::R0785 : strona 1::
Widok z Wieży
Ogłoszenie w naszym ostatnim numerze, że mamy na uwadze plan, zgodnie z którym gorliwi w służbie mogliby prawdopodobnie wykorzystać tyle czasu, ile zdołają odzyskać z absolutnych potrzeb życiowych, zaowocował deszczem kart pocztowych, jakie spłynęły do naszego biura. Nawet jeśli nie prowadziłyby one do niczego więcej, to już okazały się błogosławieństwem dla waszego współsługi, Redaktora, pokrzepiając jego serce, gdyż dostrzegł on w waszych szczerych słowach, jak głęboko prawda zawładnęła waszymi sercami i umysłami.
Kiedy serce jest pochłonięte prawdą, nie tylko szuka wszelkich środków i każdej ofiary, aby ją ogłosić, aby inni mogli być nią pobłogosławieni, ale będzie szukało owoców swojej pracy – nie będzie umiało się przeciwstawić tej potrzebie. W ten sposób wy i ja, pracując dla sprawy, którą kochamy, pragniemy, jak to wyraża apostoł, przekonać się, że „nasza praca nie okazała się daremna” – zobaczyć pewne jej owoce. Musimy jednak nauczyć się wytrwale pracować, niezależnie od tego, czy owoc się pojawia, czy też nie, wiedząc, że chociaż kiełkowanie jest żmudne, a wzrost i dojrzewanie powolne, ostateczny sukces pracy jest zapewniony przez wszechmądrego Mistrza, w którego służbie się angażujemy. Jeśli będziemy gorliwi w służbie i całkowicie poświęceni, z pewnością nas użyje, a praca wykonana tylko dla Niego nie może pójść na marne. „Kto wychodzi z płaczem [odczuwając wagę i koszt własnej ofiary], niosąc drogie ziarno, powróci z radością, przynosząc swoje snopy” – Psalm 126:6.
Czasami błogosławieństwo przychodzi w nieoczekiwany sposób, nawet tak jak w tym przypadku, gdy wasze karty były dla nas odświeżającymi posłańcami. I znowu błogosławieństwo poświęconej służby z pewnością będzie większe dla nas niż dla innych. Kto „podlewa” innych, sam zostanie obficie pokrzepiony. W zakresie, w jakim byłeś robotnikiem dla Mistrza i poświęciłeś cokolwiek dla szerzenia Jego prawdy, jesteśmy pewni, że otrzymałeś odpowiednie wynagrodzenie, jak również prześladowania (2 Tym. 3:12), oprócz nadziei i obietnic „zachowanych dla was w niebie”.
To twoje i moje doświadczenie było doświadczeniem innych przed nami w służbie. Jednak nam podobnie jak im Bóg czasami daje przebłysk owocu pracy, kiedy czujemy się słabi i zniechęceni. Tak było z Panem. Po wielu trudach i nauczaniu „wielu zawróciło” i już nie chodzili za Nim jako uczniowie, a Jezus rzekł do dwunastu: „Czy i wy chcecie odejść?”. Potem przyszedł pokrzepiający dowód, że prawda ugruntowała się u niektórych, kiedy Piotr odpowiedział: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego, a my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego” (Jan 6:66‑69). Gorliwość Piotra nie tylko rozweseliła serce Jezusa, ale Piotr również został pobłogosławiony: „Błogosławiony jesteś, Szymonie” – Mat. 16:16,17.
Eliasz czuł się samotny, a jego wysiłki, by odeprzeć fałszywych nauczycieli Baala, nie przyniosły żadnego owocu i modlił się, aby mógł umrzeć. Ale Bóg, który wszystko o tym wiedział, dodawał mu otuchy, zapewniając, że wiernych prawdzie jest nadal siedem tysięcy Izraelitów, którzy niewątpliwie zostali wsparci i wzmocnieni przez pracę Eliasza.
Paweł, wielki apostoł, którego pisma były i ciągle są Bożym skarbcem mądrości i pouczenia, stanowiącego dla wiernych na przestrzeni wieków źródło „pokarmu w odpowiednim czasie”, napisał, jak się wydaje, prawie wszystkie swoje listy z zamiarem skorygowania pewnych doktrynalnych błędów, w które, jego zdaniem, różne grupy dzieci Bożych mogłyby popaść, lub aby pomóc im porzucić błędy, w które już popadli. Nie przypuszczał prawdopodobnie, że jego gorliwość i wysiłki, by pomagać świętym i strzec ich prawdą, miały być tak rozległe w swym wpływie jako Boże drogowskazy dla pielgrzymów na kolejne osiemnaście stuleci.
Tak samo też, drodzy przyjaciele, rzecz ma się i z nami. Nie wolno nam oceniać naszych ofiar i wysiłków na podstawie tego, jak mało możemy zobaczyć rezultatów, ale musimy iść naprzód. W rzeczywistości, chociaż zainteresowanie pracą jest w dużej mierze częścią naszej ofiary, musimy uważać i pamiętać, że nasza ofiara została złożona Bogu, a nie w jakimś naszym własnym interesie czy dla samej pracy. A kiedy okazujemy wielkie zainteresowanie pracą w ramach rozwijania Jego planów, powinniśmy pamiętać, że nasze poświęcenie było dla Pana, że uznając to, Pan nie obiecał nam, iż nam pokaże jakiekolwiek owoce pracy. A zatem czymkolwiek cieszymy się w tym zakresie, jest to tylko Bożą łaską, większą niż została nam obiecana. Pragnąc zawsze odczuwać własną niedostateczność i aby cała moc i mądrość potrzebna do pracy była w Tym, który stoi u steru, „który dokonuje wszystkiego według rady swojej woli”, nie spodziewamy się oglądać wielu owoców z naszej własnej pracy. W przeciwnym razie sukces w Jego pracy mógłby rozpalić dumę i poczucie naszej samowystarczalności, a przez to uczynić nas niezdolnymi do dalszej służby. Ale dziękujemy Bogu, że otrzymaliśmy jednak tak jasny obraz wspaniałych rezultatów wypracowanych przez różne czynniki działające pod Boskim nadzorem.
Dostrzeganie ostatecznych rezultatów przedstawionych w Słowie Bożym powinno nas prowadzić do pilności i poświęcenia, jakie tylko w tym czasie możemy znaleźć, aby z łaski Bożej nasze trudy i łzy, znużenie i wytrwałość, wraz z urąganiami Chrystusowymi (Łuk. 6:22,23) nie poszły na marne i żebyśmy w osiągniętych rezultatach mieli jakiś udział; a wtedy bardziej niż teraz docenimy przywilej bycia współpracownikami Boga i naszego Pana Jezusa w największym i najwspanialszym dziele Bożym – odkupieniu, pojednaniu i restytucji rodzaju ludzkiego.
O tak, Mistrz widział niewiele owoców swojej ofiary, kiedy umierał, a ty i ja musimy spodziewać się podobnego doświadczenia. Ale o Nim jest napisane: „Z udręki swojej duszy ujrzy owoc i nasyci się” (Iz. 53:11). Wspaniałe rezultaty obficie udowodnią mądrość Bożą, a koszt, choć wysoki, nie okaże się zbyt wielkim, gdy spojrzy się na niego tak, jak Bóg to przewidział. Wtedy także wszyscy, którzy teraz poświęcają się dla Chrystusa i cierpią z Chrystusem, będą w pełni usatysfakcjonowani. Jeśli trudzili się i składali ofiary nie dla błędu, lecz prawdy, nie dla sekt, ale dla Chrystusa, otrzymają wielką nagrodę (Mat. 5:11,12) i zostaną nasyceni, gdy wejdą do radości swego Pana.
Przeglądając ostatnio naszą listę angielskich czytelników, stwierdziliśmy, że było ich niewielu. Liczby wskazują, że każdy z około trzystu pozyskanych kosztował około czterdziestu dolarów. (Nakłady, z których są to jak dotąd jedyne owoce, wyniosły blisko 11 tys. dolarów, nie licząc związanej z tym dobrowolnej pracy). I przyszła nam do głowy myśl: Ilu z nich docenia prawdę? Ilu, zauważając, że trzymanie się prawdy wiąże się z utratą poważania, żałuje, że kiedykolwiek ją otrzymali? Ilu – jakże niewielu – docenia prawdę za czterdzieści dolarów – tyle bowiem kosztowało dostarczenie jej do ich uszu?.
To były zniechęcające myśli. Ale potem pomyśleliśmy o wielkim koszcie – ofierze Mistrza – o tym, jaki był koszt naszego zbawienia, liczony nie w srebrze i złocie, ale w postaci drogocennej krwi Chrystusa, a także o innej wysokiej cenie, jaką było samozaparcie się Tego, który pozbawił się reputacji i chociaż był bogaty, stał się ubogim dla nas, aby mógł nas odkupić i pobłogosławić. Widząc, jak niewielu docenia ten pierwszy wielki koszt lub usiłuje zrobić krok w tym samym kierunku, powiedzieliśmy sobie: Ach! dzieje się tak, ponieważ oni i my – wszyscy widzimy, ale niedoskonale. Świat, ciało i przeciwnik malują rzeczy w fałszywych kolorach przed ludzkimi umysłami i tylko wtedy, gdy prawda jaśnieje w nas i bierze nas w posiadanie, jesteśmy w stanie docenić jej wartość, i też tylko w przybliżeniu.
Poczta dostarczyła nam wtedy trzy angielskie listy: jeden od nowego czytelnika, który właśnie otrzymał egzemplarz „Pokarmu dla myślących chrześcijan”, i dwa od dawniejszych czytelników, z których jeden, od drogiego brata Rileya, doszedł w samą porę na ostatni numer Strażnicy, w której opublikowaliśmy kilka jego fragmentów. Zapytaliśmy samych siebie, czytając list brata R. i widząc, jak mocno pochwyciła go prawda, ile jest wart taki owoc? Nasza odpowiedź, kiedy rozważaliśmy naszą własną ocenę wartości prawdy, brzmiała: Jest bezcenny! Oddalibyśmy za niego miliony w pieniądzach i oceany szacunku czy wpływów. Takie jedno serce, radujące się i bliskie Panu oraz ożywione Jego chwalebnym planem, o czym przekonać się można, czytając jego pogłębione rozważania na temat słowa prawdy, warte jest całego wydatku poniesionego w Anglii, całego czasu, pracy i pieniędzy. Jeśli miałoby się okazać, że nikt inny nie zostałby poruszony i pobłogosławiony, to bez wątpienia br. R. odmówiłby takiej ceny za otrzymanie prawdy. Ale któż może powiedzieć, ilu jeszcze uwierzy dzięki słowom i wysiłkom tych, którzy już zostali pobłogosławieni.
Potem przyszły nam na pamięć ofiary, o których wiedzieliśmy, że niektórzy złożyli (a wiemy prawdopodobnie tylko o nielicznych ofiarach i ofiarodawcach – tylko Bóg zna ich wszystkich). Pewna chora siostra, nie mogąc ofiarować czasu ani pieniędzy, wrzuciła do Pańskiego skarbca dwa długie kosmyki swoich włosów na sprzedaż z przeznaczeniem na szerzenie prawdy. Inna siostra w tej samej intencji sprzedała złoty łańcuszek do zegarka, z którego kiedyś była dumna. Pod wpływem prawdy pycha ustąpiła miejsca gorliwości dla prawdy. Przypomnieliśmy sobie również brata z Kentucky, który nie mając pieniędzy, przysłał zegarek, oraz siostrę, która z tych samych motywów przysłała złoty pierścionek. Również inni, o których wiemy, odmawiają sobie wielu rzeczy, które przedstawiały dla nich kiedyś wartość, takich jak kosztowna odzież itp., aby mieć środki, których mogliby użyć, i których używają, w błogosławionej służbie. Niech wszyscy tacy pamiętają, słysząc o sercach radujących się prawdą, że mieli udział w dziele ich błogosławienia.
Nawet jeśli nie widzimy wielu owoców naszej indywidualnej pracy, dziękujmy Bogu za to, co możemy zobaczyć jako owoc naszych wspólnych wysiłków. Gdy pamięć przywoływała te i inne ofiary oraz wiele osób, o których wiemy, że wykorzystują wolne chwile i święta na głoszenie prawdy lub usiłowanie jej szerzenia (co jest równie wysoko cenione przez Tego, który patrzy w nasze serca i akceptuje nasze wysiłki, a nie nasze wyniki), kiedy zauważyliśmy liczne i żarliwe odpowiedzi na proponowany nowy plan pracy, wspomniany w naszym ostatnim numerze – które nadeszły i wciąż się pojawiają – podziękowaliśmy Bogu i na nowo nabraliśmy odwagi.
Nie potrzebujemy wam mówić, że „księga pamięci” – specjalny zapis – jest sporządzana w naszym biurze, by gorliwość takich osób dla Mistrza i Jego Słowa została w ten sposób potwierdzona. A przecież nikt nie wątpi, że Mistrz prowadzi takie i znacznie doskonalsze zapisy. Osoby takie są Jego własnością i znajdują się po Jego stronie w tym dniu, kiedy wybiera On swoje klejnoty. Czy możemy wątpić, że gdy poddaje każdego z nich próbie, to mierzy ich miłość do siebie według ducha ofiary za prawdę, który ich pobudza? Zatem coraz bardziej doceniajmy nasz przywilej okazywania Mu miłości przez radosne znoszenie urągań, hańby, zmęczenia i niedogodności na rzecz prawdy – w Bożej sprawie.
Te myśli, dodające nam otuchy i wzmacniające nas, przekazujemy wam, aby i dla was okazały się pożyteczne.
Prawda! Jakże święty to skarb!
Pozwól, Panie, poznać jej wartość,
Daremne są bowiem nadzieje
I krótko trwają przyjemności
Płynące z innych źródeł.
Gdybyśmy potrafili właściwie oszacować wartość prawdy, uczyniłoby to nas ostrożnymi, aby jej nie stracić. Powinniśmy też mniej zwracać uwagę na jej cenę w samozaparciu, a bardziej doceniać przywilej przekazywania jej innym, nawet kosztem dalszego samozaparcia. Poświęcenie czasu, pieniędzy i reputacji powinno być uważane za „lekki ucisk”, który „przynosi nam przeogromną i wieczną wagę chwały”, podczas gdy w tym samym czasie jesteśmy przez to przygotowani, aby nie patrzeć na rzeczy, które są widzialne, nasze ofiary itd., ale na to, czego nie widać – niezmiernie wielką nagrodę zagwarantowaną dla zwycięzców.
====================
— Październik 1885 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: