lub grupy inicjatywnej. W świetle tego, co zostało już powiedziane odnośnie klasy wchodzącej w skład Kościoła powoływanego przez Pana, jest oczywiste, że jeśli wyrzekłeś się całej swojej woli, talentów, czasu itp., zostałeś uznany przez Pana za aspiranta do członkostwa w Kościele, którego On jest Głową, i którego imiona zapisane są w niebie. W taki sposób przez poświęcenie przyłączamy się do prawdziwego Kościoła, a nasze imiona zostają odnotowane w niebie. Ktoś jednak powie: Czy nie muszę jednak przystąpić do jakiejś organizacji na ziemi, opowiedzieć się za którymś z wyznań wiary i pozwolić, by moje imię zostało zapisane na ziemi? Nie! Pamiętaj, że to Pan jest naszym wzorem i Nauczycielem, a w żadnym z Jego słów czy czynów nie znajdziesz ani jednej podstawy do tego, by zobowiązywać się do przyjmowania jakiegoś creda czy tradycji ludzkiej, z których wszystkie mają skłonność do tego, by czynić Słowo Boże bezużytecznym i zniewolić cię, co przeszkodzi w twoim wzroście w łasce i znajomości, przed czym Paweł znów przestrzega nas, mówiąc: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” – Gal. 5:1.
Ktoś inny znów powie: Jeśli nie jest rzeczą właściwą przyłączyć się do któregoś z istniejących nominalnych kościołów, to może należałoby założyć jakieś własne zauważalne stowarzyszenie? Tak, to jest to, co właśnie tworzymy – stowarzyszenie ukształtowane na wzór pierwotnego Kościoła. Uważamy, że powróciliśmy do pierwotnej prostoty. Pan Jezus jest naszą Głową i Prawodawcą. Duch święty jest naszym tłumaczem i przewodnikiem prowadzącym nas do prawdy. Imiona nas wszystkich zostały zapisane w niebie. Czujemy się związani miłością i wspólnymi zainteresowaniami.
Pytasz, w jaki sposób się wzajemnie rozpoznamy? My zaś pytamy, jak my mielibyśmy pomagać we wzajemnym rozpoznawaniu się, skoro duch naszego Mistrza przejawia się w słowach i w czynach, w sposobie postępowania i w wyglądzie? O tak, żywa wiara, niekłamana miłość, wytrwałość, łagodność i dziecięca prostota połączone z dojrzałą wytrwałością i gorliwością znamionują synów Bożych i nie potrzebujemy ziemskich list członkowskich, ponieważ imiona wszystkich takich ludzi zapisane zostały w Barankowej księdze żywota.
Chorzy potrzebują odwiedzin i wsparcia? Oni natychmiast gotowi są poświęcić swój czas. Gdy praca Pańska wymaga nakładów finansowych – oni pierwsi poświęcą swoje środki. Jeśli praca ta zhańbi ich przed światem i zwyrodniałym nominalnym kościołem – oni ofiarowali Bogu także swoją reputację i wszystko inne.
Zapytasz jednak: A w jaki sposób mamy postępować z kimś takim spośród nas, który nie postępuje porządnie? Jeśli nie mamy żadnej organizacji, podobnej do tych, które widzimy wokół, w jaki sposób uwolnimy się od takiego człowieka, zgodnie z tym, czego Pan od nas oczekuje? Odpowiadamy: Postępuj dokładnie tak, jak nakazał Jezus i Paweł.
Obecnie, tak jak w pierwotnym Kościele, pojedynczy członkowie znajdują się na różnych poziomach osobistego rozwoju. Apostoł Paweł mówi (1 Tes. 5:14), że niektórzy są bojaźliwi i trzeba ich pocieszać, niektórzy są słabi i ich trzeba podtrzymywać, że choć trzeba być cierpliwymi względem wszystkich, to należy także upominać niesfornych (którzy dają się sprowadzić z drogi wyznaczonej przez prawdziwego ducha Chrystusowego). Nie należy mylić niesfornych z bojaźliwymi, by ich pocieszać, ani też ze słabymi, by ich wzmacniać, ale trzeba w cierpliwości, z miłością upominać niesfornego. Kogo nazywa on niesfornym? Bez wątpienia jest wiele sposobów niesfornego (niezdyscyplinowanego) postępowania, ale w 2 Tes. 3:11 mówi on o takich, którzy w ogóle nie pracują, tylko zajmują się niepotrzebnymi sprawami. Upomina ich, by pracowali, tak jak on pracował, żeby nie być dla nikogo ciężarem. Jeśli zaś ktoś nie chce pracować, niechaj też i nie je. On sam tak postępował, aby być przykładem dla innych. Przestrzega także przed niemoralnymi i niesprawiedliwymi ludźmi, a także przed tymi, którzy przekręcają Pismo Święte i w ten sposób obracają Prawdę Bożą w kłamstwo. Następnie znów w wersecie 14 (2 Tes. 3:14) mówi, że po ostrzeżeniu takiego kogoś: jeśli „jest nieposłuszny […] tego naznaczcie, a nie mieszajcie się z nim, aby się zawstydził; wszakże nie miejcie go za nieprzyjaciela, ale napominajcie jako brata.” – 2 Tes. 3:6-14; 1 Kor. 5:11; Efez. 5:6-11; Rzym. 16:17; 2 Jana 9-11; Gal. 1:8,9; Tyt. 3:10.
Znów nasz Pan daje wyraźne przepisy odnoszące się do zgorszenia między dwoma braćmi. Mat. 18:15-17: „A jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź, strofuj go między tobą i nim samym: jeśli cię usłucha, pozyskałeś brata twego. Ale jeśli cię nie usłucha, przybierz do siebie jeszcze jednego albo dwóch, aby w uściech dwóch albo trzech świadków stanęło każde słowo. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi [zgromadzeniu braci, którzy się razem zbierają]; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik.” Jeśli pod przywództwem naszego Wodza przestrzegalibyśmy Jego przykazań – co powinno mieć miejsce, jeśli naprawdę Go miłujemy – niewiele byłoby nieporozumień i trudności między braćmi – Żyd. 10:25.
Owo stowarzyszenie posiada swoich ewangelistów, pasterzy i nauczycieli, wskazywanych i wyznaczanych przez Pana. (1 Kor. 12:28.) Nie potrzebują oni nałożenia rąk z namaszczenia tak zwanej sukcesji apostolskiej, ponieważ „Duch Panującego Pana pomazał” wszystkich członków Jego Ciała, aby opowiadali Ewangelię oraz dokonywali innych dzieł opisanych w Iz. 61:1, a obowiązkiem każdego członka Ciała jest sprawowanie swego urzędu w celu budowania innych członków. W prawdziwym Kościele wszyscy są kapłanami, jest to stowarzyszenie kapłanów, a nie stowarzyszenie pod kontrolą kleru czy klasy kapłańskiej (1 Piotra 2:9). Jest tylko jeden wielki Biskup, czyli Nadzorca, który wzbudza i posyła od czasu do czasu swych własnych specjalnych wysłanników, aby odkrywali prawdy, obalali błędy, itp. Luther wydaje się być jednym z nich, także Wesley i inni. Jednak nasz Pan zachowuje swoje Biskupstwo, zgodnie z tym, co powiedział apostołom (1 Piotra 2:25). Jakże doskonałe jest owo ochotnicze zjednoczenie Kościoła Chrystusowego, którego członkostwo wynika z zapisu w niebie, ze związku miłości i rządów ducha. Jakże smutny jest błąd polegający na myleniu kościoła nominalnego z rzeczywistym.
Nie trzeba nikogo przekonywać o tym, jak ważne są nasze cztery tezy. Byłoby to istotnie strasznym nieszczęściem, gdybyśmy utracili członkostwo w prawdziwym Ciele Chrystusa. A żaden członek nie jest wolny od tego zagrożenia, jeśli nie strzegłby pilnie swojej starej natury, która uznana została za martwą, aby nie powracała ponownie do życia i nie ujawniała się w postaci pychy, samolubstwa, zawiści, obmowy i wielu innych jeszcze grzechów. Zaś napełnieni miłością – miłością, która domaga się ofiary – przyobleczeni pokorą i przykryci zbawczą krwią, możemy czuć się bezpieczni w Kościele (Ciele), mając zapewnienie, że „upodobało się Ojcu naszemu dać nam królestwo”.
O tak, królestwo jest chwalebnym przeznaczeniem prawdziwego Kościoła – „maluczkiego stadka” – obecnie kroczącego drogą upokorzenia, wychylającego do dna gorzki puchar śmierci. Chwała, która zostanie w nas objawiona, na razie zauważalna jest jednie oczyma wiary, zaś pokusy i próby widoczne są na każdym kroku. „Bójmyż się tedy, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia jego, nie zdał się kto z was być upośledzony” – Żyd. 4:1.
W taki sposób Paweł ostrzega innych i taką bojaźń sam żywił, „aby innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor. 9:27). Nasze imiona mogą zostać odrzucone jako nie nadające się z punktu widzenia członków nominalnego kościoła, ale radujmy się i weselmy się, że imiona nasze zostały zapisane w niebie. Mogą oni patrzeć na was krzywym okiem, mogą was oczerniać, kłamliwie mówić wszystko co złe przeciwko wam lub też mogą oni starać się pozyskać was ponownie przez pochlebstwo, przekonując, że nie powinniście zaprzepaszczać swych szans, że moglibyście tak wiele osiągnąć, gdybyście tylko z nimi zostali. Ach, jakże potrzebna jest w owym „złym dniu” wiara, która:
Nieporuszona świata złym spojrzeniem,
Nie zważa na pochlebny gest.
Wśród fal utrapień kroczy niezachwiana
Szatańskie sidło nie straszne jej jest.
Najdrożsi, raz jeszcze powtórzmy sobie ostrzeżenie: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli. – Nie poddawajmy się mu nawet w najmniejszym stopniu.
WSPÓLNOTA CHRZEŚCIJAŃSKA
Ludzkość pragnie wspólnoty. W ostatnich latach ludzie o rozwiniętej moralności powszechnie zaspokajają to pragnienie w nominalnych kościołach protestanckich – w ich komitetach, na spotkaniach, zebraniach modlitewnych itp. Taka wspólnota i takie oddziaływanie przyczyniły się znacznie do poprawienia atmosfery, moralności, a także odnośnych standardów w świecie. Jednak wspólnoty takie rzadko zasługują na miano społeczności chrześcijańskiej, ponieważ to nie Chrystus i Jego Słowo, lecz światowe ambicje, pycha, ubiory, wygląd, plotkarstwo stanowią na ogół podstawę i przedmiot takiej wspólnoty. Tak więc nie uznając organizacji kościelnych za kościoły jako takie, szanujemy je jako najwyższy rodzaj światowych atrakcji. Nawet jeśli często uprawia się w nich pychę, zawiść, nienawiść i skandale, to jednak zło, jakie je charakteryzuje, nie jest tak wielkie jak występki, które plenią się poza owymi szkołami moralności.
Ponadto u wielu pojawia się myśl o wpływie wywieranym na żonę czy męża, dzieci, rodzeństwo czy przyjaciół. Obawiają się, że ich wystąpienie z kościoła i przyznanie, że w rzeczywistości jest on, podobnie jak wszystkie inne, instytucją światową i niezadowalającą, może zniechęcić inne osoby do członkostwa w kościołach, a przez to przynajmniej do zewnętrznego wyznania Chrystusa. I co dalej? Być może następnej zimy ich klub społeczny przeżyje odrodzenie religijne. Być może dzięki importowanym „ożywieniowcom”, pieśniom, modlitwom, kazaniom – gorącym od opisów i aluzji do wiecznych mąk, czekających tych wszystkich, którzy nie przyłączą się do którejś z sekt, uda się zwieść jeszcze kogoś, by przyjął zewnętrzne formy pobożności, pozbawione jej rzeczywistej mocy. A tymczasem oni przez wycofanie się odsunęliby się od pomocy w tym dziele. I co wtedy?
I wtedy stałoby się o wiele lepiej, odpowiadamy. Jeśli przekonujemy się, że Boże imię i charakter są hańbione za sprawą błędnych wyobrażeń prezentowanych przez wszystkie denominacje chrześcijańskie, to dlaczego mielibyśmy chcieć, by nasze dzieci i przyjaciele przyłączali się do towarzystwa, które przyjmuje tak hańbiące wyznania, czyli fałszywe wierzenia? W jakim celu mielibyśmy chcieć przyłączać się do pracy, która jest tak bardzo sprzeczna ze wszystkim, czego nauczał i co praktykował nasz Pan wraz ze swymi apostołami, która tak błędnie przedstawia ludziom poszukującym Boga sposób Jego odnalezienia i która zwodzi pokutujących, nie ukazując rzeczywistego „Kościoła Boga żywego”, którego członkowie mają imiona zapisane w niebiosach? Dlaczegóżby człowiek, który znalazł Prawdę, albo raczej który został odnaleziony przez Prawdę w obecnym czasie żniwa, nie miałby być zadowolony, mogąc wykorzystać każdą cząstkę swoich możliwości oddziaływania na rzecz prawdy i przeciwko owym błędom, które wiążą tak wielu drogich nam Bożych świętych?
Z pewnością, im bardziej jesteśmy świadomi, tym bardziej jest nam przykro, że tyle naszych sił poświęciliśmy w przeszłych latach na wspieranie błędu, który hańbił Boga i zniewalał Jego dzieci. Tym bardziej też powinniśmy dążyć do tego, by tak szybko, jak to tylko możliwe, zmienić nasze nastawienie, tak by nasze przyszłe wysiłki na rzecz prawdy mogły z nawiązką zrównoważyć to, co wcześniej uczyniliśmy dla szerzenia błędu. A jeśli stwierdzamy, że zrzucenie z siebie więzów sekciarstwa jest tak trudne i bolesne, to tym gorliwiej winniśmy się starać oszczędzić naszym dzieciom podobnego bólu. Zewnętrzne wyznawanie zupełnego poświęcenia Chrystusowi, jeśli nie odpowiada to rzeczywistości, oraz udawanie wiary w creda, w które się nie wierzy, stanowi szkodę dla każdego, kto tak postępuje. Lepiej jest uczyć nasze dzieci, by były szczere z sobą, z innymi i przede wszystkim z Bogiem, niż pokazywać im, jak ośmieszać się przez nieszczere wyznania. Będzie to dla nich korzyścią zarówno teraz, jak i daleko bardziej w przyszłym „czyśćcu”. Zobacz broszura nr 17 – „Czyściec”.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że potrzebujemy wspólnoty. A niedostatek właściwego jej rodzaju w kościołach nominalnych winien zbliżać nas do Pana, byśmy mogli tym więcej doceniać wartość Jego miłości, Jego Słowa, Jego społeczności, a także miłości i wspólnoty ze wszystkimi, którzy stanowią Jego prawdziwą rodzinę w duchu. Wtedy też prędko nauczymy się doceniać słowa naszego Mistrza, które są tak samo aktualne w odniesieniu do dzisiejszych światowych kościołów, jak były za Jego dni – „Nie dziwujcie się, […] jeśli was świat nienawidzi”; „Wiedzcie, żeć mię pierwej, niżeli was, miał w nienawiści”; „Nie wiecież, iż przyjaźń świata jest nieprzyjaźnią Bożą?”. W taki sposób, coraz bardziej oddzieleni od ludzi światowo usposobionych, dowiemy się, co miał na myśli Apostoł, gdy pisał: „My wiemy, żeśmy przeniesieni z śmierci do żywota, iż miłujemy braci”. Nasza miłość do Jezusa, jako starszego Brata, będzie stawała się coraz mocniejsza, wywierając wpływ na wszystkie nasze myśli, słowa i uczynki. Będzie też pobudzała nas do miłości względem wszystkich, którzy są do Niego podobni. Uczucie to zaś nie będzie zależne od bogactwa, urody czy pozycji społecznej. I tylko ci, którzy choćby do pewnego stopnia wzrośli w duchu i podobieństwie naszego Odkupiciela, mogą docenić taką poradę i tego rodzaju wspólnotę. Inni będą miłować ludzi światowych, ponieważ miłość Ojca jeszcze się w nich nie rozwinęła i ponieważ nie znienawidzili oni jeszcze każdej złej drogi.
PRAWDZIWY KOŚCIÓŁ NIE JEST SEKTĄ
Kościół Chrystusowy nie jest ani sektą, ani połączeniem sekt. Jest jeden i niepodzielny. Tworzy go Chrystus i wszyscy, którzy są z Nim zjednoczeni, połączeni żywą wiarą w Jego odkupieńcze dzieło za nich oraz przez zupełne poświęcenie dla Niego, Jego dzieła – aż do śmierci. Ten prawdziwy Kościół został przedstawiony przez naszego Pana pod postacią winnego krzewu, którego gałązkami są indywidualnie wszystkie naprawdę do Niego należące osoby.
Słownik Webstera definiuje słowo ‘sekta’ [ang. ‘sect’] w następujący sposób: „Odcięta część […], stąd też grupa ludzi, którzy oddzielili się od innych ze względu na jakąś szczególną naukę lub zestaw poglądów, które dla nich są wspólne”.
Opis ten dobrze pasuje do różnych wyznaniowych grup chrześcijańskich. Wszystkie oddzielają się od innych chrześcijan. Wszystkie czynią tak ze względu na pewną naukę lub zestaw poglądów, które dla nich są wspólne. Jednak członkowie prawdziwego Kościoła są indywidualnościami, każdy z osobna; są zjednoczeni z Chrystusem, a nie ze sobą wzajemnie. Tak jak szprychy u koła, z których każda oddzielnie umocowana jest do piasty, tak każdy członek Ciała Chrystusa w swym wewnętrznym, duchowym życiu związany jest jedynie z Chrystusem. A tak jak obręcz stabilizuje i zapewnia jedność działania wszystkich szprych na ich końcach, tak też miłość, „więź doskonałości”, jest jedynym zobowiązaniem, które powinno być dopuszczalne między tymi, których wola została pogrzebana w Chrystusie.
Nasz Pan oświadczył, że nie przyszedł, by łatać czy naprawiać judaizm. Nie zamierzał wlewać nowego wina swych nauk do starych bukłaków judaizmu. Wynika z tego, że chrześcijaństwo nie jest schizmą, czyli sektą lub odłamem judaizmu. Przeciwnie, stanowi ono nowy system nauk religijnych opartych na nowym przymierzu, zawartym między Bogiem a człowiekiem przez Chrystusa jako pośrednika, którego krew zapieczętowała owo nowe przymierze i sprawiła, że zaczęło ono działać.
Jedynym sprawdzianem społeczności – bycia chrześcijaninem, który jest naprawdę zjednoczony z Chrystusem przez wiarę i poświęcenie – jest zatem rzeczywiste poświęcenie i prawdziwa wiara. Jednak znaczenie pełnego poświęcenia myśli, słowa i uczynku chętnie bywa doceniane również przez takie osoby, które mimo to kwestionują znaczenie prawdziwej wiary dla rzeczywistego członkostwa w Chrystusie – wiary, która została na początku podana świętym przez naszego Pana i Jego apostołów. Prawdziwą wiarą jest to, że wszyscy są grzesznikami, znajdującymi się pod sprawiedliwym potępieniem Bożym, sprowadzonym przez upadek, oraz że Chrystus Jezus, nasz Pan, umarł za NASZE GRZECHY według Pism i został wzbudzony z martwych przez Ojca, który zapewnił w ten sposób nas wszystkich, że ofiara za grzech, złożona za nas przez Chrystusa, była doskonała i całkowicie wystarczająca dla uwierzytelnienia i zapieczętowania Nowego Przymierza, dzięki któremu wszyscy należący do rodu Adamowego, którzy cierpią na chorobę grzechu, ale pragną pogodzić się z Bogiem, mogą zostać usprawiedliwieni i odzyskać Jego miłość, łaskę i błogosławieństwo (1 Kor. 15:3,4; Rzym. 5:1,6,12,18). Kto zachowuje tę prostą wiarę, jest wierzącym, członkiem „domu wiary”. Każdy, kto posiadając tę wiarę, zupełnie poświęca się Panu na służbę, jest ochrzczonym wierzącym, członkiem – na okresie próbnym – jedynego, prawdziwego Kościoła, którego członkowie mają imiona zapisane w niebie. Jeśli będzie uczestniczył w chrześcijańskim biegu tak, jak się do tego zobowiązał przymierzem, otrzyma nagrodę i stanie się członkiem wybranego Kościoła w chwale, któremu Pan zagwarantował miejsce na swym tronie.
Taka jest podstawa naszej nadziei, jedyny fundament, którego nie mógł założyć żaden człowiek. Założył go dla nas Bóg (1 Kor. 3:11), albowiem „gdy jeszcze byliśmy grzesznymi, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:8), „sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga” (1 Piotra 3:18). Uświadamiając sobie, że jesteśmy grzesznikami pod potępieniem śmierci oraz że możemy uzyskać pokój z Bogiem i zostać usprawiedliwieni do życia przez przyswojenie sobie zasług Jego śmierci, chętnie przyjmujemy Go za swojego Odkupiciela. „Mamy odkupienie przez krew jego, to jest odpuszczenie grzechów” (Efez. 1:7). Na tym polega usprawiedliwienie. Będąc w ten sposób usprawiedliwieni przez wiarę, mamy pokój z Bogiem. Następnie, uzmysławiając sobie, że ci, którzy zostali w ten sposób odkupieni, nie mogą spędzić reszty życia dla samych siebie i własnych przyjemności, lecz powinni oddać się Temu, który za nich umarł (2 Kor. 5:14,15), poświęcamy się na Jego służbę.
Po ugruntowaniu się na tym fundamencie, należy następnie rozwijać w życiu pomniejsze nauki i zasady. W tym duchu jesteśmy zachęcani przez Apostoła (2 Piotra 1:5-8), byśmy dodali do tej wiary rozmaite łaski i owoce – cnotę, umiejętność, powściągliwość, cierpliwość, pobożność, braterską łaskę i miłość.
Taka była wiara pierwotnego Kościoła i taka jest też wiara wszystkich, którzy w sposób uprawniony noszą imię Chrystusa. Tylko oni mogą też słusznie być nazywani chrześcijanami. To prawda, że pierwotny Kościół rozwinął coś więcej niż tylko te podstawowe zasady, by móc korzystać z „twardego pokarmu” i wraz ze wszystkimi świętymi rozumieć głębokie rzeczy Boże. Mimo to „niemowlęta w Chrystusie” i ci, „którzy przez przyzwyczajenie mają zmysły wyćwiczone”, należeli do jednej rodziny – „wszyscy wy jednym jesteście w Chrystusie Jezusie”. Nie należało porzucać tamtych zasad przez zastępowanie ich innymi teoriami, ale rozwijać się na fundamencie, tak jak to zostało powyżej wytłumaczone. Osoby bardziej zaawansowane w łasce i nauce znosiły ułomności słabych, wszyscy razem i każdy osobno starając się o dalszy wzrost w łasce i znajomości. Tam gdzie przestrzegane były apostolskie zasady, nie mogło być mowy o sektach czy o podziałach w owym Ciele. Dopiero wtedy, gdy w zgromadzeniach zaczął się rozwijać błąd, Paweł pisał do niektórych: „Słyszę, że są między wami podziały (sekty) i częściowo w to wierzę. Gdyż z tego, co dowiedziałem się o waszej światowości i błędach, które się między wami pojawiły, jest oczywiste, że muszą się pojawić też podziały, ponieważ ci, co naprawdę należą do Pana, nie mogą mieć społeczności z bezowocnymi uczynkami ciemności, lecz raczej muszą je strofować” – 1 Kor. 11:18,19.
Podziały wywoływały sprzeciw w jedynym prawdziwym Kościele, a wszyscy apostołowie nauczali, że jest jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest. Jest jedna owczarnia i jeden Pasterz (1 Kor. 12:25). Chrześcijanie stanowią odrębną klasę ludzi – odłączoną od świata, od grzeszników i od wszystkich innych – gdyż przyjęli zbawienie przez odkupienie we krwi Chrystusa. Ich wzajemna sympatia i współpraca nie są wymuszone ani doktryną, ani w żaden inny sposób. Łączy ich tylko miłość oraz poczucie wspólnoty zainteresowań w gronie współpielgrzymów i współdziedziców. Nauka o okupie służy jako ochrona każdemu z tych, którzy w taki sposób przynależą do Chrystusa, przeciwko chrześcijanom, którzy tylko przypisują sobie imię Chrystusa, lecz negują oraz ignorują fundamentalną część Jego dzieła. Nie tyle zbiorowo, co indywidualnie, święci nie powinni mieć żadnej społeczności z uczynkami ciemności – Efez. 5:11.
Nie ma w tym nic dziwnego, że Szatan stara się dzielić i odłączać owce. Usiłuje on stawiać ogrodzenia w rodzaju denominacyjnych wyznań wiary, które przeszkadzają niektórym owcom w udaniu się za Pasterzem na zielone pastwiska oraz do żywych wód prawdy. Ma to sens, patrząc z jego punktu widzenia. Dziwne jest jednak to, że udaje mu się ograniczyć swobodę rozsądnego myślenia u tak wielu ludzi, którzy zaczynają myśleć, iż wyznacznikiem duchowości jest stwierdzenie: Jestem z Lutra luteraninem, ja z Kalwina albo Knoxa – prezbiterianinem, ja z Wesleya – metodystą, i tak dalej. Tymczasem apostoł Paweł powiedział pewnego dnia, kto jest zagrożony duchem sekciarstwa: Ten, kto mówi: jam Pawłowy, ja Apollosowy, a ja Piotrowy. Czyż nie jesteście cieleśni? Czy takie myślenie nie jest całkiem sprzeczne z duchem Chrystusowym? „Czy rozdzielony jest Chrystus?”. Czy Paweł, Piotr albo też Knox, Kalwin, Wesley lub ktokolwiek inny, z wyjątkiem Chrystusa, umarł za wasze grzechy i was odkupił? Powinni być oni poważani jako słudzy Chrystusa i Kościoła, powinni być jak najbardziej szanowani za to, czego dokonali, ale określanie Oblubienicy jakimkolwiek innym imieniem poza imieniem Oblubieńca jest rzeczą jawnie niewłaściwą.
Ach, oby wszyscy mogli zrozumieć to, że w oczach Bożych jest tylko jeden Kościół, którego członkowie zapisani są w niebie, i że Bóg nie może i nie zamierza uznawać żadnego podziału w prawdziwym Kościele ani nawet okazywać zrozumienia dla takiego działania. Nie uznaje On ograniczających wyznań wiary, które doprowadzają do tego, że tak wiele owiec zostało uwięzionych i pozbawionych pokarmu. Jak wykazaliśmy, wzniósł On tylko jedno ogrodzenie wokół swej owczarni. Wewnątrz jest mnóstwo miejsca, zarówno dla jagniąt, jak i dla w pełni dojrzałych owiec.
PRZYPOWIEŚĆ O FAŁSZYWYCH OWCZARNIACH
Wyobraźcie sobie piękne, obszerne pastwisko otoczone mocnym i wysokim ogrodzeniem (prawem Bożym), w obrębie którego znajdują się wszystkie owce, ale nie istnieje żaden inny sposób dostania się do tej zagrody (stanu usprawiedliwienia), jak tylko przez Chrystusa, który jest drzwiami – wiara w Jego ofiarę za grzech stanowi jedyną drogę wiodącą do owczarni. Każdy, kto dostaje się do tej zagrody jakąkolwiek inną drogą, jest złodziejem i rabusiem. Takie jest pastwisko przygotowane przez Dobrego Pasterza dla owiec, które do Niego należą i za które złożył On swoje życie. Do tej prawdziwej zagrody Chrystusa weszło spore stado owiec. Należą one do prawdziwego Pasterza. Rozglądamy się jednak po zielonych niwach i zauważamy, że tylko nieliczne owce, doprawdy malutkie stadko, wydają się mieć przyjemność w korzystaniu z wolności całej zagrody – wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił. A gdzie są inni? Patrzymy, a oto za drzwiami, po obu stronach ścieżki, znajdują się małe zagrody. Nad każdą z nich widnieje jakiś napis – prezbiterianie, metodyści, baptyści, adwentyści, katolicy rzymscy i greccy, episkopalianie, luteranie itd. Patrząc na te ich komórki, zauważamy, że różnią się między sobą. Jedne zbudowane są jak więzienia, z żelaznymi kratami, ogrodzeniami i łańcuchami, inne są mniej surowe, a niektóre mają jedynie wyznaczone „nieprzekraczalne granice” i owce rozumieją, że nie wolno im poza nie wychodzić.
Owe zagródki pełne są owiec, ale są to zwierzęta słabe, delikatne i chorowite, gdyż cierpią na brak właściwego ruchu i świeżego, pożywnego pokarmu. Są regularnie karmione, ale tylko łuskami, czasami z dodatkiem odrobiny mleka. Jedzą bez zamiłowania i nie mają z tego pożytku. Wiele z nich wygląda mizerniej i biedniej niż na początku, gdy znalazły się w zagrodzie. Inne znów oślepły. Ale, o dziwo, wszystkie wydają się być absolutnie zadowolone, każda ze swojej zagródki, i rzadko się zdarza, że któraś próbuje uciec.
Zauważyliśmy także, że zostali wyznaczeni podrzędni pasterze, by pomagać paść owce. To oni właśnie zbudowali owe zagródki, najwyraźniej bez zezwolenia Głównego Pasterza.
Nie mogąc zrozumieć, dlaczego owce pozwoliły się tak ogrodzić, przyglądamy się, w jaki sposób zostały zwiedzione, by znaleźć się za tymi różnymi ogrodzeniami. Gdy weszły do owczarni przez jedyne drzwi (wiarę w Chrystusa), każdy podrzędny pasterz starał się je przekonać, że konieczne jest znalezienie się w jednej z owych mniejszych zagród oraz że najlepsza jest właśnie ta, którą on reprezentuje. W rezultacie niemal wszystkie owce, które weszły do owczarni, zostały uwięzione, gdyż zaufały podrzędnym pasterzom i udały się za większością. Jedynie nieliczne z nich przeszły obok i cieszyły się wszystkimi swobodami owczarni. Podrzędni pasterze cały czas starali się przekonać własne owce, że wolne owce to heretycy i że są na najlepszej drodze do zagłady.
Obserwowaliśmy całą tę sytuację, by zobaczyć, jak się ona zakończy, gdyż zauważyliśmy, że niektórzy oczekiwali na Głównego Pasterza, a wiedzieliśmy, że miał przybyć niedługo. Byliśmy więc ciekawi, czy zaakceptuje On te podziały i zniewolenie Jego trzody. Prawie wszyscy podrzędni pasterze twierdzili, że Jego przyjście jest jeszcze bardzo odległe.
Ostatnio usłyszeliśmy o wielkiej radości między wolnymi owcami. Przekonaliśmy się, że Główny Pasterz przybył cicho, w sposób niezauważalny („jako złodziej”), ale został rozpoznany przez niektóre z owiec. To dlatego się radują. Niektóre z owych uwięzionych również usłyszały głos Pasterza. Patrzyły, przysłuchiwały się, ale trudno im było uwierzyć. To jednak naprawdę był głos Pasterza, który prowadzi i porządkuje swą trzodę. Jego prawdziwe owce usłyszały Jego głos, potępiający ową skłonność do odgradzania się i nawołujący je: „Wynijdźcie!”.
Niektóre z nich przeskoczyły ogrodzenia i wydostały się na wolność, by korzystać z pokarmu udzielanego z ręki Pasterza. Inne były tak słabe i omdlałe z braku pokarmu, że głos ten wywoływał w nich dreszcz oczekiwania, ale nie wyszły, gdyż bały się podrzędnych pasterzy. Widzieliśmy także zza płotu, jak niektóre z wolnych owiec przyniosły pokarm i podawały go przez kraty, karmiąc słabe owce, aż wzmocniły się na tyle, że udało im się przeskoczyć przez płot. W międzyczasie podrzędni pasterze zostali zaalarmowani i zdwoili wysiłki, by przez różne działania zwiększyć kontrolę nad swoimi (?) owcami. Niektórzy oskarżali i wyśmiewali te zza płotu i straszyli owce w swojej zagrodzie. Inni zaś zwiększyli ilość zwyczajowej musztry – czyli pielęgnowania „zewnętrznych pozorów pobożności”.
Czekaliśmy, co wyniknie z tej sytuacji, i ujrzeliśmy niewiernych podrzędnych pasterzy związanych i uderzonych plagami. Widzieliśmy, jak zostały zniszczone więzienne zagrody, aż cała owczarnia stała się dostępna, zgodnie z jej przeznaczeniem, dla jednego stada, pod jedną nazwą, a Głową tego stada był prawdziwy Pasterz, który oddał życie za owce – Jezus Chrystus.
WYNIJDŹCIE Z NIEGO, LUDU MÓJ!
W Obj. 18:4-8 znajdujemy najbardziej dobitne pouczenie naszego Pana odnośnie właściwego zachowania w obecnym czasie. Owa dorada nie zawsze znajdowała zastosowanie. Stała się aktualna od czasu, gdy symboliczny Babilon upadł na skutek Bożego potępienia, co, jak wykazuje proroctwo, nastąpiło w 1878 roku. Według Pisma Świętego Babilon, matka obrzydliwości, przez długi czas błędnie reprezentował prawdę i prawdziwy Kościół, który w znacznej części się w nim znajdował, podobnie jak w pokrewnych mu organizacjach (zob. „Wykłady Pisma Świętego”, tom II, str. 271-282, tom III, str. 135-197). Jednak wyrok jego odrzucenia miał być odłożony aż do czasu „żniwa”.
Wyrażenie: „Wynijdźcie z niego, ludu mój” jasno dowodzi, że pewna ilość prawdziwych świętych Bożych znajdowała się w Babilonie i że do czasu jego upadku Bóg nie sprzeciwiał się, by przebywali w systemach nominalnego kościoła i nie nakazywał im ich opuszczania. W rzeczywistości nawet sam Pan czasami przemawiał zarówno do Babilonu, jak i przez niego, aż do czasu, gdy po zapukaniu do drzwi oznajmił swą obecność. Gdy jednak pewna siebie, choć w rzeczywistości ślepa i nędzna Laodycea nie zwracała na Niego uwagi, na zawsze wyrzucił ją ze swych ust, aby nie była już Jego rzecznikiem – Obj. 3:14-22.
Obecnie jednak rozpoczął się sąd wielkiego dnia Tysiąclecia, który najpierw dotyczy Kościoła i polega na oddzieleniu jego prawdziwych członków od fałszywych i nominalnych.
W celu dokonania owego rozdzielenia, prawda – ów „miecz ducha”, ostrzejszy od miecza obosiecznego – została dobyta z pochwy. Rozgrywający się obecnie konflikt między prawdą a błędem, światłem a ciemnością, ma na celu sprawdzenie, przesianie i oddzielenie „synów światłości”, którzy umiłowali prawdę, od synów ciemności, którzy kochają się w błędzie. Jak już wykazywaliśmy, drugie przyjście naszego Pana jest pod wieloma względami podobne do pierwszego. Dotyczy to również Jego słów: „Mniemacie, abym przyszedł pokój dawać na ziemię? Bynajmniej, powiadam wam, ale rozerwanie” (Łuk. 12:51). Będzie się tak działo dopóty, dopóki Jego Kościół nie zostanie zgromadzony i uwielbiony, a Jego Królestwo ustanowione z chwalebnym autorytetem.
Wyrażenie: „abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” oznacza, że w tym czasie, w którym zabrzmi wezwanie do wyjścia, lud Boży posiądzie jasne zrozumienie prawdy. Będzie wyraźnie wiadomo, na czym polega grzech Babilonu – jego błąd nauki i życia. Uzyskawszy takie oświecenie, ci, którzy należą do ludu Bożego, mającego Jego ducha oraz Jego umiłowanie dla sprawiedliwości i prawdy, znienawidzą błąd i ciemności, w których tak długo tkwili. Będą oni gotowi i chętni, by dowiedzieć się, jakie są ich zobowiązania względem nominalnego kościoła. Wpływ światła prawdy na ich serca sprawi, że instynktownie zadadzą sobie pytanie: „Co za społeczność światłości z ciemnością” i będą tylko czekali, by Pan ukazał im swoją mądrość i wolę. Do takich Pan zwraca się przez swe Słowo: „Wynijdźcie z niego, ludu mój”.
Wyrażenie: „abyście nie byli uczestnikami grzechów jego” ma charakter zarówno przypomnienia, jak i groźby. Jest to przypomnienie, że nie mając świadomości prawdy, nie mieli też odpowiedzialności za błędy i złe postępowanie Babilonu, matki i córek. Ale teraz, gdy rozumieją te błędy, czyli grzechy, ponoszą też odpowiedzialność. Jeśliby więc teraz pozostali w owych organizacjach, wyrażaliby przez to swe intelektualne poparcie i byliby tak samo odpowiedzialni jak ci, co wprowadzili te błędy, a co więcej, z pewnością mieliby też udział w ponoszeniu konsekwencji.
Jednak z różnych powodów niektóre osoby starają się usprawiedliwiać, by tylko pozostać w Babilonie. Wykazują przez to albo brak właściwego ducha prawdy, albo że nie skorzystały w wystarczającej mierze z „pokarmu na czasu słuszny”, jaki zapewniłby im właściwe zrozumienie grzechów Babilonu, które według Pańskiej oceny sięgnęły aż do nieba. Innym czynnikiem wywołującym zamieszanie jest to, że niektóre córki rzymskiej matki porzuciły wiele z zewnętrznych symboli i form praktykowanych przez ich matkę. Mimo to jednak zachowały znaczną część jej ducha i nauki.
Dla przykładu, baptyści, kongregacjonaliści, adwentyści, „uczniowie” i kilka innych ugrupowań religijnych twierdzą, że nie mają żadnych więzów. Utrzymują, że to Biblia stanowi ich credo oraz że każda grupa, czyli zgromadzenie, jest sama odpowiedzialna za swoje sprawy, że spotkania, na które owe niezależne zgromadzenia różnych wyznań się ze sobą schodzą, stanowią jedynie dobrowolne stowarzyszenie, w którym nie ma miejsca na denominacyjny nadzór i sekciarską niewolę. Ponadto, szczególnie u „uczniów”, wymagane wyznanie wiary jest bardzo proste. Jednak zaraz na początku wymieniana jest nauka o trójcy lub o wiecznych mękach albo też one obydwie. A tam, gdzie nie są one wyszczególnione, są uważane za oczywiste. Jeśli się o nich wspomni, podobnie jak na temat sposobu powrotu naszego Pana czy czasów restytucji, to natychmiast pojawia się mocny nurt sprzeciwu i czy to jest zapisane, czy nie, okazuje się, że istnieje credo, odnośnie którego nie dopuszcza się możliwości przeprowadzenia biblijnego sprawdzianu czy wyrażenia krytyki. I jeśli nie wyrazisz zgody, będziesz musiał albo zachować milczenie, albo opuścić taką społeczność.
Słowo credo oznacza „wierzę”. Jest rzeczą zupełnie słuszną, że każdy chrześcijanin ma dla siebie credo, czyli zestaw przekonań, w jakie wierzy. Jeśli zaś pewna liczba chrześcijan osiągnie jedność wiary zgodnej z zarysami Słowa Bożego, ich zgromadzanie się na społeczność i wspólnotę będzie, zgodnie z oświadczeniem Biblii, zarówno właściwe, jak i pomocne. Powszechną trudnością jest to, że gdy grupy chrześcijan spotykają się jako bracia, sporządzają sobie pisane lub domyślne creda, które wychodzą poza to, co napisane w Słowie Bożym, obejmując także ludzkie tradycje. Albo też pomijają one wiarę, czyniąc moralność, czyli dobre uczynki, jedyną podstawą społeczności. Jednak sama nazwa wskazuje, że chrześcijanie to ludzie wierzący w Chrystusa, a nie tylko moraliści. Chociaż więc pewien zestaw przekonań jest konieczny, a ten, kto by go nie miał, nie miałby też wiary, a zatem byłby niewierzący, i chociaż społeczność chrześcijańska w zgodności wiary jest konieczna dla osiągnięcia wspólnoty, to jednak wszyscy powinni zwrócić uwagę na to, że społeczność i wiara pierwotnego Kościoła pod Bożym kierownictwem opierała się na pierwszych zasadach nauki Chrystusowej. I dlatego ani nic więcej, ani nic mniej nie powinno stanowić fundamentu społeczności chrześcijańskiej tu i teraz.
Zaproponujemy bezpieczny sposób oceny, czy twoje obecne zgromadzenie w imieniu Chrystusa stanowi część Babilonu, czy nie, i czy w związku z tym dotyczy cię wezwanie „wynijdźcie”. A mianowicie: Jeśli w twoim zgromadzeniu nie ma zebrań, podczas których ktokolwiek może poddać pod dyskusję jakiś fragment Pisma Świętego, a ty oraz inni możecie w jej ramach przedstawić wasze poglądy na Słowo Boże, to coś jest nie w porządku. Nie powinieneś pragnąć takiej społeczności. Twoje światło znajduje się pod korcem i zaniknie, jeśli nie zapewnisz mu odrobiny swobody. Albo porzucisz taki stan rzeczy, albo twoje światło stanie się ciemnością.
Jeśli jednak na zebraniach, w których uczestniczysz, masz taką samą szansę jak inni, by powołać się na jakiś fragment Pisma Świętego i na równi z innymi móc wyrazić swój pogląd na temat jego znaczenia, to możesz stwierdzić, że znalazłeś przynajmniej niektóre przejawy chrześcijańskiej wolności. Gdyż żadnemu chrześcijaninowi nie wolno odebrać prawa odpowiedzi na pytanie o uzasadnienie nadziei, którą wyznaje. A skoro każdy chrześcijanin twierdzi, że jego credo, czyli zestaw przekonań, jest zbudowane na Słowie Bożym, to wynika z tego, że każdy powinien też być nie tylko chętny, ale i gotowy, by w dowolnym czasie zmienić swoje przekonanie na bardziej biblijne, jeśli tylko ktoś umie mu takie wskazać.
Odnalazłszy takich, którzy stosują beriańskie metody, raduj się, ale z bojaźnią, dopóki nie sprawdzisz ich dalej. Nie nadużywaj ich gościnności przez usiłowanie zmonopolizowania ich czasu. Bądź zadowolony i wdzięczny, że masz swój w nim udział. A gdy przyjdzie kolej na twój temat, to zwróć uwagę, (1) żeby był mądrze dobrany, tak by wzmacniał, a nie tłamsił twoich słuchaczy. (2) Módl się, byś jako duchowny, sługa prawdy, mógł okazać się „robotnikiem, który by się nie zawstydził”. (3) Niechaj nic nie dzieje się wśród sporu, rywalizacji czy próżnych wysiłków demonstrowania własnej chwały lub popisywania się swoją wiedzą na temat Słowa Bożego, ale (4) „szczerymi będąc [KJV mówiąc prawdę] w miłości”, przekazujmy prawdę w sposób wyraźny i dobitny.
Tak długo, jak otrzymujesz takie możliwości, by słuchać innych i wyrażać swoje myśli, możesz uważać, że znajdujesz się w bezpiecznym miejscu. W miarę czynienia postępów w przysłuchiwaniu się innym oraz wyrażaniu własnych poglądów w sposób swobodny i otwarty, sytuacja może rozwinąć się w jednym z dwóch kierunków: albo razem osiągniecie zgodność w duchu prawdy, albo też, jeśli ty będziesz trzymał się Pisma Świętego, a oni będą obstawali przy swoich poglądach, które nie mają oparcia w Biblii, zaczną cię nienawidzić, podobnie jak i prawdę, i prędko zakończy się wasza społeczność.
Jednak w większości wypadków takie doświadczanie duchów nie będzie konieczne. Ogólnie przekonasz się, że zgromadzenia mają ustalone creda, które każdy członek jest zobowiązany uznać. Jeśli nie przez podpis albo ustne zobowiązanie, to przynajmniej przez milczące przyzwolenie. W takim wypadku zapoznaj się z owym credem czy też wyznaniem wiary i przekonaj się, czy uczciwie, szczerze i prawdziwie wyraża ono zasady twojej wiary. Jeśli nie, to nie powinieneś tracić czasu i natychmiast je odrzuć, choć przez minione lata mogłeś być szczerze nieświadomy, co ono zawiera. Teraz wiesz i jeśli teraz w sposób świadomy pozostaniesz w takiej społeczności, będziesz okłamywał samego siebie i w ten sposób dowiedziesz, że nie jesteś miłośnikiem prawdy i człowiekiem, który chce podobać się Bogu, ale zwolennikiem błędu, chcącym podobać się ludziom.
Powiadomienie pastora oraz niektórych lub nawet wszystkich starszych, że z czymś się nie zgadzasz lub w coś nie wierzysz, nie jest wystarczającym rozwiązaniem tej sytuacji. Oni nie mają upoważnienia ani od Boga, ani od ludzi, by zwalniać cię z twojego publicznego wyznania. Jeśli na przykład jesteś prezbiterianinem, to dołączyłeś nie do pastora ani nie do posiedzenia czy też lokalnego zgromadzenia, ale do całej organizacji wszystkich prezbiterian. I dopóki jesteś formalnie jej członkiem, to masz zobowiązanie względem wszystkich, zarówno pod względem wiary, jak i postępowania. A przed całym światem występujesz jako jeden z nich oraz jako wspólnik wszystkiego, co oni razem wyznają. Jeśli nie wierzysz tak jak oni, to twoim obowiązkiem zarówno względem nich, jak i względem świata jest się wycofać, by w ten sposób zająć właściwe stanowisko względem samego siebie, jak i względem wszystkich innych ludzi. Jeśli z łaski Bożej jesteś jednym z niewielu, którzy przeszli z ciemności do cudownej światłości, to będziesz się teraz wstydził nauk, które wcześniej z przyjemnością wyznawałeś. Wobec tego znajdziesz przyjemność w tym, by zmniejszyć o jednego liczbę wyznawców błędu, a dodać jedną osobę do liczby wzgardzonego „malutkiego stadka” – do którego rzeczywiście nie przyznają się ludzie, ale które Bóg przyjął jako swoją własność, którą ukochał i o którą się troszczy.
Tak jak nie dołączałeś tylko do pastora czy zebrania, lecz do zgromadzenia, całej grupy wyznaniowej, tak też twoja rezygnacja z członkostwa powinna w miarę możliwości być tak samo publiczna jak przystąpienie do zgromadzenia. W związku z tym, w odpowiedzi na wiele zapytań w tej sprawie, podajemy poniżej propozycję ogólnego zarysu listu oznajmiającego o wycofaniu się z kościoła. Każdy, kto ma taką potrzebę, może czuć się uprawniony do skopiowania i wykorzystania tego wzoru. W miarę możności powinien on być odczytany głośno w czasie jakiegoś otwartego zebrania, przewidzianego na ogólne wystąpienia, spostrzeżenia itp., na przykład w ramach zebrania świadectw i modlitw. Po odczytaniu należy go wręczyć przewodniczącemu zebrania jako przedstawicielowi zgromadzenia i administracji. Jeśli z jakichś powodów, choroby czy innych podobnych przyczyn, taki sposób postępowania okaże się niemożliwy, to list ten powinien zostać wysłany w kopercie zaadresowanej do wszystkich członków urzędującej rady, która egzaminuje kandydatów na członków lub reprezentuje zgromadzenie w sprawach duchowych.
Proponowana forma takiego listu byłaby następująca:
Drodzy bracia i siostry
Członkowie i przedstawiciele kościoła _____
Pan nauczył mnie ostatnio pewnych cudownych rzeczy ze swego Słowa i jestem z tego bardzo zadowolony. Oczy mojego zrozumienia otwarły się tak szeroko, że Biblia stała się dla mnie zupełnie nową księgą. Bóg stał się teraz moim Ojcem, Chrystus Odkupicielem, a wszyscy wierzący moimi braćmi w takim znaczeniu, jakiego nie znałem nigdy wcześniej.
Nie chciałbym, żebyście pomyśleli, że miałem jakąś wizję albo otrzymałem szczególne objawienie. Przyjąłem jedynie Słowo Boże, które „przedtem napisano ku naszej nauce”. Jednak Bóg sprawił, że przez pewnych Jego sług stało się ono dla mnie niedawno bardziej zrozumiałe. Owi słudzy również nie powołują się na żadne specjalne natchnienie czy objawienie, ale twierdzą, że nadszedł po prostu słuszny Boży czas na odpieczętowanie i ujawnienie Jego chwalebnego planu, który w mądry sposób był w przeszłości utrzymywany w tajemnicy, jak to oznajmia samo Pismo Święte – Dan. 12:9.
Z owych błogosławionych spraw mogę krótko wymienić jedynie kilka. Zrozumiałem, że Pismo Święte nie naucza, jakoby wszyscy, z wyjątkiem świętych, mieli się znaleźć na wiecznych mękach. W Biblii odkryłem stwierdzenie, że zupełną zapłatą za dobrowolny grzech przeciwko pełnej świadomości woli jest, używając języka Apostoła, „wieczne zatracenie od obliczności Pańskiej”. Co więcej, zrozumiałem, że ponieważ tak wielu ludzi (zapewne znaczna większość) umarło w całkowitej lub częściowej niewiedzy odnośnie Boga i Jego oferty życia wiecznego przez Chrystusa, Bóg łaskawie zapewnił możliwość, by w czasie Wieku Tysiąclecia wszystkie takie osoby ze wszystkich narodów ziemi mogły być błogosławione niezbędną wiedzą oraz mogły otrzymać sposobność okazania posłuszeństwa zapewniającego życie wieczne. Dalej jeszcze przekonałem się, że zgodnie z nauką Pisma Świętego my, czyli Kościół Wieku Ewangelii, jako współdziedzice z Chrystusem, naszym Panem, mamy być Bożymi przedstawicielami w udzielaniu owego wspaniałego milenijnego błogosławieństwa. Na koniec zrozumiałem też, że ów czas błogosławieństwa, o który lud Boży modlił się od tak dawna, mówiąc: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”, jest najprawdopodobniej bardzo nieodległy, że już obecnie pszenica oddzielana jest od kąkolu, a niedługo wielki ucisk obali obecne instytucje i ustanowi Chrystusowe Królestwo pokoju i sprawiedliwości. Z przyjemnością dostarczę biblijne dowody potwierdzające te przekonania każdemu, kto pragnąłby rozważać Słowo Boże i sprawdzać, czy tak się rzeczy mają.
Teraz jednak, drodzy przyjaciele, muszę spełnić przykrą powinność. Uważam, że wiele z owych klejnotów prawdy stoi w bezpośrednim konflikcie z naszymi poglądami, tak jak są one nauczane i wyznawane przez naszą wyznaniową literaturę. Wobec tego, chcąc być uczciwym względem siebie i was, zmuszony jestem zrezygnować z członkostwa w tym kościele, w którym jestem razem z wami. Pozostanie oznaczałoby mylne przedstawianie waszych poglądów, podczas gdy wy błędnie reprezentowalibyście moje – nauka o wiecznych mękach dla dziewięciu dziesiątych naszego rodu wydaje mi się obecnie potwornym bluźnierstwem przeciwko miłości Boga, którego Słowo, jeśli jest poprawnie zrozumiane, naucza czegoś całkowicie przeciwnego.
Przez blisko ____ lat starałem się wiernie dotrzymywać moich zobowiązań względem was, jako moich współczłonków w tym kościele. Nauczyłem się tutaj miłować niektórych z was w sposób bardzo serdeczny – jednych za przymioty społeczne, innych ze względu na świętobliwość i upodobnianie się do Chrystusa. Sprawia mi to ogromny ból, że muszę oznajmić wam o mojej rezygnacji, i dlatego składam to wyjaśnienie. Zapewniam was, że przyczyna nie leży w tym, iż moja miłość stała się mniejsza niż poprzednio, gdyż wydaje mi się, że z łaski Bożej zwiększa się ona zarówno względem Niego, jak i tych, którzy do Niego należą, a także jako odruch współczucia w stosunku do całego rodzaju ludzkiego. Moja decyzja nie powinna być zatem rozumiana jako wycofanie się z Kościoła Chrystusowego, który jest zapisany w niebie, ale jedynie jako rezygnacja z członkostwa w kościele _______, którego członkowie są zapisani na ziemi. Wycofuję się, by uzyskać więcej wolności sumienia zarówno względem Boga, jak i względem ludzi, a także by móc utrzymywać pełniejszą społeczność ze wszystkimi, którzy są ludem Pańskim z potrzeby serca – nie tylko z tymi, którzy znajdują się w tym zgromadzeniu czy wyznaniu, ale także we wszystkich innych. Nie proszę o pisemne potwierdzenie mojej rezygnacji, gdyż nie sądzę, bym mógł lepiej pasować gdziekolwiek indziej. Z mojej strony pragnąłbym usunąć wszelkie bariery między sobą a moimi towarzyszami pielgrzymki. Tak więc dla was wszystkich, którzy jesteście w Chrystusie Jezusie – członkami Jego Ciała – nadal pozostaję współczłonkiem, latoroślą prawdziwej winorośli (Chrystusa), której nic nie może oddzielić od miłości Bożej w Chrystusie, mym Panu – Jana 15:5; Rzym. 8:38,39.
====================
— 1 i 15 września 1893 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: