R0881-3 Słowo przestrogi

Zmień język 

::R0881 : strona 3::

Słowo przestrogi

Żyjemy w czasach, w których krytykowanie – czy to pisemne, czy ustne – nauk innych osób uważane jest za niegrzeczne, traktowane jako znak ograniczenia oraz dewocji, niezależnie od tego, jak błędne te nauki mogą być. Te powszechne nastroje wyrosły z dążeń różnych denominacji protestanckich do stworzenia zewnętrznej unii lub przynajmniej porozumienia celem niewystępowania przeciwko sobie nawzajem, a to dzięki ignorowaniu różnic doktrynalnych zamiast harmonizowania ich w oparciu o Biblię. Zostało to poparte przez niezależnych myślicieli, mających właściwe lub niewłaściwe poglądy, którzy przestali zgadzać się ze swoimi denominacjami, a jednak z powodu sekciarskiej popularności pragnęli pozostać w granicach nominalnego kościoła. Oni to, wezwani do złożenia wyjaśnień, do obrony swojego stanowiska, wołają „dewoci” i „ograniczeni” na tych, którzy próbują pociągnąć ich do odpowiedzialności za odstąpienie od ślubów wyświęcenia w sekcie, pod której nazwą i auspicjami pozostają.

Ludzie światowi, którzy dominują w każdej sekcie, wolą nowsze i tak zwane liberalne poglądy, a ci, którzy mocno trzymają się doktryny, prawdziwej lub nie, boją się epitetu „dewot” tak bardzo, że się poddają i starają się myśleć i działać tak cicho, jak to tylko możliwe.

Jest to do takiego stopnia prawdziwe, że wiodące kazalnice czołowych sekt pełne są ludzi genialnych i zdolnych, którzy mimo to nie tylko regularnie kłamią co tydzień (gdyż nie wyznają, że wierzą w doktryny ani też że nauczają doktryn wyznawanych przez sekty, do których należą), ale co gorsza, niektórzy z nich nie twierdzą nawet, że wierzą w Biblię i plan zbawienia w niej zawarty. Czytają z niej teksty na zasadzie rytuału i zwyczaju, ale przytaczają też obok cytaty z Szekspira, uważając najwyraźniej, że jedne i drugie powstały w oparciu o tę samą inspirację. Otwarcie nauczają tego, czego inni nauczają prywatnie – że plan zbawienia jest krokiem w powszechnym procesie ewolucji. Zaprzeczają upadkowi, utracie niewinności, doskonałości i życia przez naszego przedstawiciela, Adama a także okupowi, który uwalnia od tej utraty dzięki ŚMIERCI Jezusa Chrystusa, drugiego przedstawiciela ludzkości (Rzym. 5:17-19; Mat. 18:11). Jeden z tych ludzi otwarcie zadeklarował w swoim zgromadzeniu: „Jeśli wierzycie w stary schemat teologii, że człowiek upadł w Adamie, to nie macie już miejsca, by uwierzyć w cokolwiek, co do was mówię, a moje nauczanie jest na próżno”.

W ten sposób z ewolucji, albo – jak ją określają – z progresywnego rozwoju, tworzą nową ewangelię, nową nadzieję, inną od głoszonej przez Jezusa i apostołów (1 Kor. 15:21, 22; Żyd. 2:9), mówiącej o zbawieniu, które ma być osiągnięte przez zmartwychwstanie, a umożliwione dzięki śmierci Jezusa stanowiącej okup za wszystkich.

Jednak te wypowiedzi prawie nie są kwestionowane, ponieważ po pierwsze, tak zwana „ortodoksja” wśród swoich różnych sprzecznych wierzeń nie posiada jednoznacznych, ostrych, mocnych argumentów, które mogłyby z powodzeniem sprostać tym pogańskim herezjom. Po drugie, te antybiblijne teorie ewolucyjne są popularne pośród bogatych ludzi, wykształconych i podążających za modą, którzy stanowią „kręgosłup” każdej denominacji, a ci, którzy występują przeciwko nim, w każdym wypadku uważani są za ograniczonych dewotów, przeciwników reform i postępu.

Dziękujemy Bogu za wolność sumienia, za wolność od stosów, za reformę i postęp w studiowaniu Jego Słowa, za umiejętność właściwego analizowania Jego cennych prawd oraz za światło, które obecnie z tego Słowa bije, odsłaniając tradycyjne błędy i ujawniając Boskie plany. Liberalne chrześcijaństwo, obecnie tak popularne, obejmuje 350 milionów chrześcijan na świecie, a w tej liczbie mieści się każdy odcień wiary i niewiary, które mają swe źródło w Biblii bądź też poza nią. Obejmuje ono również, jak to się publicznie przyznaje, „wszystkie splamione i poranione” charaktery chrześcijaństwa. Dzięki Bogu mamy jednak dość wiedzy na temat Jego Słowa, by całkowicie odrzucić to wszystko jako niezgodne z jego naukami. A kto przez milczenie lub czyny udziela poparcia błędowi lub jego zwolennikom, jest uczestnikiem tego zła.

Ten sam błędny kierunek z tych samych powodów dominuje w prasie religijnej, choć w mniejszym stopniu. Istnieją liczne czasopisma, których nauki, choć moralne, skłaniają się – podobnie jak te opisane wyżej – do ewolucjonizmu i stoją w opozycji do biblijnej ewangelii mówiącej o przywróceniu z UPADŁEGO stanu dzięki zapłaceniu okupu, czyli odpowiedniej ceny za wszystkich – w śmierci naszego Pana Jezusa.

Nie rościmy sobie prawa do zajmowania się prywatnymi sprawami lub osobistą reputacją współczesnych wydawców, lecz rościmy sobie pełnię praw do tego, by krytykować ich publiczne nauki i przyznajemy im to samo prawo. I chociaż nigdy nie skrzywdzilibyśmy ich osobiście, lecz raczej chcemy czynić im dobrze, dołożymy wszelkich starań, by obalić ich sofistykę i ukazać ją dzieciom Bożym oraz obnażyć przewrotny i usidlający sposób, w jaki odsunęli okup i krzyż Chrystusa, a w to miejsce poddali pomysł, że jesteśmy pojednani z Bogiem przez naszą własną śmierć dla grzechu, jak lubią o tym mówić, każdy na swoim własnym, codziennym krzyżu.

Argumentując, mówią oni, że Adam umarł dla sprawiedliwości, Chrystus umarł dla grzechu, a my możemy być zaakceptowani przez Boga dzięki naśladowaniu przykładu Chrystusa, czyli stając się umarłymi dla grzechu. W ten sposób tworzą argument, którego słabość dostrzega niewielu, ponieważ śmierć bywa używana przez apostołów w znaczeniu przenośnym, jak i dosłownym. Jeśli ktoś z ich czytelników zapyta, czy wierzą oni, że Jezus był grzesznikiem, by móc umrzeć dla grzechu, tak jak Adam umarł dla sprawiedliwości, oni szybko cytują Pismo Święte, które oznajmia, że „grzechu w Nim nie było” i bezpiecznie kończą na tym argumentację, ponieważ niewielu potrafi przejrzeć ich sofistykę. Powtarzają więc w kółko te same rzeczy, przyznając jednym tchem, że w Jezusie nie było grzechu, a następnie, że umarł dla grzechu w taki sam sposób, jak Adam umarł dla sprawiedliwości, i że my powinniśmy umrzeć dla grzechu, tak jak On to uczynił.

Z trudem dajemy wiarę, by ci nauczyciele zostali zwiedzeni przez swoją własną sofistykę i nie potrafili zauważyć, że skoro Jezus był bez grzechu, to Jego umieranie dla grzechu w dowolnym znaczeniu przenośnym byłoby zupełnie innym obrazem niż nasza śmierć dla grzechu. Chodzi o to, że w tym znaczeniu, w którym my stajemy się martwi dla grzechu, byliśmy kiedyś w tym grzechu żywi, aktywni. W efekcie, jeśli Jezus nigdy nie żył w grzechu, to nie mógł umrzeć dla grzechu w takim samym znaczeniu, w jakim o nas można powiedzieć, że umieramy dla grzechu lub przestajemy żyć w grzechu.

Załóżmy, czysto teoretycznie, że przyznajemy im rację, a następnie mówimy, iż Adam umarł dla sprawiedliwości, gdy zaczął żyć w grzechu. Bez wątpienia oznaczałoby to, że był żywy dla sprawiedliwości, zanim mógł umrzeć lub przestać żyć w takim stanie. Skoro nasz Pan Jezus nigdy nie żył w grzechu lub dla grzechu, czyż nie jest oczywiste dla wszystkich, że nie mógł umrzeć dla grzechu w sposób, w jaki Adam umarł dla sprawiedliwości, czyli w znaczeniu odejścia od grzechu lub porzucenia go? W związku z tym jasne jest, że taki argument zamiast być logiczny, jest sofistyką – zwodniczym ułożeniem słów w celu przekazania fałszywej idei i spowodowania, by wydawała się rozsądną.

Jakie jest więc znaczenie zdania z Rzym. 6:10 (BT): „Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz”? Odpowiadamy: On umarł dla [lub z powodu] grzechu raz, jednak nie metaforycznie, lecz rzeczywiście, naprawdę, na literalnym krzyżu – jako ofiara za nasze grzechy lub z powodu naszych grzechów. Gdy uświadamiamy sobie pełnię ceny w ten sposób zapłaconej oraz to, że przy powstaniu z grobu On nie wziął tej ceny z powrotem, ale został wzbudzony przez Ojca do nowej natury, to jesteśmy przygotowani, by zdać sobie sprawę, że my, którzy byliśmy pod potępieniem śmierci, jesteśmy w pełni odkupieni spod tej kary, a przez zmartwychwstanie odzyskamy życie. Uświadamiając sobie to teraz, przez wiarę możemy myśleć o sobie jakbyśmy przeszli przez mękę, przez którą przeszedł nasz Pan – jakbyśmy umarli i zostali ożywieni przez Boga (Rzym. 6:11).

W rzeczywistości zapłatą za grzech jest całkowite zniszczenie, jednak Chrystus zapłaciwszy naszą karę, zapewnił nam ożywienie ze stanu śmierci. W ten sposób, jeśli chodzi o nas, efekt jest taki sam, jak gdyby Bóg użalił się i darował nam karę, a po odebraniu nam życia zgodnie z Jego groźbą, ustąpił i przywrócił nas do istnienia oraz swojej łaski.

Mówimy, że efekt, jeśli chodzi o nas, jest taki sam, ale został on osiągnięty w prawy i sprawiedliwy sposób ze strony Boga. Bóg nie mógłby łamać swoich własnych praw i dekretów. Coś takiego wskazywałoby na niedoskonałość, zmienność, wahanie i niesprawiedliwość. On daje nam jednak ten sam błogosławiony rezultat i podtrzymuje ważność swojego prawa. W ten sposób, jak mówi Paweł, sprawiedliwe prawo Boże jest uwielbione i pokazane jako niezmienne i wspaniałe, podczas gdy Jego miłość i mądrość również objawiają się w metodzie użytej do przywrócenia zgubionych i potępionych – tj. w okupie.

Ktoś jednak powie: czy nie nauczacie, że przywilejem wierzących jest ofiarować się jako żywe ofiary i umrzeć wraz z Chrystusem? Tak, faktycznie, w dużej mierze naszym celem i pracą było przedstawienie Kościołowi, iż posiada radosny przywilej, by dopełniać cierpień Chrystusowych i umrzeć wraz z Nim, jeśli będzie żył wraz Nim. Wielokrotnie pokazywaliśmy, że jest to wysokie powołanie kończącego się właśnie wieku, które naznacza ten okres i wyróżnia spośród przeszłych i przyszłych wieków oraz dyspensacji Bożego planu. Wykazaliśmy to nie tylko na podstawie słów apostolskich, ale także obrazów ukrytych w żydowskich obrzędach religijnych. Zawsze twierdziliśmy jednak i wielokrotnie dowodziliśmy na podstawie słów apostołów i Zakonu, że wszyscy członkowie rodzaju Adamowego są grzesznikami znajdującymi się pod przekleństwem, czyli pod karą śmierci za popełniony grzech – są niedoskonali i nie do przyjęcia przez Boga. Twierdzimy i dowodzimy, że okup, który nasz Pan, Jezus, dał za wszystkich ludzi, zapewnia wszystkim pełne oswobodzenie od wszelkich strat spowodowanych grzechem Adama. Dowodzimy także, że my, którzy teraz przyjmujemy ten okup w tym wieku, jesteśmy uznani przez Boga za doskonałych i bez skazy, przykryci przypisaną sprawiedliwością Chrystusa jak szatą, a DZIĘKI tej sprawiedliwości ci, którzy podczas tego „czasu przyjemnego” złożyli z siebie ofiarę i umarli wraz z Nim, zostali zaakceptowani przez Ojca jako Oblubienica i współdziedzice Jezusa Chrystusa, naszego Pana.

Ten właśnie temat podjęli współcześni nam myśliciele, próbując z każdej indywidualnej ofiary uczynić cenę pojednania z Bogiem, a ofiarę Jezusa pozbawić wartości poza tą, że stała się przykładem dla innych ludzi, jak powinni ofiarować się i stawać się godnymi przyjęcia przez Boga.

To jest to, co Żydzi usiłowali zrobić przez ponad osiemnaście stuleci i nie udało im się. Starali się usprawiedliwić samych siebie, stać się świętymi i godnymi przyjęcia przez Boga dzięki swym uczynkom. I co dalej? Czy owi współcześni myśliciele przypisują ofierze Kościoła wyższy standard, niż nauczany przez nas? Wręcz przeciwnie, standard został obniżony, gdyż twierdzą oni, że gdy ktoś umiera dla grzechu, jedynie grzechy są tym, co podlega ukrzyżowaniu. Na ołtarzu przed Panem kładą swoje grzechy i grzeszne pragnienia, ale unoszący się zapach jest niewątpliwie wstrętny. Niestety! Ludzie zawsze mieli do tego skłonność. Rzeczy potępione przez Boga, czyli grzechy, których nie mają prawa akceptować i którym nie powinni pobłażać, te kładą przed Panem i nazywają to ofiarowaniem. Podobnie Saul przyprowadził trzody i stada, które powinien był uśmiercić, i chciał uczynić z nich wielką ofiarę dla Pana, lecz taka ofiara była nie do przyjęcia. Podobnie też kiedy ubodzy Żydzi przyprowadzali na ofiarę dla Pana ślepe, chrome i słabe zwierzęta, nie były one przez Pana przyjmowane. Kain postąpił lepiej niż oni – nie próbował ofiarować Bogu rzeczy słabych i niedoskonałych, ale pierwsze owoce z pola, symbolizujące dobre uczynki. Mimo to jednak jego ofiara nie była godna przyjęcia, ponieważ przede wszystkim musiała być przedstawiona lekcja, że była potrzebna śmierć (figuralna ofiara Jezusa) dla odkupienia nas i przywrócenia łączności z Bogiem, aby nasze dobre uczynki mogły zostać zaakceptowane.

Nasza ofiara musi być bez skazy. Nie możemy ofiarować naszej nieczystości i grzechów. Musimy zostać usprawiedliwieni za darmo od wszystkiego i stać się „świętymi” przez oczyszczenie, które jest we krwi Chrystusa, przez co staniemy się przyjemni w oczach Bożych (Rzym. 12:1). Wtedy możemy się ofiarować i być ofiarą godną przyjęcia.

Jeszcze raz zwróćmy uwagę na niespójność stanowiska współczesnych myślicieli. Uważają, że Chrystus jest przykładem tego, jak umrzeć dla grzechu lub – jak to określają – ofiarować go. Czy rzeczywiście tak jest? Czy porzucił On swoje grzechy i ofiarował je Bogu, skoro był bez grzechu? Co za niespójność! Co za absurd!

Jakie jest więc nasze stanowisko? Odpowiadamy: grzechy i słabości oraz zaparcie się rzeczy, które są złe (grzeszne), a zatem nie mamy do nich prawa, nie były w ogóle częścią ofiary Jezusa, naszego Pana, ani nie są częścią naszej ofiary jako Jego uczniów i naśladowców. Jego ofiara polegała na zaparciu się praw, przywilejów, wygód i wolności w służbie dla Bożego planu, a jej ukoronowaniem oraz dokonaniem było oddanie własnego życia, do którego miał pełne prawo, ponieważ nie było w Nim grzechu. Tak jest też z Ciałem Chrystusa, „malutkim stadkiem”, które teraz jednoczy się z Nim w ofierze i śmierci, aby móc razem z Nim uczestniczyć w chwale oraz udzielaniu światu błogosławieństw, które Jego ofiara okupu umożliwiła. Odmawiają sobie należnych im przyjemności, wolności itp. w życiu doczesnym, a w śmierci oddają istnienie, do którego dzięki okupowi Jezusa mają prawo. Oddają ludzką naturę oraz wszystkie jej przywileje na wieczność, tak jak pokazał im Mistrz, i mają Jego zapewnienie przebudzenia się na Jego podobieństwo, które jest wiernym obrazem osoby Ojca – boskiej natury.

Tak więc Przeciwnik zdaje się chwytać i obracać przeciwko prawdzie każdy jej punkt, który zaczyna odgrywać jakąś rolę. Dobrze zostało powiedziane, że przemienia się w anioła światłości [prawdy]. Jego metody są różne, ale jego zasady są zawsze te same, a skoro stara się on usidlić i doprowadzić dzieci światłości do potknięcia, wybiera najlepszych spośród nich, których może pozyskać, by byli jego narzędziami w prowadzeniu jego sprawy.

====================

— Wrzesień 1886 r. —